poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rozdział 34 - Do it for me, please...

    Przeczytajcie notkę pod rozdziałem :)

    ***Lily's P.O.V***

    Niemal ze wstrzymanym oddechem wpatrywałam się w ring. Justin nie wyobrażał sobie nawet, jak bardzo bałam się o niego. Boks nie był bezpiecznym sportem, a ja zwyczajnie nie chciałam, aby ktokolwiek zrobił mu krzywdę i zmasakrował jego śliczną buźkę. Nikt nie miał prawa go uszkodzić.

    Choć nie znałam się na boksie, od samego początku wiedziałam, że walka nie zaczęła się w sposób czysty i zgodny z zasadami. Już na starcie przerodziła się w zwykłą bójkę, bardziej agresywną i niebezpieczną, powodującą więcej szkód i wylewającą więcej krwi, od której już teraz czułam dreszcze.

    Justin i drugi mężczyzna obrzucali się uderzeniami i kopnięciami. Od samego widoku bolało mnie całe ciało. Nie wiedziałam, jakim cudem Justin wytrzymywał to wszystko i nie wiem również, dlaczego wciąż tego nie porzucił. Jak mógł sam, z własnej woli, wystawiać swoje ciało na ból i liczne siniaki?

    Nagle zobaczyłam, jak przeciwnik uderzył Justina z taką siłą, że szatyn przewrócił się i uderzył głową o słupek ringu. Teraz, oprócz wstrzymanego powietrza, zatrzymało się również moje serce. Autentycznie przestało bić, a ja straciłam czucie w każdej części ciała. Tak bardzo się o niego bałam, zwłaszcza, kiedy przez kilkanaście sekund nie podnosił się z ziemi, tylko trzymał się za głowę, bez ruchu, bez żadnego znaku życia.

    Tak bardzo chciałam podbiec do niego, przytulić, pocałować i upewnić się, że wszystko z nim w porządku, że nie cierpi i może bez trudu podnieść się o własnych siłach. Wtedy jednak mężczyzna podparł się obiema dłońmi i ustał na stopach. Jeszcze przez chwilę zostawał pochylony. Miałam wrażenie, że wszyscy zebrani w magazynie wstrzymali oddechy, ponieważ zapadła głucha cisza. Każdy oczekiwał na ciąg dalszy, podczas kiedy ja pragnęłam, aby to wszystko w końcu się skończyło.

    Nagle Justin wyprostował się gwałtownie i, wykorzystując chwilę nieuwagi przeciwnika, rzucił się na niego z pieściami. Zaczął go okładać po niemal całym ciele. Prędkość jego uderzeń była tak szybka, że drugi z mężczyzn nie był nawet w stanie unieść ręki i obronić się. Miałam wrażenie, że podczas chwilowego upadku nabrał nowej energii, którą teraz wyładowywał na drugim z bokserów.

    Byłam autentycznie oburzona, że sędzia w żaden sposób nie zareagował. Mogli pozabijać się na tym ringu, a on wciąż siedziałby z zamkniętymi oczami, jakby bał się przerwać tę chorą bójkę i próbę sił. Aż w końcu zrozumiałam, że to ja, jako jedyna na hali, muszę zebrać w sobie pokłady odwagi, aby wejść na ring i, ryzykując swoje życie, zakończyć wymianę zatrważających kopnięć i ciosów.

    -Przestańcie! - pisnęłam, przechodząc sprawnie przez relingi ringu. Cholernie bałam się wkroczyć pomiędzy dwóch mężczyzn. Byłam niemal pewna, że ja również nie wyjdę z tego bez szwanku, ale nie mogłam dłużej patrzeć, jak mój chłopak zostaje krzywdzony. To mnie zwyczajnie bolało. Bolało w środku.

