poniedziałek, 2 lutego 2015

Rozdział 37 - Million dollar baby...


    ***Lily's P.O.V***

    Myślę, że oboje z Justinem potrzebowaliśmy takiej nocy, jak ta. Z początku przeplatana kłótniami i krzykami, później wypełniona łzami, lecz na końcu z wielkim westchnieniem ulgi. Potrzebował jej przede wszystkim Justin, aby móc zaufać, otworzyć się i dać sobie pomóc. Ja natomiast czułam teraz, że stałam się dla niego jeszcze ważniejsza i w końcu zrozumiałam, co leżało na jego sercu.

    Jednocześnie czułam, że nie powiedział mi wszystkiego. Smutek i samotność nie rodzą się z niczego. Musiały mieć punkt początkowy, moment w jego życiu, o który mogły się zaczepić, aby później gnębić go i w efekcie doprowadzić do wielu prób samobójczych. Byłam pewna, że któregoś dnia, kiedy nie będzie już w stanie udawać, po prostu otworzy się przede mną na całą szerokość. Do tej pory drzwi do jego serca były uchylone. Czułam natomiast, że z czasem w pełni je otworzy i pozwoli poznać się tak, jak na to zasługuję. Do tego jednak czasu nie zamierzałam zmuszać go do tego. Znów zacząłby kłamać.

    -Nawet nie spytam, czy się wyspałaś, bo dobrze wiem, że nie. - rozbudził mnie delikatny całus, złożony na policzku i kilka odgarniętych kosmyków włosów z mojej twarzy.
    Spojrzałam na łagodną twarz Justina, którą trzymał w niewielkiej odległości od mojej, i westchnęłam cicho.
    -Może spałam krótko, ale byłam dużo spokojniejsza. Nie masz pojęcia, jak się czułam, kiedy nie wiedziałam praktycznie nic o człowieku, którego pokochałam. Ja otworzyłam się przed tobą, kiedy jeszcze nic do ciebie nie czułam, dlatego tak ogromne znaczenie miały dla mnie twoje wczorajsze słowa. Zaufałeś mi.

    Justin wpatrywał się w moją twarz przez kilka dłuższych chwil, a ja oddałabym wszystko, aby móc poznać jego myśli. Zdawał się bardzo skupiony, lecz nie smutny. Rozmowa, którą przeprowadziliśmy, może nie ukazywała wielu konkretów, ale zagłuszyła sumienie naszej dwójki i zwyczajnie nam pomogła.

    -Jesteś na mnie zła, Lily? - spytał z prawdziwą skruchą, jakbym chwilę wcześniej nakrzyczała na niego, spiorunowała wzrokiem i słownie.
    -Nie mam pojęcia, dlaczego chociaż przez chwilę tak pomyślałeś. Ani przez moment nie byłam, nie jestem i nie będę na ciebie zła, zwłaszcza z takiego powodu. Musisz zrozumieć, że jeśli kiedykolwiek na ciebie nakrzyczałam, lub użyłam paru ostrzejszych słów, zrobiłam to wszystko dla twojego dobra, ze względu na troskę, którą chcę cię obdarzyć.
    -Momentami mam wrażenie, że zastępujesz mi również matkę. Ale cieszy mnie to. Już dawno nie czułem takiego wsparcia, na jakie mogę liczyć od ciebie. - potarł swoim nosem mój, co wywołało delikatne łaskotki mojego ciała. Odpowiedziałam mu cichym chichotem, który odbił się od jego pełnych, malinowych warg, lekko rozchylonych w przypływie emocji i uczuć. - Tylko proszę, nie bądź już smutna. Równie bardzo, jak całą ciebie, kocham twój uśmiech i pragnę widzieć go jak najczęściej.

    Tuliłam go do siebie przez kilka minut. Były równej długości, co każda minuta w moim życiu, jednak wydały mi się tak długie, jakbym trzymała go w ramionach godziny, napawając się jego zapachem, ciepłem umięśnionego ciała i sercem, bijącym dla mnie. Od początku uznawałam go za twardego faceta, którego praktycznie nic nie jest w stanie złamać. I choć znaliśmy się kilka tygodni, podczas których oboje poznaliśmy znaczenie i wartość miłości, ja dopiero dzisiejszej nocy odkryłam w nim wrażliwego chłopaka, potrzebującego czułości. Od dzisiaj zamierzałam dzielić się nią przy każdej okazji, aby Justin już nigdy nie poczuł się smutny, zagubiony i samotny.

