poniedziałek, 12 stycznia 2015

Rozdział 30 - It's my fault...

Bardzo cholernie ważna notka pod rozdziałem! Proszę, przeczytajcie <3

    ***Lily's P.O.V***

    Leżałam spokojnie na wielkim łóżku, wsłuchując się w równomierne bicie serduszka Justina. Biło szczęśliwie, wystukując rytm własnej, miłosnej melodii. Łóżko natomiast mogłoby być o wiele, wiele mniejsze. I tak wtulona byłam w szatyna i ściśle przylegałam do jego ciepłego, umięśnionego ciała. Jedną nogę wsunęłam pomiędzy jego obie, a dłońmi obejmowałam szyję. Czułam się przy nim, jak najpiękniejsza księżniczka. Było mi tak cholernie dobrze.

    -Mam wrażenie, jakbym już nigdy nie miała być smutna. - wyszeptałam wprost do jego ucha i delikatnie przygryzłam płatek. Autentycznie nie potrafiłam go puścić, odsunąć się od niego. Teraz, kiedy w końcu był mój, tylko i wyłącznie dla mnie, chciałam przytulać go w każdym momencie, w każdej krótkiej, ulotnej chwili. Tak jakbym nie widziała go przez długie tygodnie i do tego stopnia stęskniła się za nim.

    -Misia, nie pozwolę ci być smutną. - to nie była głupia, nic nie warta obietnica. Powiedział to z pewnością i szczerością. Zupełnie tak, jakby stwierdzał fakty. Zaopiekuje się mną i zaopiekuje się również moim uśmiechem. - Gdybym do tego doprowadził, poniósłbym życiową porażkę. Osoba, którą kocham, nie może czuć się smutna i przysięgam, nigdy nie będzie. - Justin traktował nasz związek bardzo poważnie, niemal jak małżeństwo. A ja potrafiłam to docenić. Pokazywał mi, że jego miłość nie jest jedynie przejściowa, tylko będzie trwać i trwać, dopóki nie ucichną nasze serca.

    -A możesz mi obiecać, że ty również nie będziesz smutny? - wsparłam się na łokciach za jego głową i zbliżyłam twarz do jego, którą w tym czasie objął dłońmi.
    -Jeśli nie dasz mi do tego powodu, nie będę smutny. Nie chciałbym męczyć się ze złamanym sercem. - żartował, lecz ja wzięłam sobie jego słowa głęboko do serca. Owszem, czułam coś do Justina, lecz nie była to jeszcze taka prawidłowa miłość. Bał się, że potraktuję go tak, jak Jake'a. Ja jednak nie obawiałam się, że mogłabym go skrzywdzić. Czułam, po prostu czułam, że miłość kręci się gdzieś, obok mnie, i jedynie czeka na stosowny moment, aby uświadomić mi, że kocham Justina.

    -Zabiorę cię ze sobą na sam koniec świata. - wyszeptał mi wprost do ucha, całując wielokrotnie skórę przy nim. - Tam, gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał. - zamykając oczy, zaczęłam wyobrażać sobie odległą krainę, w której nie ma nikogo, prócz mnie, Justina i naszego szczęścia. - Tam, gdzie nikt mi cię nie zabierze. - wczułam się w słynną scenę ze Zmierzchu, gdzie na samotnej wyspie bohaterowie cieszyli się jedynie swoim towarzystwem. Nam przecież nie trzeba było niczego więcej.

    -Nie przeszkadza ci, że mam tylko piętnaście lat? Jestem od ciebie dwanaście lat młodsza. Mógłbyś znaleźć sobie dojrzałą kobietę, z którą od razu założyłbyś rodzinę, poślubił ją. Ja jestem tylko głupią małolatą, w porównaniu do ciebie.