    Kiedy moje krzyki nie przynosiły żadnego rezultatu, po prostu ułożyłam jedną dłoń na klatce piersiowej Justina, a drugą na torsie nieznanego mężczyzny i, używając całej swojej siły, odepchnęłam ich od siebie. Przyznam, było to cholernie trudne, jednak w nagłym przypływie agresji, która zrodziła się we mnie, dałam radę ich rozdzielić, a kiedy ich ciała dzieliła niewielka przestrzeń, po prostu stanęłam pomiędzy nimi, ryzykując niemal wszystko, co miałam do stracenia. Byłam od nich o wiele mniejsza, lżejsza i bardziej krucha. Wystarczyłoby niewiele, aby przez przypadek wyrządzili mi niemałą krzywdę.

    Chyba dopiero moja obecność pomiędzy nimi otworzyła im oczy i uświadomiła, że muszą natychmiast zakończyć tę niedorzeczną bójkę. Zachowywali się, jak dwójka gówniarzy, kiedy oboje byli pod trzydziestkę. Powinni chociaż udawać poważnych, dorosłych ludzi, zachowując pozory przyzwoitości.

    Bałam się, że za kilka krótkich chwil znów zaczną skakać sobie do gardeł. A ja nie chciałam oglądać już krwi i kolejnych siniaków, powstających na ciele Justina. Gdybym tylko mogła, siłą ściągnęłabym go z ringu. Nie miałam jednak wystarczająco dużo siły. Mogłam jedynie przytulić się do niego, dlatego już parę sekund później moje ramiona objęły go w pasie, a lewy policzek przywarł do nagiej, spoconej klatki piersiowej. Był to mój jedyny sposób, aby ujarzmić agresję, kłębiącą się w Justinie.

    Bez zbędnych słów złapałam go za rękę i pociągnęłam w stronę jednego z narożników ringu, aby zaraz po mnie przeszedł przez relingi. Po raz pierwszy w życiu posłuchał mnie. Jak grzeczny piesek stawiał krok za krokiem, ze spuszczoną głową, co jakiś czas ocierając przedramieniem krew, cieknącą z nosa. Na koniec tylko spojrzał na swojego przeciwnika, który wcale nie był w lepszym stanie, niż Justin. Wymienili się spojrzeniami, zupełnie bez wyrazu. A może to ja nie potrafiłam dostrzedz w nich emocji, które zdołali tak precyzyjne ukryć?

    -Marsz do samochodu. Ja pójdę tylko po twoje rzeczy i za minutę do ciebie dołączę. - powiedziałam ostro, wskazując Justinowi główne drzwi magazynu. Mój ton nie znosił sprzeciwu, a Justin dobrze o tym wiedział. Potrafił rozpoznać, kiedy byłam wzburzona.
    -Ale...
    -Nie ma żadnego ale. Powiedziałam, marsz do samochodu.

    Zupełnie nie przejmowałam się tym, że zwracałam się do Justina, jak do syna, kiedy w rzeczywistości był niemal dwa razy starszy ode mnie. Wbrew pozorom, nie czułam względem niego współczucia, tylko zwyczajną złość. Prosiłam go, aby na siebie uważał. Powinien liczyć się z moim zdaniem i zrozumieć, że naprawdę martwię się o niego.

    Pchnęłam jedną ręką metalowe drzwi, prowadzące do szatni. Dzięki Bogu, w pomieszczeniu nie było żywego ducha, który mógłby się do mnie odezwać, lub wykonać jakikolwiek inny gest, który w tej chwili wyprowadziłby mnie z równowagi.

    Wyciągnęłam z szafki sportową torbę Justina i wrzuciłam do niej jego szmaty, porozrzucane po szatni. Naprawdę musiałam traktować Justina, jak małego chłopca, niepotrafiącego o siebie zadbać. Wzbudzało to u mnie zwykłą irytację. W końcu, to on miał opiekować się mną, nie na odwrót.

    Wyszłam z szatni tylnym wyjściem, aby nie musieć znów przechodzić przez środek magazynu i oglądać tych wszystkich twarzy, które nagle wzbudzały we mnie obrzydzenie. Podczas kiedy ja, mała, drobna dziewczyna, szarpała się z dorosłymi mężczyznami, nikt inny nie raczył mi pomóc. Zaczynam rozumieć, że ludzie naprawdę czerpią przyjemność z cudzej krzywdy.