    -Justin, wstań już, proszę. Jeśli będziemy przytulać się chociaż chwilę dłużej, nie będę w stanie cię puścić i oboje spóźnimy się do pracy. - słowo praca brzmiało w moich ustach dużo bardziej dojrzale. Jeszcze miesiąc temu nie podejrzewałabym, że rozpocznę dorosłe życie, w którym będę musiała nauczyć się niezależności.
    -Nie chcę, abyś zaczynała pracę w tak młodym wieku, Lily. W zupełności wystarczy, jeśli ja będę pracował na nasze utrzymanie. Chciałbym, abyś czuła się przy mnie, jak księżniczka, która za skinienie palca otrzyma wszystko, czego zapragnie.
    -Czułabym się potwornie, gdybym tak cię wykorzystywała. Poza tym, umarłabym z nudów, leżąc przez cały dzień na kanapie i czekając, aż wrócisz.
    -Zawsze marzyłem o tym, aby wrócić po pracy do domu, założyć ciepłe kapcie, usiąść przed telewizorem, a przede wszystkim dostać słodkiego buziaka od pięknej dziewczyny, która czekałaby na mnie każdego dnia.
    -Jeśli pragniesz tego tak bardzo, mogę wchodzić do domu minutę przed tobą, przygotować wszystko, czego zapragniesz, a kiedy już wejdziesz, dać ci tyle całusów, na ile tylko starczy mi sił.

    Oboje zaśmialiśmy się cicho. Szybko jednak jakiekolwiek głosy ucichły, a my znowu zatopiliśmy się w odcieniach naszych tęczówek. Prawdę powiedziawszy, miały bardzo zbliżony kolor. Różniły się tylko kształtem i wielkością, otoczone były również innym rodzajem brwi.

    Rozmarzyłam się, gdy Justin tak szczegółowo opisał swoje proste, przyziemne pragnienia, które ja każdego dnia chciałam spełniać. Zrozumiałam, że zaczęliśmy żyć niemal jak w małżeństwie. Ja miałam odgrywać rolę ciepłej, kochającej żony, czekającej na męża w domu, natomiast on, jako żywiciel rodziny, strudzony całodzienną pracą, miał odpoczywać wieczorami, z moim towarzystwem u boku.

    Tak wyglądało małżeństwo moich rodziców. Było jednolite, wciąż takie samo, bez nowych perspektyw, bez zmian. Nic więc dziwnego, że po pewnym czasie oboje byli nim po prostu znudzeni. Ja nie chciałam, aby mój związek wyglądał tak samo. Nie chciałam, aby był poukładany. Marzyłam o życiu z dnia na dzień, bez zamartwiania się o przyszłość i bez wyrzutów, po podjęciu złych decyzji.

    -Co chcesz na śniadanie, Justin? - spojrzałam na niego przez ramię, kiedy oboje usiedliśmy na przeciwnych krańcach łóżka i zaczęliśmy zakładać ubrania, rozrzucone po podłodze.
    -Skoro nie ogranicza mnie już żadna dieta, a ty niedawno chwaliłaś się, że potrafisz robić nieziemskie naleśniki, z chęcią bym ich skosztował.
    -To, że skończyłeś z boksem nie oznacza, że spędzisz resztę życia z puszką piwa na kanapie. Nie martw się, zadbam o to, abyś się zbytnio nie roztył. Będziemy wspólnie biegać, ćwiczyć, pływać i...
    -I uprawiać dziki seks, który zastąpi nam dzienną dawkę ruchu i przyjemności jednocześnie. - słodkim pocałunkiem zamknął moje usta, które w nadmiarze szczęścia najchętniej przez cały czas pozostawałyby otwarte.
    -Taką, ewentualną możliwość również biorę pod uwagę. - odwzajemniłam krótkie, chwilowe skubnięcie jego dolnej wargi, którą przez ułamek sekundy zatrzymałam między zębami, lecz zaraz szybko odsunęłam się, wstałam i wyszłam z sypialni, aby jego głos, gesty i zwyczajny uśmiech na ustach dłużej mnie nie dekoncentrował.

    -Byłoby znacznie szybciej, gdybyś mi pomógł, mężusiu! - krzyknęłam z kuchni, w duchu śmiejąc się z określenia, w jakie go ubrałam. Ale takie było mi najbliższe. Była miłość, było zaufanie i był seks. Czy trzeba nam było czegoś więcej, aby nie nazywać się jedynie głupimi gówniarzami, bawiącymi się w związek?
    -To było urocze, żonko, ale czuję się przez to stary, natomiast moje imię kojarzy mi się z wiecznie młodym przystojniakiem, którym w rzeczywistości jestem. - wszedł do kuchni, ubrany w szare dresy, luźno wiszące na jego biodrach i ukazujące, jak wąskie były w porównaniu do jego ramion i rozbudowanych barków.

    Zaśmiałam się, kiedy przytulił mnie od tyłu, zarówno pod wpływem łaskoczącego oddechu, który poczułam na szyi, jak i z jego niebywałej skromności i krytyczności, w stosunku do samego siebie. A ja mogłam mu jedynie przytaknąć. Był cholernym, młodym Bogiem, który zawsze przyćmiewał mnie swoją niebywałą i niespotykaną urodą.

    -Dzisiaj jednak żonka musi poradzić sobie sama, kiedy ja usiądę obok i będę w zachwycie oglądał, jak przygotowuje śniadanko dla swojego mężusia.

    Kochany, jednak dupek.

