piątek, 16 stycznia 2015

Rozdział 31 - Goodbye, mother...

    Kolejny rozdział pojawi się w przyszły weekend z powodu mojego wyjazdu :)

    ***Lily's P.O.V***

    To cholernie głupie, ale zwyczajnie nie wiedziałam, jak mam zareagować. Stałam przez kilka długich chwil, jakby moje stopy wryły się w podłoże. Nie potrafiłam tak po prostu podbiec do niej i spróbować uratować jej życie. Co gorsza, nie potrafiłam uronić nawet jednej łzy. Dlaczego? Czy to przez wszystkie krzywdy, jakie mi wyrządziła? Naprawdę nie potrafiłam o nich zapomnieć, nawet teraz, kiedy na ziemi pozostało jedynie jej nieszkodliwe ciało?

    -Justin. - o dziwo, mój głos ledwo zadrżał. Oczywiście, byłam roztrzęsiona i najzwyczajniej w świecie przestraszona, ale mimo to nie rozpłakałam się i nie zaczęłam panikować.
    -Co się... - nie dokończył zdania. Widok mojej matki, z pętlą, zawiązaną wokół szyi, był dla Justina chyba jeszcze wiekszym szokiem, niż dla mnie. Cholera, nie macie pojęcia, jak chciałam zapomnieć o każdej krzywdzie, którą mi wyrządziła. Starałam się tak bardzo, a mimo to nie potrafiłam.

    Dopiero wtedy, kiedy ujrzałam na stole list, tak naprawdę powróciłam do rzeczywistości. Nagle zrozumiałam, że ona nie żyje. Nie żyje kobieta, która dała mi życie i która przez kilkanaście lat była dla mnie jedynym oparciem. Wychowała mnie, poświęciła mi wszystko. Całe swoje życie podporządkowała mnie i mojemu szczęściu. A ja ją zabiłam. Czułam się, jak ta pętla, owiązana wokół jej gardła. Czułam, jakbym osobiście zacisnęła dłonie na szyi matki. To moja, pieprzona wina.

   

    Droga Lily.

    Skoro czytasz ten list, mnie nie ma już wśród żywych. Musisz jednak wiedzieć, że nie była to szybka, spontaniczna decyzja. Uznałam, że tak będzie lepiej. Że świat beze mnie będzie lepszy. Że w końcu pozwolę Ci być szczęśliwą, a nie przytłaczać moimi problemami.

    Przechodziłam załamanie już odkąd zostawił mnie twój ojcie. Nie dość, że odszedł, zabrał mi syna, któremu poświęciłam napiękniejsze lata mojego życia. Zaczęłam na tobie wyładowywać swoją złość, a odkąd poznałam Justina, odkąd zakochałam się w nim, niczego nie pragnęłam tak, jak miłości i zwyczajnej uwagi, bijącej z serca mężczyzny.

    Przepraszam Cię, córeczko, za wszystkie krzywdy, które Ci wyrządziłam. Przepraszam za całe zło, które dotknęło Cię z mojej winy. I proszę, wspomnij niekiedy czasy, gdy byłyśmy ze sobą blisko, jak dwie przyjaciółki, potrafiące się słuchać i wspierać.

    Również chciałabym wam, Tobie i Justinowi, z całego serca życzyć szczęścia, prawdziwego szczęścia, w miłości, która rozwinęła się pomiędzy wami. A Ciebie, Justin, chciałabym prosić, abyś opiekował się moją córką, kiedy ja nie mogę tego robić. Chcę, żeby przy tobie była bezpieczna.

    Jeszcze raz przepraszam Cię, Lily, mając jednocześnie nadzieję, że pewnego dnia mi wybaczysz.

    Alison

   

    Owszem, wielokrotnie przeklinałam ją w myślach. I chciałam również, aby raz na zawsze zniknęła z mojego życia. Teraz jednak oddałabym wszystko, aby przywrócić jej życie. Nigdy nie miałam na myśli dosłownie tego, co krążyło po mojej głowie. W rzeczywistości chciałam ją mieć jak najbliżej siebie. Chciałam, aby była taka, jak kiedyś. Nie, żeby nie było jej zupełnie.