    -Kluczyki. - kiedy tylko doszłam do samochodu, o którego maskę opierał się Justin, wystawiłam przed siebie otwartą dłoń i zaczęłam wybijać prawą stopą rytm na podłożu.
    -Żartujesz sobie ze mnie. - podczas kiedy ja byłam lekko wkurzona, do jego twarzy wciąż doczepiony był uśmiech. - Słońce, nigdy w życiu nie dam ci prowadzić.

    Wydałam z siebie westchnienie, pełne irytacji, a moja stopa uderzała o ziemię coraz szybciej i mocniej. Nie mogłam mu pozwolić prowadzić w takim stanie i chociaż ja sama nie miałam prawa jazdy, będę czuła się znacznie bezpieczniej za kierownicą, niż na miejscu pasażera. Oczy Justina były lekko przymknięte, a wzrok nieobecny. Wyraźnie było z nim coś nie tak.

    -Justin, mówię poważnie. Daj mi kluczyki, albo sama je od ciebie wezmę. - spojrzałam mu prosto w oczy, bez cienia uśmiechu, aby uwiarygodnić swoje słowa. Choć w głębi duszy, chciałam roześmiać się na widok jego głupkowatej miny.
    -Jak ty to sobie wyobrażasz? Masz piętnaście lat, nie masz prawa jazdy, nie masz również zielonego pojęcia o prowadzeniu. Uwierz mi, nie chcę jeszcze zginąć.

    Miałam ochotę zatkać mu usta dłonią i wyrwać z ręki kluczyki, lecz zamiast tego dalej czekałam, aż odda mi je dobrowolnie. On natomiast zrozumiał, że choćbym miała stać tutaj do usranej śmierci, nie odpuszczę. Zdecydował się więc, z ogromną niepewnością i wręcz przerażeniem, powierzyć mi kluczyki od swojego samochodu.

    -Dziękuję. - ukłoniłam się przed nim delikatnie, a później zajęłam miejsce kierowcy. Zanim Justin wsiadł, zdążyłam już poprawić lusterka, aby żadne nie ograniczało mi widoczności. Powiem szczerze, nie siedziałam za kierownicą pierwszy raz, dlatego nie miałam żadnych obaw, czy wątpliwości. To Justin niepotrzepnie panikował i uważał mnie za mniej inteligentną, niż w rzeczywistości byłam. Tym bardziej chciałam mu udowodnić, że nie należy oceniać książki po okładce, a słodka buźka może czasem kryć za sobą naprawdę wiele.

    -Jeśli znajdę na swoim autku chciaż małą rysę, nie daruję ci tego, Lily, obiecuję. - ostrzegł, wsiadając do samochodu, z chusteczką, przyłożoną do nosa.
    -Pieprzysz. - mruknęłam pod nosem. Nie wiem, dlaczego, ale irytowało mnie jego przywiązanie do rzeczy, jaką był samochód. Nie miał duszy, nie miał uczuć, a dbał o niego bardziej, niż o człowieka.

    Bez problemu ruszyłam z miejsca parkingowego. Kiedy tylko wjechałam na drogę, sunęłam po gładkim asfalcie, jakbym miała to we krwi i urodziła się z tą wrodzoną umiejętnością. Zauważyłam również, że Justin nie mrugnął ani razu przez kilka minut. Przestałam już nawet zwracać uwagę na tę jego nieufność. Gdybym przejmowała się nią za każdym razem, moja dusza byłaby bardzo obolała.

    -Lily, gdzie ty, do cholery, jedziesz? Mieszkamy w drugiej części miasta. - sapnął Justin. Widziałam, jak rozglądał się przez przednią szybę, marszcząc brwi. Nie wiem, dlaczego, ale dzisiejszego wieczoru zdawał mi się niezmiernie denerwujący. Prawdę powiedziawszy, miałam ochotę uderzyć go w policzek, aby rozładować napięcie, ale został już wystarczająco poobijany. Nie chciałam dokładać mu siniaków.