    ***

    Siedziałam bokiem na fotelu pasażera, odwrócona twarzą do Justina, z kolanami podciągniętymi do klatki piersiowej. Od dobrych dziesięciu minut zajmowałam się obrysowywaniem opuszkiem wskazującego palca każdego tatuażu na ramieniu Justina, odsłoniętym spod koszulki bez rękawów. Zdumiewające było, jak wiele przeróżnych znaków i symboli wrysowanych było w jego skórę. Musiały mieć dla niego osobistą wartość, znaczenie, skoro zdecydował się alurat na dane wzory.

    -Kiedy zrobiłeś sobie ostatni tatuaż? - spytałam, nadal z zachwytem oglądając obrazki, każdy różniący się od poprzedniego.
    -Niedawno. Krótko przed tym, kiedy się poznaliśmy. Później nie miałem czasu, aby rozbudowywać kolekcję i na jakiś czas przestałem wynajdować nowe dzieła. Ale myślę, że wkrótce na wolnym kawałlu mojej skóry pojawi się imię pięknej dziewczyny, która każdego ranka budzi mnie słodkim uśmiechem.

    Poczułam przyjemny uścisk w sercu i nie byłam nawet pewna, czy na moje policzki nie wpłynął delikatny rumieniec. Tatuaż oznaczał ślad do końca życia, natomiast tatuaż z moim imieniem oznaczał dożywotni zapis w jego sercu. Było to dla mnie tak ważne, ponieważ z każdym tego rodzaju gestem udowadniał mi, że chce mnie przy sobie jak nakdłużej.

    -Naprawdę byłbyś gotów to zrobić? - spytałam, z mniejszą pewnością, niż przed chwilą.
    -Oczywiście, że tak. Mam już nawet wybrane miejsce. - moje brwi, wzniesione ku górze, sugerowały, aby Justin kontynuował i zaspokoił moją ciekawość. - Dokładnie tutaj, na serduszku, które zdążyłaś mi tak szybko ukraść. - jak Boga kocham, po jego słowach byłam bliska płaczu. Chyba nigdy nie czułam się tak ważna, jak teraz. Musiałam szybko odwrócić głowę i przez chwilę wpatrywać się w wysokie wieżowce, przemykające za oknem, aby widok jego twarzy, skupionej na jeździe, nie wywołał fali łez.
    -Kocham cię, Justin. - mruknęłam cicho, lecz od tej pory nie patrzyłam już na niego. Jedynie jego słowa odbijały się echem po mojej głowie i docierały do najdalszych części umysłu, które podpowiadały mi jedno.

    Kochał mnie równie mocno, jak nie mocniej.

    Słońce, odbiające się od przedniej szyby, w dość krótkim czasie zdołało mnie uspokoić i wysuszyć łzy, zebrane pod powiekami. Nie byłam osobą wrażliwą, a mimo to potrafiłam do tego stopnia wzruszyć się jednym, krótkim zdaniem, złożonym z ulotnych słów, pozbawionych głębszej wartości. To dowód, że moja miłość nie była tą głupią, młodzieńczą, zmieniającą się co parę tygodni.

    -Mógłbyś zatrzymać się na moment przed apteką? Skończyły mi się tabletki przeciwbólowe, a niedługo powinnam dostać okres, więc wolę się w nie zaopatrzyć. - przez okno od strony pasażera wypatrzyłam oddaloną od drogi aptekę, z jaskrawozielonym szyldem, wiszącym ponad wejściem i przyciągającym wzrok z daleka.
    -Najlepszym lekiem będą moje buziaki, składane na brzuszku, wiesz o tym, prawda? - nie był taki wcześniej. Nie był taki słodki i opiekuńczy, ale przez to zakochałam się w nim bardziej.
    -Oczywiście, że wiem. Wolałabym jednak mieć coś na zapas. - posłałam mu uśmiech pełen wdzięczności, a on odwzajemnił go, w takiej samej formie.
 
    Zjechał z drogi na niewielki parking, przeznaczony dla klientów pobliskich sklepów. Gdy tylko zatrzymał się na jednym z wolnych miejsc parkingowych, otworzyłam drzwi i wysiadłam, aby szybko załatwić niezbędne sprawy i wrócić do Justina, mogąc znów zadowalać wzrok jego idealnymi rysami twarzy, zaznaczonymi kośćmi policzkowymi i zarysowaną szczęką, jednocześnie pieszcząc się myślą, że to wszystko należy do mnie. On cały należał do mnie.

    Otworzyłam przeszklone drzwi apteki. Już od progu uderzył we mnie sterylny zapach leków i przeróżnych środków do chigieny. Podobał mi się. Był niesamowicie świerzy i zwyczajnie przyjemny dla nozdrzy.

    -Poproszę dowolne środki przeciwbólowe. - zwróciłam się do młodej farmaceutki, siedzącej po drugiej stronie okienka. Była wyraźnie zdenerwowana pracą, a ja dopiero po kilku dłuższych chwilach mogłam zobaczyć na jej piersi małą plakietkę z napisem stażystka.