    Chyba wcześniej nie doceniałam, jak wiele dla mnie poświęciła. Praktycznie całe swoje życie dopasowywała do mnie, a ja ani razu nie podziękowałam jej za to i wiedziałam już, że nie będę miała okazji.

    Znów poczułam się winna, tym razem dużo bardziej dosadnie i boleśnie. Gdybym potrafiła raz, a dobrze odepchnąć od siebie Justina, może moja mama byłaby wciąż z nami. Choć z drugiej strony, były to jedynie myśli, które jeszcze bardziej spędzały mnie na dno. W rzeczywistości, jeśli Justin mnie pokochał, zrobiłby to również w innych okolicznościach, kiedy byłabym bardziej zamknięta i niedostępna.

    -Wiem, co teraz myślisz Lily i chcę ci powiedzieć, że nie masz prawa obarczać się winą za jej śmierć, rozumiesz? Alison miała problemy, o których my nie wiedzieliśmy. - próbował mnie pocieszyć, choć doskonale wiedział, że jego starania pozbawione są jakiegokolwiek sensu. Byłam opanowana tylko i wyłącznie dlatego, że nie uleciał ze mnie jeszcze pierwszy szok. Stopniowo jednak mijał, a ja wiedziałam, co nastąpi, kiedy całkowicie opuści granice mojego ciała.

    -Pozwoliłam jej na to, słyszysz!? - krzyknęłam, uderzając piąstkami w klatkę piersiową Justina. Chciałam zmusić go, aby mnie puścił, lecz on ani myślał to zrobić. - Pozwoliłam jej, aby odebrała sobie życie! Zrobiła to przeze mnie! Gdybym nie pozwoliła ci zbliżyć się do mnie, nic takiego by się nie wydarzyło! To moja, pieprzona wina! - miałam wrażenie, że uderzeniami zoatawiałam na skórze mężczyzny liczne siniaki, jednak on ani razu nie skrzywił się.

    -Lily, nie rozumiesz? - tym razem mocniej złapał mnie za ramiona, uniemożliwiając wykonywanie jakichkolwiek ruchów górnej partii ciała. - Tę jedyną spotyka się raz w życiu. Bez względu na to, jaki dystans zachowywałabyś pomiędzy nami, ja zrobiłbym wszystko, abyś była moja. Nikt nie stanąłby na mojej drodze. Więc jeśli chcesz kogoś oskarżać, oskarżaj mnie.

    Miał rację. Nie mogłam całej winy przypisać sobie. Nie potrafiłam jednocześnie mieć pretensji do Justina. Co miałabym mu zarzucać? Że zakochał się we mnie? Że obdarzył mnie ogromną, szczerą miłością? Przecież za to samo byłam mu wdzięczna. Musiałam po prostu pogodzić się z tym, że moja mama nie była tutaj szczęśliwa, a po tej drugiej stronie może w końcu odpocznie od trudu codziennych obowiązków.

    -Kochasz mnie? - przez łzy spojrzałam w jego oczy. Mój głos drżał, tak samo, jak niemal całe ciało, które Justin uspokajał pocałunkami.
    -Najmocniej na świecie. I nie zostawię cię samej już nigdy. - odpowiedział na pytanie, które zadawałam sobie jedynie w myślach. On wiedział, że samotności bałam się najbardziej.

    -Nie chcę, żebyś tutaj została. Nie chcę, abyś została w Nowym Jorku, wśród wspomnień, zarówno tych dobrych, jak i złych. Po prostu chcę, abyśmy razem wyjechali stąd i razem zamieszkali. Lily, proszę, zgódź się. - przez litry łez nie byłam w stanie mu nawet odpowiedzieć, ale bez jakichkolwiek oznak sprzeciwu pokiwałam głową. Myślę, że byłabym w stanie zrobić dla niego wszystko, aby tylko nie zostać sama, zwłaszcza teraz.

    -Zaopiekuję się tobą, słoneczko, obiecuję. Będziesz przy mnie bezpieczna. - nie musiałam wierzyć w jego słowa, ponieważ byłam ich pewna. On nie pozwoli mnie skrzywdzić. Rozumie mnie. Naprawdę był wart mojej miłości.