    -Zabieram cię do szpitala. I nie waż się nawet protestować. Przysięgam, zaciągnę cię tam siłą. Nie chcę, żebyś mi później z bólu po nocach jęczał.
    -W związku z jęczeniem chętnie wtrąciłbym erotyczny komentarz, ale czuję, że księżniczce zbliża się okres, więc wolę nie ryzykować i po prostu się zamknę.
    -Dziękuję.

    Byłam dzisiaj niesamowicie cięta na każdy jego komentarz, dlatego odetchnęłam z ulgą, kiedy przestał wtrącać się w każdy mój ruch. Naprawdę nie potrafiłam stwierdzić, co takiego na każdym kroku wyprowadzało mnie z równowagi. Byłam, niczym chodząca, tykająca bomba, która może wybuchnąć niemal w każdym momencie.

    Po kilkunastu kolejnych minutach zaparkowałam przed szpitalem. To również zrobiłam z precyzją, a Justin, mimo że starał się ukryć emocje, był pod sporym wrażeniem moich umiejętności. Nie zdobył się jednak na choćby cichą pochwałę, na którą podświadomie tak bardzo liczyłam. Czułam się niedoceniona nie tylko przez Justina, ale ogólnie przez życie.

    -Obiecasz, że nie będziesz się tam stawiać i dasz sobie pomóc? - spojrzałam na niego łagodnie. Nie chciałam żadnych kłótni, które powodowały spustoszenie w moim organizmie. Pamiętam, kiedy pierwszy raz pokłóciłam się z Jake'iem. Nie byłam w stanie przełknąć czegokolwiek przez kilka dni.
    -Obiecuję, Lily, jeśli ty obiecasz, że zaraz po szpitalu wrócimy do domu i będę mógł w końcu poświecić całą uwagę swojej dziewczynie, dobrze? - uśmiechając się delikatnie, odparłam na jego pytanie. Między nami wystarczyły gesty, abyśmy zdołali się zrozumieć.

    Weszliśmy do recepcji szpitala, zupełnie pustej, ze względu na późną godzinę. Niektóre lampy, zawieszone na suficie, migały, wzbudzając we mnie grozę. Miałam uraz do szpitali, odkąd spędzałam w nich zdecydowanie zbyt dużo czasu. Budziły we mnie nieprzyjemne wspomnienia i jednocześnie budowały obawy.

    -Przepraszam, mógłby pan pomóc mojemu chłopakowi? - widząc na końcu korytarza lekarza, podbiegałam do niego, zostawiając Justina samego w poczekalni. - Został pobity i mocno uderzył się w głowę.
    -Oczywiście. Wejdźcie na salę przyjęć. - odparł, z delikatnym uśmiechem. Był inny, niż ci, którzy opiekowali się mną. Wydawał się sympatyczny, natomiast moi poprzedni lekarze bardziej spełnialiby się, pracując w zakładzie pogrzebowym.

    Według poleceń lekarza, Justin wszedł do dużej sali, a ja krok w krok za nim. Nie chciałam go opuścić, bo tak samo, jak mnie dzisiaj denerwował, tak samo przyciągał do siebie niewidoczną nicią, która nie byłaby w stanie zerwać się przez jakąkolwiek kłótnię, bądź nieporozumienie. Nicią, którą rozplotły uczucia, gorące i namiętne.

    -Połóż się i lekko opuść spodnie. - polecił Justinowi lekarz. Wtedy szatyn spojrzał na mnie z tak przerażoną miną, jakby w rzeczywistości sądził, że lekrz ma względem niego nieczyste zamiary. I pomimo mojego dzisiejszego nastroju, który nie był najlepszy, nie potrafiłam zatrzymać cichego chichotu.

    Lekarz zaczął delikatnie uciskać brzuch mężczyzny, lecz nie stwierdził w nim żadnych, niepokojących zmian. Nie spodobały mu się jedynie rozcięcia na jego wardze i łuku brwiowym, jednak uznał, że przegroda jego nosa nie jest złamana, a krew wkrótce przestanie zalewać kolejne chusteczki.