    Gdy kobieta obróciła się na pięcie i na przeciwległej ścianie zaczęła przeglądać szuflady z lekami, moją uwagę przyciągnęła najbliższa półka. Nie była duża, jednak po brzegi wypełniona testami ciążowymi. Pudełeczka miały przeróżne kolory i wielkości, jednak w środku zawierały to samo. Tę samą niepewność, strach, niepokój, lecz w końcowym efekcie ogromne, bezcenne szczęście.

    -To wszystko dla ciebie? - spytała z serdecznym uśmiechem, nabijając na kasę opakowanie tabletek.
    -Właściwie nie. - zaczęłam niepewnie, cały czas wahając się w duchu. Nie miałam żadnego powodu, aby podejrzewać ciążę. Do planowanego okresu została mi jeszcze chwila. Również moje samopoczucie było zupełnie w porządku. Coś jednak kazało mi, tak dla peaności i zaspokojenia własnego sumienia, kupić i wykonać to krótkie badanie. - Poproszę jeszcze test ciążowy.

    Ekspedientka spojrzała na mnie spod długich, wytuszowanych rzęs, którymi zamrugała kilka razy. Jej mina wyrażała zdziwienie, jakby chciała spytać, czy aby na pewno dobrze usłyszała. Nie potrafiłam powtórzyć tego słowa głośniej. Oczywiście, ciąża nie byłaby dla mnie końcem świata, ale w pewien sposób drżałam na samą myśl o niej.

    Więcej się do mnie nie odezwała. Podała mi lek i test, a ja położyłam na blacie należne pieniądze i już chciałam wyjść z apteki, kiedy nagle zorientowałam się, że Justin czekał zaraz przed wejściem. Nie mógł zobaczyć testu w mojej dłoni. Nie mógł znać moich podejrzeń, dopóki nie byłabym ich pewna.

    Nie miałam żadnej większej kieszeni, do której mogłabym schować niewielkie pudełeczko, dlatego odchyliłam lekko koszulkę i wsunęłam je za materiał stanika. Nie było mi z tym ani wygodnie, ani komfortowo, lecz jeśli nie chciałam, aby Justin domyślał się czegokolwiek, musiałam zachować niezwykłą ostrożność.

    -Możemy jechać, skarbie? - spojrzał na mnie, kiedy tylko usiadłam na fotelu pasażera i ponownie zapięłam się pasem bezpieczeństwa, który przechodził pomiędzy moim biustem. Teraz niewielkie pudełeczko wyjątkowo dało się we znaki.
    -Tak, oczywiście. - starałam się, aby nie wyczytał niczego z wyrazu mojej twarzy. Ja, w przeciwieństwie do niego, nie potrafiłam tak dobrze maskować uczuć. Modliłam się tylko, abyśmy jak najprędzej dotarli do klubu i aby jego spojrzenie przestało prześwietlać mnie na wylot.

    -Coś się stało, Lily? Przestałaś się odzywać, a to do ciebie niepodobne. - zażartował. Aby odwrócić od siebie jakiekolwiek podejrzenia, które nie daj Boże tworzyły się w jego głowie, również zaśmiałam się cicho.
    -Po prostu w dalszym ciągu nie mogę uwierzyć, że byłbyś w stanie wytatuować sobie moje imię. To niby głupi gest, a dla mnie znaczy tak ogromnie wiele, Justin. - w zasadzie nie kłamałam. To również wprowadzało mnie w osłupienie.
    -Kocham cię. Wiem, że nie potrzebujesz o tym zapewnienia, ale chciałbym to zrobić sam dla siebie, żeby widoczna cząstka mnie przez cały czas przypominała mi o tobie.
    -To takie... dojrzałe. Cieszę się, że moim chłopakiem jest dorosły mężczyzna, taki, jak ty, a nie jakiś gówniarz, który kochałby mnie tylko w łóżku.

    Przesunęłam się na skraj fotela i przechyliłam lekko głowę, aby oprzeć ją o ramię Justina. Znów potrzebowałam jego ciepła. Jednak tak szybko, jak przytuliłam do niego policzek, tak szybko wróciłam na swoje wcześniejsze miejsce. Zorientowałam się bowiem, że w takiej pozycji Justin mógłby nawet przez przypadek dostrzedz małe pudełeczko, połyskujące niebieską barwą.

    -A teraz co się stało, misia? Miałem wrażenie, jakby moja skóra cię oparzyła.
    -W końcu, jesteś gorący, prawda? - zachichotałam nerwowo, odpowiadając jedynym zdaniem, które przyszło mi na myśl. Obróciłam to w żart, ponieważ zwyczajnie nie wiedziałam, jak mogłabym się wytłumaczyć. Najpierw tulę się do niego, utrudniając mu prowadzenie samochodu, a nagle odskakuję, jakbym uświadomiła sobie, że robię coś złego. - Po prostu nie chcę cię rozpraszać.