    Wyplątałam się z objęć Justina, pomimo jego wyraźnego sprzeciwu. Justin wiedział, że chcę podejść do matki i właśnie przed tym chciał mnie uchronić. Ale ja czułam, że muszę to zrobić. Muszę złapać jej zimną dłoń i przeprosić, że moje zachowanie skłoniło ją do samobójstwa. Stojąc tuż przed nią, nie potrafiłam podnieść wzroku. Bałam się. Ten widok kosztował mnie zbyt wiele. W końcu, to moja mama.

    -Zadzwoniłem po policję. Powinni przyjechać za parę minut. - chociaż nie chciałam, aby jacykolwiek obcy ludzie kręcili się po moim domu, wiedziałam, że nie można było postąpić inaczej. Muszą ją stąd zabrać. Muszą ją zabrać, abym mogła uspokoić się chociaż odrobinę. Teraz nie było to możliwe nawet w najmniejszym stopniu.

    -Justin, gdzie idziesz? - krzyknęłam spanikowana, kiedy mężczyzna zaczął stawiać powolne kroku w stronę drzwi wyjściowych. Nie mogłam zostać teraz sama.
    -Spokojnie, kochanie. Chciałem tylko wyjść przed dom. - jeszcze zanim skończył mówić, padłam w jego objęcia, znów wybuchając płaczem. Jego poprzednie próby zatrzymania moich łez okazały się zupelnie bezskuteczne.

    -Błagam, nie zostawiaj mnie nawet na moment. - Justin musiał podtrzymywać moje ciało, kiedy wychodziliśmy z domu. Sama straciłabym grunt pod nogami i runęła na zimne, twarde podłoże.
    -Lily, nie musisz się bać, słyszysz? Nie musisz się niczego bać. - widział, że nie potrafię ustać na własnych nogach, dlatego posadził mnie ostrożnie na krawężniku, przed budynkiem. Ja jednak przestałam go słuchać. Trzęsłam się jedynie, wpatrując w ostatnie słowa mamy, zapisane na idealnie białej kartce papieru.

    To moja, pieprzona wina.

    ***

    Objęta ramionami Justina, wpatrywałam się w dół, pokryty czarną, wilgotną ziemią. Nie odrywając wzroku od jednego punktu, nie przeoczyłam drewnianej trumny, która powoli zagłębiała się pod powierzchnię podłoża, aby w końcu dotknąć dna dołu i pozostać w nim na zawsze.

    Myślę, że moment przełomowy nadszedł w chwili, kiedy czterech mężczyzn zaczęło zasypywać dół, wraz z ciałem mojej mamy, tą samą, czarną ziemią. Nagle stało się dla mnie zupełnie bez znaczenia, jak bardzo mnie skrzywdziła i jak wiele bólu zadała. Znikąd zrozumiałam, że bądź co bądź była moją matką i pomimo głębokiej urazy, darzyłam ją czymś, w rodzaju miłości. Może nie tak silnej, jak jeszcze do niedawna, ale z pewnością część uczuć została we mnie. Po prostu starałam się je zagłuszać, sądząc, że życie w nieświadomości będzie łatwiejsze.

    Wtedy odwróciłam się plecami do grobu i wtuliłam mocno w Justina. Musiałam poczuć na własnej skórze, że nie zostałam sama, że wciąż jest przy mnie osoba, która może mi pomóc. Justin dawał mi te niezbędne zapewnienia. Wystarczyło, że po prostu był, że stał obok mnie i w najtrudniejszych chwilach głaskał opiekuńczo.

    Nie sadziłam, że mimo wszystko jej śmierć zrobi na mnie tak ogromne wrażenie. Teraz już naprawdę zaczęłam płakać, jakby znikąd. Tak nagle wybuchnęłam, zatrzymując wszystkie łzy na powierzchni eleganckiej koszuli Justina. Miałam ochotę po prostu stąd pójść, ale musiałam znaleźć w sobie odwagę, zacisnąć zęby i wytrzymać tutaj do końca.