    -Mogę z nim porozmawiać? - spytałam cicho lekarza, gdy skończył wstępne badanie Justina.
    -Tak, tylko nie za długo. Chciałbym zrobić mu bardziej szczegółowe badanie głowy. - skinął na koniec głową i odsunął dla mnie niskie krzesło przy łóżku Justina. Gdy spojrzałam na jego ciało, bezwładnie leżące na łóżku, zrozumiałam, że moim marzeniem jest, aby Justin więcej nie narażał się na siniaki i krew. Nie potrafiłam uwierzyć, że coś, co sprawia ból, potrafi być pasją i rozrywką. Jak dla mnie, była to tylko próba sił i pokazanie wszystkim swojej odwagi, która mi nie imponowała.

    -Justin, nie będę cię okłamywać. Chcę, abyś skończył z boksem. To wszystko robi się zbyt niebezpieczne. - ze wstrzymanym oddechem oczekiwałam jego reakcji, której, prawdę mówiąc, zwyczajnie się bałam. Bałam się, że Justin wpadnie we wściekłość, zarzuci mi, że nie pozwalam mu realizować jego pasji. W duchu jednak miałam nadzieję, że zrozumie moją troskę względem niego.

    -Pomyślałaś, z czego byśmy wtedy żyli? Wyobraź sobie, że boks jest jednocześnie moim zawodem, za który dostaję grube pieniądze.
    -Coś wymyślimy, Justin. Ja także zacznę pracować. Zobaczysz, damy radę.
    -Więc może ja zacznę sprzedawać prochy w podstawówce i zabijać niewinne dzieciaki, a ty zaczniesz zarabiać, jako kurwa pod latarnią, hm?

    Przyznam szczerze, że sto razy bardziej wolałabym, aby na mnie nakrzyczał i zwyczajnie obraził się na mnie, że wtrącam się w jego życie. Wyzwisko, jakie skierował do mojej osoby zabolało znacznie bardziej i miało dla mnie o wiele większe znaczenie. I chociaż naprawdę starałam się nie wszczynać pomiędzy nami kłótni, nie potrafiłam puścić tego mimo uszu.

    -Jeśli kłócimy się już na samym początku, nie wróżę nam długiego związku. Jak przemyślisz to, co powiedziałeś i zrozumiesz, jak bardzo mnie to zabolało, wtedy do mnie przyjdź. Teraz nie mam najmniejszego zamiaru z tobą rozmawiać. - powiedziałam szeptem, po czym wstałam z krzesła i pospieszenie wyszłam ze szpitalnej sali. Kiedy natomiast znalazłam się w recepcji, jeszcze bardziej przyspieszyłam, aby zwyczajnie wybiec z dużego, białego budynku.

    Oparłam się o metalową barierkę przed szpitalem i pochyliłam głowę. Po moim policzku spłynął strumień ciepłych łez. Bolał mnie jego oschły stosunek do mnie, choć jednocześnie wiedziałam, że jestem temu współwinna. Oddalaliśmy się od siebie, zanim w ogóle zaczęliśmy się zbliżać. Chciałam dla nas pięknej, świetlanej przyszłości, a jak na razie, teraźniejszość opierała się na kłamstwach, tajemnicach i braku zaufania.

    Wtedy poczułam silne ramiona, owijające moją szczupłą talię, a także umięśnioną klatkę piersiową, wtuloną w moje plecy. Justin obejmował moje ciało, a mi wystarczył ten gest, aby znów czuć się, jak księżniczka. Ten dzień zdecydowanie nie należał do naszych najlepszych, ale miałam nadzieję, że skoro wyszedł ze szpitala zaraz za mną, może zrozumiał to samo, co ja i oboje damy radę wszystko naprawić.

    -Misia, nie płacz. Nie przeze mnie. Nie jestem tego wart i oboje dobrze o tym wiemy. - wyszeptał do mojego ucha i kilka razy pocałował moją skórę, spragnioną jego dotyku. Chyba nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo pragnęłam go fizycznie. Nie uprawialiśmy seksu od niemal dwóch tygodni. Właśnie tyle minęło od śmierci mamy. W tamtym okresie nie miałam najmniejszej ochoty na jakiekolwiek zbliżenia. Natomiast dzisiejszej nocy pragnęłam tego, jak niczego innego.