    W drodze do samego klubu zachowywałam się... grzecznie. Trzymałam ręce na kolanach, a wzrok utrzymywałam na przedniej szybie. Chcąc zachować pozory, zapomniałam, że zachowuję się cholernie nienaturalnie i jedynie przyciągam wzrok swoim dziwnym zachowaniem.

    Gdy dotarliśmy pod budynek klubu, słońce świeciło już w pełni, rażąc niemiłosiernie oczy. Justin zaparkował na jednym z wolnych miejsc, na tyłach, lecz zanim zdążyłam wysiąść, położył dłoń na moim kolanie i lekko musnął je palcami. W reakcji na jego dotyk, mimowolnie przeszedł mnie dreszcz.

    -Chociaż dzisiaj obiecaj mi, że przemyślisz każdy swój ruch. Wiem, że powtarzałem ci to wielokrotnie i zapewne najchętniej przewróciłabyś oczami, ale musisz zrozumieć, że bardzo się o ciebie martwię i chcę się tobą opiekować. To nie jest bezpieczne miejsce, jednak nie zamierzam cię też ograniczać. Po prostu... - tu zawahał się i zaczerpnął powietrza. - Uważaj na siebie.
    -Nie musisz się bać, Justin. Jestem bezpieczna, bo jesteś obok. Oboje wiemy, że nie pozwolisz mnie skrzywdzić i przez cały czas, zamiast skupić się na pracy, będziesz na mnie spoglądał, aby upewnić się, że włos nie spadł mi z głowy.
    -Przede wszystkim, będę na ciebie patrzył dlatego, że jesteś nieziemsko urocza i olśniewasz wyglądem, kochanie. - choć jego komplementy, do których zdążyłam się już przyzwyczaić, nie robiły na mnie takiego wrażenia, jak na początku znajomości, musiałam ukryć delikatny rumieniec pod kurtyną wyszczotkowanych, lśniących włosów.
    -W takim razie, mi również ciężko będzie skupić się na czymkolwiek.

    Oboje wysiedliśmy, a gdy Justin zamknął samochód i znalazł się przy mnie, ujął moją dłoń i splątał razem nasze palce. Chociaż mógł zmieścić całą moją dłoń w swojej, czułam się dzięki temu niewyobrażalnie dobrze. Chyba od zawsze chciałam być tą mniejszą i słabszą, aby mężczyzna, taki jak Justin, mógł mnie chronić i otaczać opieką.

    Wnętrze klubu pozostawało przyciemnione i przywodziło na myśl zaciszne miejsce o zmroku. Klientów było raptem paru. Przed południem zapuszczali się tutaj tylko nieliczni, którzy chcieli w spokoju napić się, lub porozmawiać, mając pewność, że nie będą obserwowani i podsłuchiwani.
 
    -Cieszę się, że już jesteście. - kiedy poczułam rękę na ramieniu, która nie mogła należeć do Justina, poczułam instynkt, aby zrzucić ją z siebie, lecz gdy dotarł do mnie głos mojego przyszłego szefa, ukryłam odrazę wewnątrz siebie. Jakkolwiek nie przypadłyby mi do gustu jego zachowania, musiałam go szanować. - Nie przedłużając, ty, Justin, idź do jednego z chłopaków. Oni powiedzą ci, gdzie masz się przebrać i za co zabrać na sam początek. Natomiast ciebie, młoda damo, zapraszam na zaplecze.

    Pokierował mną do pomieszczenia, oddalonego od środka klubu i baru. Nie ukrywam, że z początku poczułam niepewność i chciałam odsunąć się od niego, ale znów, skoro Justin nie zareagował w żaden sposób, to znaczy, że mężczyzna w istocie godzien był zaufania, a ja jedynie wyolbrzymiałam problem, który w rzeczywistości nie istniał. Zapominałam, że skończyło się dla mnie życie w cieniu mamusi, która martwiła się o wszystko. Teraz sama muszę zacząć dbać o swoje dobro i przyzwyczaić się do otoczenia dorosłych ludzi.

    Mężczyzna wprowadził mnie do niewielkiego pomieszczenia na zapleczu. W środku przebywały jeszcze dwie dziewczyny. Obie miały proste, czarne włosy, sięgające za łopatki i obie były ode mnie starsze o przynajmniej dziesięć lat. Ja jednak nie wyróżniałam się w tłumie, jako małolata i choć wyglądałam znacznie młodziej, nikt nie robił ze mnie dzieciaka, który pomylił drogi.

    -Diana, Veronica, poznajcie waszą nową koleżankę. Lily od dzisiaj będzie pracować razem z wami. Chciałbym, abyście pokazały i wytłumaczyły jej wszystko. Jest pojętna, szybko zrozumie, czym ma się zajmować, ale z początku musicie jej trochę pomóc, tak jak inni pomagali wam. - pierwsze słowa skierował do brunetek, a potem zwrócił się bezpośrednio do mnie. - Tu masz komplet ubrań, który zawsze powinnaś mieć na sobie w pracy. I właściwie to tyle, ile powinnaś wiedzieć ode mnie. Resztę wytłumaczą ci koleżanki. Nie ukrywam, że liczę na udaną współpracę.
    -Jestem pewna, że się na mnie nie zawiedziesz, szefie, i będziesz miał ze mnie sam pożytek.