    Kiedy ksiądz zaczął wygłaszać ostatnie pożegnanie, cholernie chciałam zatkać uszy. Zamiast tego, niemal ukryłam się w marynarce szatyna. Przynajmniej nie mogłam nic zobaczyć, co w obecnej sytuacji było już pomocne. Najgorsze było jednak to, że kiedy mężczyzna zaczął żegnać moją matkę słowami "dobra kobieta", zaczęłam płakać jeszcze mocniej. Czemu nie mogłam chociaż dzisiaj zapomnieć o wszystkim?

    Wśród zebranych na pogrzebie zauważałam jedynie Jake'a, brata oraz mojego ojca, którzy stali po lewej stronie Justina. Czułam ukradkowe spojrzenia każdego z nich. Byłam jednak zbyt słaba, aby podejść do nich i zamienić kilka słów. W mojej głowie panował, nawet nie tyle bałagan, co po prostu istny burdel. Nie wiem, ile czasu zajmie mi poukładanie tego wszystkiego.

    Czekałam tylko, aż ten cholerny pogrzeb się skończy. Miałam wrażenie, że doszczętnie wykańczał mnie psychicznie. A właśnie teraz musiałam się pozbierać. Właśnie teraz chciałam zacząć nowe, lepsze życie, razem z Justinem, w naszym małym, wspólnym świecie. Dlaczego szczęście co chwila nas omijało? Dlaczego wybierało każdą, inną drogę, aby tylko nie spotkać się z nami?

    Chociaż rodziny nowo pochowanych zazwyczaj łączyły się w bólu przed grobem, ja nie chciałam zostać tutaj dłużej. Miałam zamiar zapomnieć o wszystkim i naprawdę wierzyłam, że poradzę sobie w tym nowym etapie w życiu. Czekała mnie jeszcze trudna rozmowa z ojcem, ponieważ po śmierci matki, to on przejął pełnię praw rodzicielskich nade mną. A ja, choćby zmusili mnie siłą, nie zamieszkam z tatą. Moje miejsce było u boku Justina.

    -Cześć, córcia. - mruknął, kiedy razem z szatynem podeszliśmy do niego. Niestety, David i Jake stali zaraz obok, a ja nie chciałam, aby słyszeli naszą rozmowę. Nie oni.
    -Cześć. - odparłam. Nie czułam się w jego towarzystwie swobodnie. Praktycznie od kilku lat nie potrafiliśmy znaleźć wspólnego języka. - To jest Justin. - przedstawiłam sobie obu mężczyzn, którzy uścisnęli swoje dłonie, w jakby przyjaznym geście. Jednak, mimo że ojciec niegdy przesadnie nie interesował się moim życiem, bałam się jego reakcji, kiedy dowie się, co łączy mnie i Justina.

    -Jeśli dobrze rozumiem, byłeś nowym facetem Alison, tak? - spytał, mierząc Justina wzrokiem. Chciałam zwrócić mu uwagę, jednak szatyn w tym czasie pogłaskał mnie niepostrzeżenie po plecach. Nie chciał żadnych kłótni, ani sprzeczek. Pod tym względem różnił się znacznie od innych facetów. Na ogół był oazą spokoju.
    -Tak, byłem z Alison. - odparł krótko, ale nie sztywno czy nienaturalnie. Jego głos brzmiał tak, jak zwykle. Był niezwykle opanowany, podczas kiedy ja z nerwów chciałam rwać włosy z głowy.

    -Nie ufaj mu, tato. Już od dawna obraca twoją kochaną córeczkę. - musiał. Po prostu musiał nawet dzisiaj pokazać, jaki dupek w nim siedzi. David najwyraźniej czerpał radość i satysfakcję, kiedy sprawiał mi przykrość swoim zachowaniem. Doskonale wiedział, że jest mi ciężko. Na miłość Boską, był moim bratem, powinien mnie wspierać.

    Ojciec spojrzał na mnie tak, jakby chciał odczytać wszystkie moje myśli. Jestem pewna, że wolałby ich nie poznać. Dla niego mój etap rozwoju zatrzymał się pięć lat temu, kiedy miałam raptem dziesięć lat. Nie miał pieprzonego pojecia, jak wiele się zmieniło.