    -Nie postarzaj mnie tak, Lily. Poczułem się, jak siedemdziesięcioletni dziadek, który nic już w życiu zrobić nie może. Mam dopiero dwadzieścia siedem lat, a ty wcale nie jesteś dla mnie za młoda. Jesteś idealna. A poza tym, zanim poznałem ciebie, byłem w kilku związkach ze starszymi od siebie kobietami i nic dobrego z tego nie wyniknęło. Ze starą babcią nie pójdę na imprezę, nie upiję się. Mogę co najwyżej pooglądać denne seriale. Sądzę, ze przy tobie to życie będzie wyglądało zupełnie inaczej.

    -Jestem mało imprezową osobą i dobrze o tym wiesz. - wypomniałam mu ze śmiechem, znów zaciskając ramiona wokół jego ciała. Po prostu nie potrafiłam przestać przytulać się do niego. To było silniejsze ode mnie.
    -Ale jednak poszłaś się ze mną najebać, a później niemal na czworaka wracałaś do domu. - zachichotał, a ja, chociaż bardzo chciałam przypomnieć sobie te momenty, nie potrafiłam. Najwyraźniej tamte chwile były urwanym filmem w moim życiu.

    -Nie przypominaj mi, Justin, błagam. Wolę nie myśleć, jak się wtedy zachowywałam. - położyłam się na wznak na materacu i zaczęłam cicho chichotać, tak sama z siebie i do samej siebie.
    -Byłaś jeszcze słodsza, niż zazwyczaj. Jak ciasteczko czekoladowe z bitą śmietaną i polewą karmelową. Śliniłem się twój widok. - atmosfera między nami była tak pogodna i przyjazna. Czułam, że mogę powiedzieć Justinowi dosłownie o wszystkim. Nawet o tym, czego się wstydzę.
    -Nadal się ślinisz, nie oszukujmy się. - teraz oboje leżeliśmy na plecach, ramie w ramię, wpatrując się w sufit. Oboje również mieliśmy na ustach uśmiechy od ucha, do ucha.

    -Lily, chciałbym z tobą o czymś porozmawiać. - nagle jakby wszystko uległo zmianie. Jego głos, wyraz twarzy. Każdy, najdrobniejszy szczegół nabrał powagi. Justin nie uśmiechał się już, jak przed chwilą. Teraz był całkowicie skupiony i nie wyobrażałam sobie, aby cokolwiek wyprowadziło go w tym momencie z równowagi.
    -Aż boję się zapytać, o co chodzi. Jesteś zupełnie inny, niż przed chwilą. Coś się stało? Pobladłeś i wydajesz się być... po prostu smutny.

    Naprawdę bałam się słów, które miałam usłyszeć za parę chwil. Zupełnie nie wiedziałam, na czym stoję i na co powinnam się przygotować. Miałam wrażenie, jakby obok mnie leżał całkiem obcy człowiek. Mój Justin, z pogodnego i radosnego, nie mógł w ciągu tak krótkiej chwili zmienić się w poważnego i pozbawionego emocji. Jego twarz bowiem nie wyrażała żadnych uczuć. Cholera, czułam zwyczajny strach.

    -Opowiesz mi o tym? - wtedy uniósł swoją dłoń i złapał cienki materiał kołdry, zsuwając go z moich piersi. Następnie złączył palec wskazujący ze środkowym i delikatnie, bardzo ostrożnie, przejechał nimi po lewej stronie mostka, pomiędzy biustem.

    Wiedział.

    Nabrałam w płuca znaczną ilość powietrza, która mimo wszystko nie pozwoliła mi uspokoić się. Sama nie wiem, dlaczego przez tak długi czas ukrywałam to przed Justinem. Może bałam się, że wtedy spojrzy na mnie z innej strony? A ja tak cholernie chciałam żyć normalnie, bez współczucia i bez niepotrzebnej, dodatkowej troski.

    -Miałam wrodzoną wadę serca. - zaczęłam cicho. Teraz nie leżałam już na materacu, tylko siedziałam, opierając się plecami o ścianę. - Nie pozwalała mi normalnie żyć. Nie dawała również pewności długiego życia, bez bólu. Dwa lata temu przeszłam operację przeszczepu serca. Od tamtej pory żyję normalnie i cieszę się każdym dniem. Gdyby nie przeszczep, już pewnie bym nie żyła, albo byłabym przykuta do szpitalnego łóżka. Właśnie po tym została mi blizna, którą za wszelką cenę chciałam ukryć. Poddałam się paru zabiegom i teraz pozostał jedynie niewielki, ledwo zauważalny ślad.