    Mężczyzna wyszedł z pokoju, zostawiając mnie z dwoma dziewczynami, zabójczo podobnymi pod względem włosów, a także rysów twarzy i oczu. Niemal po pierwszym spojrzeniu zyskałam pewność, że są siostrami. One natomiast mierzyły wzrokiem mnie, jednak z sympatią i życzliwością. Przyznam szczerze, ulżyło mi. Bałam się sposobu, w jaki mnie przyjmą.

    -Jestem Diana, a to moja siostra, Veronica. - zaczęła nieco wyższa, wyciągając do mnie rękę z uśmiechem, jakim zdołała mnie zarazić. - Może na początek opowiem ci nieco o pracy. Najważniejsze jest, abyś przez cały czas miała na ustach uśmiech. Nie ważne, czy masz gorszy dzień, paskudny nastruj, pokłóciłaś się z chłopakiem, czy boli cię brzuch. Uśmiechnięta masz być zawsze. Nikt nie każe ci uśmiechać się szczerze. Ważne, żebyś miała na ustach zwykły grymas. - pierwsza wskazówka nie była trudna. Bycie wiecznie uśmiechniętą nie było dla mnie wyzwaniem. - Po drugie, musisz być miła dla klientów, bez względu na to, jakie bzdury będą wygadywać. Wiesz, jacy są ludzie po pijaku. Większość klientów naszego klubu to mężczyźni, więc musisz się również uodpornić na docinki, nie zawsze stosowne. Prócz tego myślę, że praca tu ma same zalety. Szef dobrze nam płaci i równie dobrze traktuje. Naprawdę nie mamy na co narzekać.

    Takie wprowadzenie było dla mnie naprawdę ważne. W kilku zdaniach mogłam dowiedzieć się wszystkiego, co najważniejsze i oswoić z atmosferą, panującą w klubie, która zrobiła na mnie dobre, pierwsze wrażenie. Ludzie byli życzliwi, zwracali się do siebie z uśmiechami. Naprawdę nie miałam powodu, aby czuć się tutaj źle. Wręcz przeciwnie, bylam z siebie dumna, że z taką łatwością wyszłam na prostą w swoim nowo rozpoczętym, dorosłym życiu.

    -Dziękuję wam bardzo. Teraz wiem przynajmniej, czego powinnam się spodziewać.

    Rozłożyłam na niewielkim stoliku na zapleczu strój, który dał mi szef. Bałam się, że będzie mocno wyzywający. Tymczasem składała się na niego dopasowana koszulka z krótkim rękawem i lekkim wycięciem na biust, a także spódniczka do połowy ud, w takim samym kolorze. Całość wcale nie była prowokacyjna. Była normalnym ubiorem, który mogłabym założyć zwykłego, szarego dnia, idąc do sklepu po paczkę gumy do żucia.

    Najpierw założyłam na siebie spódniczkę, a swoje spodnie, w których wyszłam z domu, odłożyłam na półkę. Później podwinęłam koszulkę i zdjęłam ją z siebie. Na śmierć zapomniałam, że pod stanikiem wciąż skrywało się niewielkie pudełeczko z testem, który chciałam jak najszybciej wykonać. Przypomniała mi o tym dopiero Diana, która przyłożyła jedną dłoń do ust, a chwilę później zachichotała.

    -Dziewczyno, czemu nosisz między cyckami test ciążowy? - jej siostra również zaczęła się śmiać, a swym śmiechem na nowo zaraziły mnie.
    -Nie chciałam, żeby mój chłopak go znalazł, a innej kryjówki nie potrafiłam znaleźć. Miałam jedynie nadzieję, że w to miejsce nie zajrzy. - wyciągnęłam pudełko spod stanika i położyłam je na stoliku.

    Dziewczyny wymieniły znaczące spojrzenia i nagle przestały się śmiać. Chyba dopiero teraz zrozumiały, że ja, osoba, która nie skończyła nawet szesnastu lat, nosi przy sobie test ciążowy, a co za tym idzie, rozpoczęła życie seksualne.

    -Podejrzewasz, że możesz być w ciąży? - spytała Veronica. Ostatnie słowo wyszło z jej ust szeptem, jakby bała się, że usłyszy je ktoś, prócz nas.
    -Prawdę mówiąc, niczego nie podejrzewam. Chciałabym po prostu mieć pewność, że nie jestem, rozumiecie. - obie pokiwały głowami, kończąc tym samym temat. Po ich minach widziałam, że były spragnione informacji i najnowszych plotek, lecz uznały, że wydobędą je ode mnie innym razem, kiedy uspokoję się. Nie byłam nawet w stanie zobaczyć, że mój oddech przyspieszył, a dłonie bezsensownie przeczesywały co chwila włosy.