    -Lily, sypiasz z nim? - powiedział to takim tonem, jakbym bynajmniej popełniła najokrutniejszą wśród zbrodni. Nie mógł zrozumieć, że dorastam, dojrzewam i również moje potrzeby ulegały zmianie.
    -Ja i Justin jesteśmy razem, a cała reszta jest tylko i wyłącznie naszą sprawą. - burknęłam, może dość niegrzecznie, jednak szczerze. Ojciec nigdy nie interesował się moim życiem, dlatego teraz nie miał prawa mnie osądzać.

    -Wiesz, ile ona ma lat? - mogłam spodziewać się takiego pytania. Było denne i proste. Zwyczajnie przewidywalne. Kiedy chodziło o moje zdrowie bądź samopoczucie, ojca nigdy nie było w pobliżu. Natomiast kiedy rozmowa schodziła na temat seksu, stawał się wielce zainteresowany. To z jednej strony denerwujące, lecz z drugiej po prostu smutne.

    -Tak, doskonale wiem. Jednak pan chyba o tym zapomniał. Zapomniał pan, że ona ma lat piętnaście i potrzebuje ojca, nie tylko od święta. - nigdy nie rozmawiałam z Justinem na ten temat, a on mimo wszystko wiedział, co czułam. Naprawdę mnie kochał. Udowodnił to właśnie w tym momencie. Właśnie teraz pokazał, że miłość to nie tylko pocałunki i seks, ale również wzajemne wsparcie, na które wcześniej nie mogłam liczyć.

    Prawdę powiedziawszy, nie wiedziałam, jak mój ojciec zareaguje na komentarz, rzucony przez Justina, ale cieszyłam się, że powiedział mu to, co leżało mi na sercu.
    -Lily, czego ode mnie oczekujesz? - jednak stchórzył. Stchórzył i nie odparł ataku Justina. Pokazał tym jednocześnie, że zgadzał sie z Justinem i dostrzegł, jak bardzo zaniedbywał mnie przez te wszystkie lata.

    -Oboje dobrze wiemy, że ani mi, ani tym bardziej tobie nie jest na rękę, abyśmy zamieszkali razem. Ty masz swoje życie, ja mam swoje i nie chcemy tego zmieniać. Dlatego, mimo że ty przejąłeś prawa rodzicielskie nade mną, mam zamiar zamieszkać z Justinem, wyjechać z nim z Nowego Jorku. I powiem szczerze, że mało interesuje mnie, co o tym sądzisz. Ja chcę być z nim szczęśliwa. - nie dbałam o swój niekulturalny ton. Nie dbałam o nic. Chciałam niemal wymusić na nim zgodę.

    -Wiesz, że jesteś jeszcze bardzo młoda i teoretycznie nie powinienem ci na to pozwolić. W ogóle nie powinienem pozwolić ci spotykać się z nim. Spójrz, ile lat jest od ciebie starszy.
    -Proszę, nie udawaj, że cię to interesuje, bo oboje wiemy, że to nieprawda. - chyba specjalnie sprawiałam pozory zimnej i bezuczuciowej, przynajmniej w tym momencie. Nikt, prócz Justina, który i tak przejrzał mnie na wylot, nie może zobaczyć, ile nerwów kosztowała mnie ta cała sytuacja.

    -Tato, chyba nie masz zamiaru pozwolić jej z nim zamieszkać. Jest niemal dwa razy starszy, do cholery.
    -Przestań, David. Nie mogę jej do niczego zmusić. Jest już prawie dorosła.
    -Prawie stanowi ogromną różnicę. - burknął, choć wiedział już, że stoi na przegranej pozycji. Wygrałam.

    -Masz mi chociaż powiedzieć, dokąd wyjeżdżacie. - westchnął ojciec, ostatecznie poddając się. Wiedziałam, że przekonanie go nie zajmie wiele czasu, lecz mimo wszystko sądziłam, że nie zgodzi się tak szybko. Bądź co bądź, był moim ojcem i myślę, że w pewien nieznaczny sposób przejmował się moim życiem, zwłaszcza tym dorosłym, w które właśnie zaczęłam wkraczać.