    Między nami zrobiło się cicho, ale również tak smętnie. Żadne z nas nic nie mówiło. Jedynie nasze oddechy przeplatały się ze sobą. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak bardzo potrzebowałam takiej rozmowy właśnie z Justinem. Byłam z nim, naprawdę na poważnie. Chciałam, aby wiedział, lecz jednocześnie nie chciałam, bojąc się, jak zareaguje. To głupie, wiem, ale nie potrafiłam pozbyć się obaw.

    -Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym wcześniej? Gdybym tego nie zobaczył, prawdopodobnie nigdy bym się nie dowiedział. - mruknął smutno, siadając obok mnie i również opierając się o ścianę. - Lily, jesteś moją dziewczyną, kocham cię, dlatego chcę wiedzieć o tobie wszystko.

    -A czy ja wiem o tobie wszystko? - nawet nie zastanowiłam się nad słowami i dopiero po kilku chwilach zrozumiałam, że były bynajmniej nie na miejscu. - Przepraszam. Ja po prostu nie wiem. Nie wiem, dlaczego ci nie powiedziałam. Chyba uznałam to za mało ważny szczegół, który mogę pominąć. Czuję się dobrze, mogę normalnie żyć, a po bliźnie został jedynie mały ślad, przypominający zadrapanie. Wiesz, nie chciałam, aby ktokolwiek rozczulał się nade mną. To wszystko.

    Wiedziałam, że on rozumiał mnie, jak nikt inny. Rozumiał mnie tak, jak tego oczekiwałam. Rozumiał mnie tak, jak tylko najlepszy przyjaciel potrafi zrozumieć przyjaciółkę. Nie starał się mnie pocieszyć. Nie starał się nawet odezwać. Po prostu mnie przytulił, doskonale wiedząc, że tego właśnie pragnę, zwłaszcza w chwili takiej, jak ta, kiedy przywołałam, bądź co bądź, bolesne wspomnienia. To nie była głupia, przelotna dolegliwość, tylko wrodzona wada, z którą miałabym żyć przez wszystkie lata.

    -Pamiętaj, że cię kocham. Możesz mi zaufać, Lily. Chcę dla ciebie wszystkiego, co najlepsze. Musisz pogodzić się z tym, że martwię się o ciebie, bardzo. - jeszcze przez chwilę kołysał mnie w ramionach, a później położył na świeżej pościeli, ponownie zamykając moje ciało w objęciach. -Myślę, że wystarczy wrażeń, jak na jeden dzień. Dobranoc, skarbie.

    ***

    Czując delikatne, ledwo wyczuwalne gładzenie na policzku, zaczęłam powoli podnosić ciężkie powieki. Chociaż czułam się niewyspana, byłam cholernie szczęśliwa. W takiej radości nie obudziłam się jeszcze nigdy. Wiedziałam jednak, że mój nastrój nie ulegnie zmianie, dopóki jestem tak blisko Justina. Chyba powoli się zakochiwałam.

    -Justin, umiesz robić naleśniki? Mam na nie straszną ochotę, a cholernie nie chce mi się ich robić. - wymruczałam, jedną rękę kładąc na jego karku. Był taki ciepły, był tylko mój. Choćbym miała zginąć, nie oddam go żadnej innej.
    -Kochanie, jedyne, co potrafię ugotować, to woda na herbatę, ewentualnie na kawę. Nie wymagaj ode mnie tak wiele. - zaczął całować moje powieki, a potem przeniósł muśnięcia dosłownie na całą twarz. A ja autentycznie rozpływałam się pod nim. - A poza tym, czekam na prawidłowe powitanie, a nie gadkę o naleśnikach, których swoją drogą nie lubię.