    Razem z brunetkami wyszłam z zaplecza na, w dalszym ciągu opustoszałą, główną salę klubu. Przy barze siedział jednak jakiś mężczyzna, ubrany w drogi garnitur. Miał przynajmniej pięćdziesiąt lat i gdybym nie zaczęła tutaj pracy, z pewnością nie obdarzyłabym go nawet jednym spojrzeniem. Teraz jednak wiedziałam, że był on moim pierwszym klientem, do którego musiałam podejść z uśmiechem na twarzy i przyjąć jego zamówienie.

    -Co mogę podać? - spytałam z uśmiechem. Dzisiaj był on szczery. Miałam pozytywne nastawienie do wszystkiego. Nawet do starego dziadka, siedzącego przede mną i obrzydliwie oblizującego wargi na mój widok.
    -Duże piwo, maleńka. - zgodnie z ostrzeżeniami dziewczyn, po prostu ignorowałam czułe słówka i jakikolwiek inny sposób zalotów. W końcu, ten mężczyzna nie myślał chyba, że będę w stanie się nim zainteresować?

    Wyjęłam spod baru duży kufel i zaczęłam wypełniać go alkoholem, którego sam zapach mnie odrzucał. Pod tym względem byłam w tym klubie chyba wyjątkiem. Kiedy po same brzegi kufel wypełniony był piwem, z białą pianą na czubku, postawiłam go ostrożnie przed mężczyzną, wciąż nie zapominając o uśmiechu, który w tym miejscu był przepustką do sukcesu.

    -Mam wrażenie, że jesteś tutaj nowa, skarbie. Nigdy wcześniej nie widziałem cię za barem. Poza tym, jesteś chyba znacznie młodsza od pozostałych barmanek. Podoba mi się to. - starał się grać twardego faceta, któremu nie odmówi żadna kobieta, natomiast mi wydał się uroczy, w swoich staraniach o względy piętnastolatki. Dodatkowo, wciąż czułam na sobie wzrok Justina, docierający do mnie z odległego końca klubu. Jego zazdrość również wydała mi się urocza. Czy naprawdę sądził, że byłabym w stanie flirtować z mężczyzną, który mógłby być moim, nie tyle ojcem, co dziadkiem?

    -Zgadza się, dzisiaj rozpoczęłam pracę i jest pan moim pierwszym klientem, dlatego zależy mi, aby wypaść jak najlepiej i zrobić dobre pierwsze wrażenie na szefie. - odparłam, całkiem profesjonalnie, jednak wciąż z delikatnym uśmiechem i rozluźnieniem w głosie.
    -Radzisz sobie znakomicie. Zacznę przychodzić tutaj znacznie częściej, choćby po to, aby popatrzeć sobie na młodą dupkę. - miałam ogromną ochotę przewrócić oczami, ale zatrzymałam instynkt w sobie. Jedynie zachichotałam cicho, bardziej do siebie, niż do niego. Z uroczego, stał się dla mnie żałosnym, typowym facetem, którego żona nie była w stanie zaspokoić i musiał błąkać się po klubach, aby choćby spojrzeć na nastolatkę w obcisłej bluzce i krótkiej spódniczce. - A tutaj mały napiwek dla ciebie, skarbie. Mam nadzieję, że nie było to nasze ostatnie spotkanie. - wstając z barowego stołka, sięgnął dłonią do kieszeni i wyjął z niej jakiś banknot, a następnie pochylił się i wsunął go w mój dekolt, pomiędzy piersi, po czym puścił do mnie zalotne oczko i odszedł w stronę stolika, przy którym siedział drugi mężczyzna, równie stary, równie pomarszczony i równie obrzydliwy.

    Owszem, nie zwracałam uwagi na czułe słówka, wypowiadane bez pokrycia w uczuciach, ale uważałam, że gesty to przesada. Dopiero po chwili jednak zrozumiałam, że całe to zajście musiał obserwować Justin. Kiedy spojrzałam na niego, zobaczyłam człowieka tak rozwścieczonego, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie udało mi się spotkać. Gdybym podeszła bliżej, mogłabym wręcz zobaczyć, jak z jego ciała unosi się para, którą emitowała złość. Był w stanie zabić mężczyznę, który dotknął mnie chwilę temu.

    Podszedł do niego. Zaczęli rozmawiać. A ja stałam, jak sparaliżowana, bojąc się, do czego zdolny jest Justin w takim przypływie złości.
   
    -Nie wiedziałam, że Justin zaczął tu pracować.
    -A ja nie wiedziałam, że potrafi do tego stopnia wkurzyć się, kiedy jakiś śmieszny facet wkłada łapy za bluzkę barmanki.
    Po obu moich stronach stanęły brunetki i, polerując białymi ściereczkami szklanki, wpatrywały się w szatyna.
    -Swoją drogą, jest jeszcze bardziej przystojny, niż za czasów liceum. A jego tatuaże nieziemsko współgrają z wysportowanym i umięśnionym ciałem.
    -Śliniłam się na jego widok przez wszystkie lata w szkole, a kiedy w końcu mi przeszło, zacznę ślinić się znowu. Mam tego dość. Jak można być tak zabójczo przystojnym? To powinno być zabronione. Od samego patrzenia na niego robię się mokra.
    -Pamiętam, jak przy każdej okazji starałam się zwrócić jego uwagę. Idiota, ani razu na mnie nie spojrzał. Rozbierałam się przed nim, trzepotałam rzęsami, kleiłam się do niego, jak tylko mogłam, a on zawsze pozostawał niewzruszony. Nienawidziłam go za to, a jednocześnie, jak cała, żeńska część szkoły, byłam w nim szalenie zakochana.