    -Los Angeles. - Justin zamknął moją małą dłoń w swojej. Wtedy spojrzałam na niego ukradkiem. Rzeczywiście, można było pomylić go z moim ojcem, a nie chłopakiem, z którym chcę zamieszkać, z którym sypiam i z którym planuję założyć rodzinę. Szczęśliwą rodzinę, bez kłótni, nieporozumieć i ciągłych nerwów. Rodzinę inną, niż moja.

    Myślę, że ani ja, ani mój ojciec nie chcieliśmy przeciągać tej rozmowy. I tak była najdłuższą, wśród tych, które przeprowadziliśmy w ciągu ostatnich kilku lat. Dlatego gdy tylko mężczyzna spuścił wzrok, pociągnęłam Justina ze sobą, na jedną z bocznych ścieżek, bez pożegnania, bez jakiegokolwiek słowa.

    Miałam żal do ojca, który tak naprawdę zrodził się dopiero dzisiaj. Miałam do niego żal, że tak po prostu porzucił moją matkę, wdając się w liczne romanse i flirty. Tak nie powinien zachowywać się dorosły człowiek. Przysięgał jej wierność i miłość, a zostawił, kiedy tylko mu się znudziła. To niesprawiedliwe. Przez złe doświadczenia obawiałam się tego samego.

    Smutek powoli ustępował, jednak wiedziałam, że był to stan jedynie chwilowy. Nie zapomnę tak prędko o ostatnich dniach, tygodniach. I chociaż w ostateczności znalazłam swoją drogę w życiu, jak i również osobę, z którą chcę przez to życie przejść, musiałam znieść również cierpienie. Myślę, że ono w pewnym stopniu ukształtowało mój charakter. Zanim poznałam Justina byłam ofiarą losu, która godziła się na każde słowo drugiego człowieka. Teraz potrafiłam stawiać opór i naprawdę przeciwstawić się czyjejś woli.

    Justin milczał, doskonale wiedząc, że nie mam ochoty na rozmowę. Zdawał sobie sprawę, ile znaczy dla mnie wszystko, co wydarzyło się w ostatnich dniach. Mogę powiedzieć, że straciłam obojga rodziców, brata i przyjaciela. Dlatego tak bardzo się bałam, że któregoś dnia również i Justin odejdzie do mnie, zostawiając mój świat zupełnie pusty i bezsensowny. Tak naprawdę nie wiedziałam o nim nic. O jego rodzinie, znajomych, przeszłości. Mogłam jedynie ufać jego słowom, wierząc, że przestał notorycznie kłamać, co robił jeszcze do niedawna.

    I nagle, kiedy pozornie większość moich myśli odnalazła w głowie odpowiednią szufladkę, do której powinny zostać przydzielone, mój wzrok przyciągnął jeden z nagrobków, ponownie wywołując zupełne zamieszanie w odległych krańcach umysłu. I chociaż czytałam napis na nagrobnej płycie kilka, pieprzonych razy, nadal odczytywałam te same, kolejno ułożone, litery.
   
    -Justin, tam jest twoje nazwisko...

~*~

    Taki mi rozdział wyszedł, oceńcie go sami <3

    CZYTASZ=KOMENTUJESZ

     Kocham Was <3

31 komentarzy:

  1. Ojoj dzieje się :D Trochę o Justinie tajemniczo ale super ;D do następnego ✌

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zwykle genialny. Jak ojciec może tak łatwo dać córce wyjechać gdzie z prawie obcym i o wiele starszym mężczyzną?
    Szkoda mi Lily. Ciekawe,jakby zareagował, jakby się dowiedział, że Lily została sprzedana? Już wiem, kupiłby jej czerwone różyczki. Zdenerwował mnie on, podobnie jak David, po co on wtyka nos w nieswoje sprawy? Dekiel. Ciekawe, jak Justin wytłumaczy to Lily. Mam nadzieję, że powie prawdę. Rozdział wyszedł Ci niesamowicie. Czekam na next no i weny życzę. Kocham Cię, jesteś wspaniała <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zwykle cuudo ! ;* czekam na kolejny ^ ^