    Po pierwszej części zdania chciałam objąć jego twarz i z ogromną pasją wbić się w te pełne, malinowe wargi, jednakże kiedy tylko dokończył, gwałtownie odepchnęłam go i usiadłam prosto, nawet bez cienia uśmiechu na ustach.

    -Jesteś chory? Jak można nie lubić naleśników? - naprawdę spojrzałam na niego, jak na odiotę. Nawet nie starałam się go zrozumieć. Dla mnie było to po prostu niedorzeczne.
    -Jeśli jeszcze tego nie zauważyłaś, skarbie, jestem na specjalnej diecie, która niemal do zera ogranicza tłuszcze i cukry. - celowo wskazał na swój perfekcyjnie wyrzeźbiony brzuch i ramiona. Miałam wrażenie, że dotychczas jego jedyną miłością była praca nad własnym ciałem, do którego nie można było się przyczepić.

    -Ja natomiast nie trzymam żadnej diety, nawet nie staram się ograniczyć słodyczy, które wpieprzam bez opamiętania, i chyba nie wyglądam najgorzej, prawda? - tym razem ja wyeksponowałam przed Justinem swoje ciało, znacznie mniejsze, drobniejsze i delikatniejsze. Czułam się przy nim, jak krucha, porcelanowa lalka, ale wiedziałam jednocześnie, że podoba się to Justinowi. Ma nade mną przewagę niemal pod każdym względem.

    -Brałbym cię o każdej porze dnia i nocy, w każdym możliwym miejscu na ziemi. - skomentował wprost, z uniesioną brwią obserwując każdy skrawek mojego ciała. - Tyle w temacie.

    Justin z rozmachem odkrył kołdrę, która odałoniła również mnie. Wstał nago z łóżka i podszedł do szafki na przeciwko. W tym czasie ja zajęta byłam przelotnym spoglądaniem na jego, również idealne, pośladki. Chciałam udawać, że wcale nie przyciągały mojego wzroku, ale okłamywałabym samą siebie. Wolałam przyznać się przed sobą, że pociągało mnie całe jego ciało.

    -Zrób zdjęcie, maleńka. Starczy na dłużej. - wykorzystując to, że miałam już na sobie bieliznę, zeszłam z łóżka i z całej siły rzuciłam w niego poduszką, wiedząc, że i tak ledwie poczuł uderzenie. Zaraz jednak przykleiłam się do jego pleców i kilka razy je musnęłam. Boże, jaka ja byłam szczęśliwa. Żadne słowa nie byłyby w stanie tego wyrazić.

    -Musimy o czymś porozmawiać, Lily. - znów zabrzmiało poważnie, jednak tym razem nie miałam nic do ukrycia i mogłam swobodnie rozmawiać z nim na każdy temat.
    -O czym? - wyszłam za ubranym Justinem z sypialni do salonu, połączonego z aneksem kuchennym, za którym szatyn zaczął wyjmować produkty, potrzebne do przyrządzenia naleśników.

    Czyli jednak potrafił gotować.

    Zdziwiło mnie również, że Justin miał w mieszkaniu zapasy żywności. W końcu, od pewnego czasu mieszkał u nas. Musiał jednak regularnie odwiedzać to miejsce. A może po prostu przygotował je, wiedząc, że już wkrótce zrodzą się między nami gorące uczucia.

    -O czymś ważnym i poważnym. Mianowicie, zdajesz sobie sprawę z tego, że nie zabezpieczyliśmy się wczoraj? Wiesz, do czego to prowadzi?
    -Do dzidziusia. - zaćwierkałam radośnie. Dzisiaj nic nie byłoby w stanie popsuć mi humoru. Niczego się również nie bałam. Nie, kiedy miałam przy sobie mężczyznę, takiego, jak Justin.

    -Nie jesteś odrobinę za młoda na dzidziusia? Jak to słusznie zauważyłaś, masz dopiero piętnaście latek. To chyba nie jest najlepsza pora, co?
    -A gdybym jednak zaszła w ciążę, zostawiłbyś mnie, czy zaopiekował się mną i dzieckiem? - znałam odpowiedź na to pytanie, ale chciałam udowodnić mu, że poradzilibyśmy sobie, bez względu na wszystko. Owszem, ja byłam jeszcze dzieciakiem, ale Justin dorosłym mężczyzną, u którego przyszedł w życiu najlepszy moment na założenie rodziny.