    -Doskonale wiem, że jesteś wart każdych łez, Justin, a zwłaszcza moich. Dlatego tak bardzo martwię się o ciebie. Dlatego nie chcę znów patrzeć, jak ktokolwiek sprawia ci ból. Nie chcę patrzeć, jak cierpisz i nie chcę czuć twojego smutku.

    Kiedy otarłam z policzków łzy, odwróciłam się twarzą do Justina. Patrzył na mnie z góry, a jego oczy znów wyrażały pustkę. Doszukałam się w nich jednak silnego, wewnętrznego smutku, którego nie ujawniał światu. A ja przyrzekłam sobie, że pomogę mu pozbyć się go, raz na zawsze.

    -Dlaczego, Lily? Dlaczego tak bardzo zależy ci, abym był szczęśliwy i bezpieczny? - czułam, że Justin wiedział, co usłyszy za parę chwil. Czułam to, kiedy zbliżył się do mnie maksymalnie blisko i przyparł moje ciało do metalowej barierki, pokrytej złuszczającą się, białą farbą.
    -Ponieważ kocham cię, Justin, jak nikogo innego na świecie i ze wszystkich ludzi liczysz się dla mnie tylko ty.

    ~*~

    Chciałabym w tej notce zwrócić się do osób, które skrytykowały moje nowe opowiadanie. Doskonale rozumiem tę krytykę i byłam na nią z góry przygotowana. Chciałabym Was jednak prosić, abyście nie zrażali się konkretnie do mnie, a jedynie do jednego z wielu pomysłów. Nie chcę stracić tak wspaniałych czytelników <3

    Polecam blogi! <3
    http://you-can-make-me-fall-in-love.blogspot.com/?m=1
    http://holidayloveandmore.blogspot.com/?m=1

    I równocześnie zapraszam na moje nowe opowiadanie :)
    http://goodnight-sweetheart-jb.blogspot.com

    ask.fm/Paulaaa962

17 komentarzy:

  1. co do rozdziału jest świetny i wgl <3

    a co do twojego bloga ... podoba mi się, że poruszasz tak zwane "ciężkie tematy" , jesteś bardzo odważną osobą i nie ukrywa, że twoje blogi polecam znajomym , bo są po prostu świetne <3

    Kurcze nie ukrywam, że czasem ci zazdroszczę bo też mam bloga , ale tak mało osób komentuję i wgl :)

    xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlaczego przerwałaś w takim momencie!!!!!!! Udusze cie Paula kiedyś, przysięgam:))) co do rozdziału to świetny jak zawsze, a do nowego opowiadania staram się przekonać:) do następnego ✌

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział.Lily umie prowadzić YEAH !Justin był słodki jak przyszedł do niej i ją przytulił.Twój drugi blog moim zdaniem jest ciekawy rozumiem ,że niektórym może się nie podobać ale na ich miejscu poczekałabym na 1 rozdział.Ten rozdział był w pewnym stopniu słodki a Justin powinien przemyśleć to co powiedziała Lily chociaż z drugiej strony jak wtedy mieli by zarabiać ? Nie mam pojęcia ale życzę weny i czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniałe!! Nie przejmuj sie "hejterami" jesteś cudowna i świetnie piszesz! Czekam na kolejny rozdział. <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Boski rozdział czekam na kolejny :-)
    A co do nowego opowiadania gdy przeczytałam prolog było takie WTF ? Ale jednak sie do niego przekonałam nie przejmuj sie tą krytyką :-D

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdzial super. A ty kochana nie przejmuj sie krytyka

    OdpowiedzUsuń
  7. nie przejmuj się krytykami Misia <3 Oni byli, są i będą zawsze. Najczęściej są to ludzie którzy po prostu nie mają pomysłu lub nie potrafią ruszyć wyobraźnią i napisać coś swojego <3
    Ja uwielbiam każde ale to KAŻDE Twoje opowiadanie , piszesz wspaniale, z emocjami , itp.
    A nowe opowiadnie zapowiad się bardzo fajnie juznie mogę się doczekać tego pierwszego rozdziału <3!
    Kasia W.