    OdpowiedzUsuń
  4. Taaaajemniczo. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. cudowny *.*
    kocham <3 uwielbiam czytać Twoje opowiadania i nie umnie sie doczekac kolejnego <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowny aż sieesama popłakałam szkoda mi Lily , czekam na next . Jestem ciekawa co Justin jej powie . To wszystko jest genialne 😘

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspaniały rozdział!! Płakałam i czekam na nexta! <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Super czekam na kolejny 🐦🐦🐦

    OdpowiedzUsuń
  9. ojej ! Nazwisko może znaczyć Bieber, ale oficjalnie jego pełne nazwisko (czyli nazwa, czyli nazwisko to również imię) Justin [Drew] Bieber! :o jak to interpretować? Jus jest duchem? czy to jego rodzice? myślę, że to drugie, co nie ? mam nadzieję :> David to dupek, a ojciec to frajer i tyle w tym temacie ;o
    Już nie mogę się doczekać następnego <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Czekam na nn. ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział wyszedł ci świetnie cholernie tajemnicza końcówka szczerze to myślałam ,że to już koniec tego ff sama nie wiem czemu myślałam ,że pogrzeb matki i na tym sie zakończy a ty mnie zaskoczyłaś.Nie mam bladego pojęcie o co może chodzić z nazwiskiem Justina na początku pomyślałam ,że może miał żone (tak wiem głupie) ona umarła czy coś i teraz szuka "nowej miłości" ale to by chyba do niego nie pasowało.Co do ojca Lily nie lubie go David jako brat powinien pomagać Lily a nie ją pogrążać choć pewnie David wie coś czego nie wie Lily i dla tego próbuje ją tak "zniechęcić" nie mam pojęcia ale życzę weny i czekam na następny !

    OdpowiedzUsuń
  12. Oo.... Jestem ciekawa i co chodzi z nazwiskiem ;* moze to jego rodzice .

    OdpowiedzUsuń
  13. Ehhh i jak zawsze musiałaś skończyć w takim momencie. Bede umierać z ciekawości

    OdpowiedzUsuń
  14. Coz, robi sie ciekawie. Czuje, ze jest, a przynajmniej powinno byc jeszcze duzo przed nami. Tak naprawde nic nie wiemy o Justinie i historia dopiero sie rozkreca. Wiec mama nadzieje, ze nie rzucisz tego tak jak whatever-people-say i nie skonczysz na 40 rozdzialach i koncowych pisanych na odwal. Wtedy naprawde bylabym zawiedziona i zla.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, skoro uważasz, że ostatnie rozdziały whatever people say pisałam na odwal, myślę, że nie powinnaś dalej czytać tego opowiadania, ponieważ odniesiesz takie samo wrażenie, a chyba obie nie chcemy, abyś była zawiedziona, prawda?

      Usuń
  15. O jeju! Jestem strasznie ciekawa o co chodzi z tą końcówka i chce już następny :) Bardzo dobrze, że wyjadą gdzieś razem i pewnie tam też będą niezłe przygody haha ;) Justin jest cudowny w tym opowiadaniu *.* Niewiem, taki troskliwy i wogole. Mam nadzieję, źe ojciec Lily ani brat nie będą robić problemów :) Świetny i czekam na następny <3
    http://let-me-to-love-you.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. Chyba sie zakochalam<3 To jest cudowne, trafilam na to calkiem przypadkiem i nie moge przestac czytac moze przeczytam to jeszcze raz? Napewno zaraz przejze inne twoje opowiadania. Masz talent, czekam na next<3 Kochammmm

    OdpowiedzUsuń
  17. Jejku, cudowny <3
    http://salty-tears.am.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  18. nie no po prostu jesteś niesamowita! a ta końcówka jest taka tajemnicza.... Umieram z niecierpliwości i determinacji żeby dowiedzieć się co będzie w następnym rozdziale.. ten blog jest taki jsglisugflgudgiqwug! buziaki i czekam na next :D *.* <3

    OdpowiedzUsuń