    -Co to w ogóle za pytanie, słoneczko? Byłbym najszczęśliwszym człowiekiem i nie chcę, żebyś choć przez chwilę w to wątpiła. Mam nadzieję, że o tym wiesz.
    -Wiem, Justin. Chciałam cię jedynie sprawdzić. A podsumowując, jeżeli nie chcesz mnie narażać na dziewięciomiesięczne chodzenie z brzuchem, pamiętaj o gumkach. To zadanie należy do ciebie. Ja nie miałabym jej na co założyć.

    Mimowolnie, zupełnie nieświadomie, wyobraziłam sobie małego chłopca, tak bardzo przypominającego Justina. Oczami wyobraźni ujrzałam również słodką dziewczynkę, trzymaną przez silne ramiona szatyna. Właściwie, znałam go tak krótko, a już wiedziałam, że będzie wspaniałym, troskliwym i opiekuńczym tatusiem. I, prawdę mówiąc, pragnęłam jak najszybciej zobaczyć go w tej roli.

    ***

    -Boję się tej rozmowy. Boję się, że ona mimo wszystko nie będzie potrafiła nas zrozumieć. Po prostu boję się jej, Justin. - mocniej zacisnęłam dłoń na jego dłoni i przysunęłam się bliżej, aby mógł objąć mnie ramieniem i osłonić ochronną barierą, przeciwko mojej matce.
 
    -Jesteśmy szczęśliwi i nikt nie ma prawa tego zniszczyć. Więc głowa do góry, misia. Uśmiechnij się. Zobaczysz, że kiedy wyjaśnimy jej wszystko na spokojnie, może chociaż postara się zrozumieć. Doskonale wiem, że w ostatnim czasie widziałaś tylko tę złą stronę Alison, ale może w końcu przejrzy na oczy i zobaczy, jak bardzo cię skrzywdziła. Cholera, jesteś jej córką. Jestem pewien, że o tym nie zapomniała.

    Sama nigdy w życiu nie odważyłabym się przyjść tutaj, porozmawiać. To chore, biorąc pod uwagę, że spędziłam w tym domu całe swoje życie. Teraz był dla mnie obcy, a z jego murów bił chłód, wywołujący u mnie dreszcze. Właściwie, wróciłam tu tylko i wyłącznie za namową Justina. Sama nie czułam żadnej, wewnętrznej potrzeby. Moja matka już nigdy nie będzie tą ważną dla mnie osobą, która powinna mnie wspierać. Nigdy.

    -Justin, nie wiem, czy to jest dobry pomysł. - z nerwów zaczęłam bawić się włosami, gdy oboje stanęliśmy w progu, przed drzwiami.
    -Nie możesz się tak łatwo poddawać. Musisz choćby spróbować. Jeśli nie będzie chciała z nami rozmawiać, będziemy mieć ją w głębokim poważaniu. Ja mam jednak nadzieję, że coś do niej dotarło i zrozumiała, że była zimną suką.

    Miał rację. Znów ją miał. I chociaż targała mną niepewność i strach, złapałam w końcu za klamkę, a po kilku chwilach namysłu, nacisnęłam. Drzwi okazały się otwarte. Sama nie wiedziałam, czy cieszyć się z tego, czy może denerwować jeszcze bardziej. Pewnym było jednak, że nie ma już odwrotu. Nie mogę wycofać się, kiedy zaszłam tak daleko.

    -Myślę, że powinnaś porozmawiać z nią sama. Ja poczekam w przedpokoju i jeśli tylko coś by się działo, pomogę ci. Nie musisz się bać. Pamiętaj, że przez piętnaście lat była najbliższą ci osobą. Nigdy nie uwierzę, że przestała cię kochać, nawet jeśli tego nie okazuje. Powodzenia.