    OdpowiedzUsuń
  8. niech on nie rzuca boksu :o mało osób z tego żyje? i jakoś nie umiera ;o że raz mu się trafił idiota, który nie wiadomo dlaczego łamie zasady to przecież nie koniec świata ;o końcóweczka słodka <3

    A co do nowego bloga to tak jak wyżej, jestem całkowicie za. Przecież tak naprawdę to się dzieje wokół nas, a my nawet nie zwracamy na to uwagi. Dobrze, że poruszasz taką tematykę i, mimo że gwałcicieli i pedofilów najchętniej sama wysłałabym do piachu, to będę czytać to opowiadanie, bo jest intrygujące i inne. W ogóle twoje opowiadania są zupełnie inne niż cała reszta :* i dlatego cię uwielbiam <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Umieram... Umieram kiedy widzę jaki Justin jest opiekuńczy, chcociaż myślałam, że się pokłócą już tak na dobre. Ale Lily mnie zadziwiła w tym rozdziale, taka pewna siebie i stanowcza haha :) Mam nadzieje, że Justin nie rzuci boksu, bo może z tego coś ciekawego wyniknąć :) Świetny jak zawsze, weny <3

    Pisałam ci już na Asku, ale napisze i tutaj uważam, że nowe opowiadanie mimo, że kontrowersyjne to będzie ciekawe, nie ma chyba jeszcze żadnego o takiej fabule, więc czekam tylko na pierwszy rozdział :))
    http://let-me-to-love-you.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Jejkuu jak słodko <3 szpital to nie jest najromantyczniejsze miejsce na wyznawanie uczuć, ale i tak to było słodkie <3.

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny ! ;)


    http://justin-and-ana.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Boski rozdział <3
    Moim zdaniem Justin nie powinien rzucać boksu. A Lily powinna zrozumieć, że to jego praca i w jakimś sensie pasja. Chociaż z drugiej strony, rozumiem, że się o niego martwi. Też bym się martwiła. *.*

    A co do twojego nowego opowiadania to przeczytałam parolog i nie mogę się doczekać pierwszego rozdziału. To powiadanie jest takie oryginalne i niepowtarzalne. I chociaż nie każdemu może przypaść do gustu do mi się bardzo, bardzo, ale to bardzo podoba <3
    Pozdrawiam ^.^

    Zapraszam do mnie : http://neversaynever078.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Jak tu nie kochać twojego opowiadania, masz talent, a one Ci po prostu zazdroszczą mega talentu. Kocham czytać twoje opowiadania i nie wyobrażam sobie, aby przestać. Rozdział niesamowity i częściowo słodki, a Lily, po prostu nie sądziłam, że tak potrafi władać Justinem, było to niesamowicie słodkie. Poruszała nim, jak laleczką na sznurkach. Mam wrażenie, że Justin nie chciał jej dać kluczyków, bo przypomniało mu się, że już coś takiego zrobił i teraz bał się o Lily, że mógłby ją stracić.
    Czekam na next i weny życzę. <3 Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  14. Cześć kochanie, chciałam Ci powiedzieć, że zostałaś nominowana do Libster award, na moich dwóch blogach.
    http://salty-tears-am.blogspot.com/
    http://Black-clouds-aw.blogspot.com/
    Liczę, że odpowiesz na pytania :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  15. w końcu mu to powiedziała ! ;D

    OdpowiedzUsuń
  16. "W związku z jęczeniem chętnie wtrąciłbym erotyczny komentarz, ale czuję, że księżniczce zbliża się okres, więc wolę nie ryzykować i po prostu się zamknę." Hahahah najlepszy tekst po prostu. Justin taki kochany

    OdpowiedzUsuń
  17. AAAAA powiedziała mu że go kocha nareszcie świetny rozdział

    OdpowiedzUsuń