    Potrzebowałam takiego kopniaka w tyłek, z nową dawką energii, jakiego dostałam od Justina. Naprawdę uwierzyłam, że relacje, pomiędzy mną, a moją matką, nie zostały jeszcze stracone i wszystko możemy uratować. Wystarczy odrobina wiary i dobrego nastawienia, które ja jakimś cudem odnalazłam wewnątrz siebie. Zawdzięczałam to jedynie Justinowi.

    I nagle wszystkie, złudne nadzieje odeszły, jakby nigdy ich nie było. Wszystko, w co wierzyłam i wszystko, na co liczyłam, zniknęło, gdy tylko przekroczyłam próg salonu. Ujrzałam wtedy najgorszy widok, jaki kiedykolwiek mogłam zobaczyć. Z haka, zawieszonego pod sufitem, zwisał gruby sznur, z zawiązaną na końcu pętlą. Pętlą, która otaczała szyję mojej matki. Kobiety, która dała mi życie. Kobiety, która mnie wychowała. Kobiety, która mimo iż bardzo mnie skrzywdziła, przez kilkanaście lat była osobą, której bezgranicznie ufałam.

    A teraz nie żyje. Nie żyje przeze mnie...

    ~*~
  
    A więc mam ważną informację. Wczoraj wieczorem uznałam, że muszę zupełnie zmienić koncepcję na to opowiadanie. Rozdziałów nie zamierzam poprawiać, bo pasują do dalszego ciągu, ale usunęłam prolog, który zupełnie nie dotyczył mojej nowej koncepcji, a także rezygnuję z drugiej części. Również zwiastun jest nieaktualny. Reszta będzie się zgadzać z tym, co pisałam w poprzednich rozdziałach, a pomysł z wcześniej planowanej dalszej części final justice zostanie przełożony do innego opowiadania, które prawdopodobnie rozpocznę już wkrótce.

    Przepraszam za zamieszanie, kocham <3

   ask.fm/Paulaaa962

25 komentarzy:

  1. boski , swietny cudny *.* kocham <33333333333

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko *.* Ten rozdział jest taki słodki, cudowny,ma zarazem jej mama... Boje się, ze teraz bedzie sie obwiniała ciagle i wszystko, jeju :/ A ten przeszczep serca, to niewiem czy nie bedzie z tego pozniej jakiś problemów, ale skupiam sie na teraźniejszość haha :) Mam nadzieje, ze wszystko bedzie dobrze z Lily i Justin pomoze jej z tym co teraz przezywa :( Weny i cudo jak zawsze ;*
    http://let-me-to-love-you.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojej coś nowego ;D będzie super! Haha Do następnego ✌

    OdpowiedzUsuń
  4. ojej ! tak myślałam, że ta ona wróci, to, że oni uciekną będą mieli dzidziusia, a tu nagle wpada jej matka a tu patrze a ona wisi ;< no cóż, jak wolisz, to twoje opowiadanie, to ty o nim decydujesz <3 ja dalej będę czytać :3

    http://fighteverysecond-fanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i mam przeczucie, że Justin miał kiedyś jakąś ważną dla siebie osobę i to jej serce ma Lily

      Usuń
  5. Jeeju dziewczynoo ubustwiaam ciee ! ;* rozdzial genialny kochaniee ! ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Jezu może jestem wredna ale końcówka mnie ucieszyła. Super i czekam na następny :-D

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowny rozdział ♥ A końcówka zadziwiająca. Ale rozdział taki słodki awww ♥ Rozmowa o dzidziusiu mega kocham takie momenty w blogach ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. O shit. Takiej końcówki się nie spodziewałam. Jestem w szoku..
    Mimo to rozdział świetny.
    Czekam na następny.
    xo

    OdpowiedzUsuń
  9. Woow, jestem w szoku, bo tego się nie spodziewałam, wiem, że lubisz zaskakiwać nas i wprowadzać akcję, której nikt by się nie spodziewał i muszę ci powiedzieć, że w tym rozdziale udało ci się to w 100%, bo naprawdę byłam przygotowana na wszystko, ale nie na śmierć Alison...
    Rozdział ogólnie jest świetny, jak zresztą wszystkie, które ty napisałaś <3
    Cieszę się, że Justin bierze tak bardzo na poważnie ten związek i tak bardzo kocha Lily i się o nią troszczy :)
    Życzę weny i czekam z niecierpliwością na nn :*

    OdpowiedzUsuń
  10. OMG. To jest genialne. A Alison to naprawdę miała coś z głową... Popieprzona psychopatka z zaburzeniami. Od razu się wieszać, jak Bóg mógł ukarać, aż tak bardzo człowieka?
    A Justin i Lily są tacy słodcy. Chce Juniora Biebera. Zajebistym dzieciaczkiem by był.
    Na początku spodziewałam się sceny typu rzucanie talerzy i "wypierdalać", ale Alison przeszła samą siebie.
    Rozdział niesamowity, czekam na next i weny życzę. Kocham<3

    OdpowiedzUsuń
  11. Omg. Ale się zdziwiłam w końcówce rozdziału. Rozdział jak zwykle fantastyczny <3
    http://Black-clouds-aw.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. WOW! Nigdy bym nawet o tym nie pomyślała że Alison może się zabić.. No ale coż.. co ta miłość robi z człowiekiem... Czy mi jej szkoda? Oczywiscie ze nie. Gorzej z Lily.. Straciła matkę ale zyskała chłopaka który darzy ją wielką miłością..
    Nie podoba mi się ten pomysł ze zmianą koncepcji no ale coz..To twoje decyzje i twoje opowiadanie, czy tak czy siak zostaje do końca ; )
    Buziaki i do nn;*

    OdpowiedzUsuń
  13. ŻE.CO.KUR...DE.PRZEPRASZAM.BARDZO.MAĆ?!
    NIE... NIE WIERZE CO?!
    JEZU....
    WSZYSTKIEGO SIĘ SPODZIEWAŁAM, ALE NIE TEGO..

    A co do zmian, myślę, że masz rację. Prolog, z tego co jeszcze pamiętam, nie pasował do tego, co dzieje się i do czego to zmierza. Chociaż znając Ciebie.... Wszystko możliwe!
    Do następnego! xx

    OdpowiedzUsuń
  14. rób co robisz, ja i tak uwielbiam Twoje opowiadania <3
    piszesz cudnie <3 nawet jeśli uważasz że czasami beznadziejny rozdział wszyscy i tak uwielbiają czytać Twoje rozdziały. Życze dalszej cudownej weny <3

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie przepraszaj za żadne zmiany cokolwiek napiszesz i tak jest idealne :*

    OdpowiedzUsuń
  16. Szczerze mówiąc to nie lubię opowiadan w których występują takie słowa jak najebac się , nie lepiej było by to zamienić na proste upic się? Takie opowiadania wydają mi się trochę prostackie, ale twoje takie nie jest. Jest świetne i lepiej by było gdybyś używała bardziej kulturalnych zwrotów :) Cieszę się, że napisalas w głębokim powazaniu, a nie w dupie. Ale tak to rozdział cudowny :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Cudowny , zaskoczyłaś mnie tą śmiercią Alison. Nie mogę doczekać się NEXT. Jesteś genialna i to mega ❤

    OdpowiedzUsuń
  18. Aż mi łezka w oku się zakręciła gdy przeczytałam końcówkę.Ten rozdział był na początku taki słodki *_* i uroczy oni razem są tacy perfekcyjni.Takie pytanie zrobili te naleśniki?haha.Super rozdział czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  19. Oooo.... jak jej matka moglądam się zabić ? Ale oni są za to tacy słodcy *-*

    OdpowiedzUsuń
  20. No no no ... powiem Ci że się tego cholernie nie spodziewałam :o

    Alison ^^ tam na górze , a może na dole ? :P
    Jeju ale się porobiło ^^
    Justinek jako tatuś ;3 hihih nie pogardziłabym :D
    Czekam na next :**

    OdpowiedzUsuń