    Dziewczyny w dalszym ciągu wymieniały się uwagami, a ja nie wiedziałam, czy słuchać ich, czy kontrolować Justina, który w każdym momencie mógł posunąć się za daleko. Kiedy jednak obie siostry zaczęły mówić o nim, jak o Bogu, opływającym seksem, upuściłam na podłogę szklankę i spojrzałam na nie z szokiem, a jednocześnie cholernym rozbawieniem, którego nie starałam się nawet ukryć.

    Nie zdążyłam jednak zamienić z nimi ani słowa, ponieważ do baru podszedł wściekły Justin. Pomimo usilnych starań brunetek, nie obdarzył ich ani jednym, krótkim spojrzeniem. Mierzył mnie jedynie wzrokiem, jakby autentycznie chciał mnie zabić, a jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w bardzo szybkim tempie.

    -Jeśli dalej masz zamiar dawać się obmacywać facetom, o kilkadziesiąt lat starszym od ciebie, jeśli w ogóle masz zamiar dawać obmacywać się komukolwiek... - poprawił szybko, a potem gwałtownie zamilkł. W tym czasie dobierał idealnie pasujące słowa, aby jednocześnie nie urazić mnie zbyt mocno, ale również dać upóst swojemu wzburzeniu. - Od dzisiaj śpię na kanapie. - warknął, odepchnął się dłonią od blatu i odszedł na swoje wcześniejsze miejsce.
   
    Nie pobiegłam za nim, nie byłam smutna czy zła. Po prostu prychnęłam lekko, powracając do polerowania, idealnie wypolerowanej już, szklanki. Chyba chciałam zająć czymś dłonie, aby znów nie przeczesywały kosmyków włosów, okazując tym lekkie zdenerwowanie. Chociaż Justin był wzburzony, wypowiedział się pod wpływem emocji, które za chwilę opadną, gdy szatyn przemyśli wszystko i zrozumie, że nie miałam żadnego wpływu na gesty mężczyzny.

    -Co to było!? - pisnęła Diana, uderzając mnie w ramię. - Skąd go znasz? I o jakiej kanapie mówił? Wytłumacz to wszystko, bo inaczej sama pójdę do niego i wypytam o wszystko.
    Westchnęłam ciężko. Normalnie nie chciałabym opowiadać o naszych problemach, jednak wtedy przypomniałam sobie, jak bardzo zachwycały się jego urodą i ciałem. Miałam okazję pochwalić się, że należy tylko i wyłącznie do mnie. To ja mam prawo wpatrywać się w niego godzinami, dotykać, całować i pieścić najbardziej wrażliwe części jego ciała. To ja miałam prawo do niego całego.

    -Ja i Justin jesteśmy parą od niedawna, a to była jedna z jego scen zazdrości, zupełnie bezpodstawna i bezsensowna, do której w zasadzie zdążyłam się przyzwyczaić. I tak, jest mój. Dalej możecie ślinić się na jego widok i postawić jego zdjęcie na szafce nocnej, ale ostrzegam, jeśli któraś zbliży się do niego bardziej, niż byłoby to konieczne, zamorduję.

    W oczach brunetek widziałam czystą zazdrość, która wręcz wykręcała ich ciała. Pragnęły mieć do Justina takie prawa, jakie miałam ja. Nie patrzyły jednak na mnie, jak na rywalkę. Z tego, co mówiły, już w liceum zdały sobie sprawę, że nie mają u Justina szans, mimo że obie były piękne, miały ciemną karnację, gęste włosy, pełne usta i duże piersi.

    Chcąc ochłonąć po minionych wydarzeniach, skorzystałam z okazji, kiedy przy barze nie było żadnego klienta i wrócilam na zaplecze. Mój wzrok przyciągnął test ciążowy, który nadal leżał na stole i czekał, aż zajmę się nim we właściwy sposób. Znów ukryłam go pod bluzką, na wypadek, gdybym po drodze spotkała Justina. Nie chciałam, aby wiedział o moich zamiarach. Nie chciałam, aby przedwcześnie zaczął się cieszyć.

    Weszłam do łazienki, otoczonej wieloma lustrami, sięgającymi sufitu. Podłoga wyłożona była kafelkami w brązowym odcieniu, które zdobiły również ściany, w przerwach pomiędzy lustrami. Zabrałam się za wykonywanie testu z niezwykłym spokojem. W końcu, nie miałam żadnych, nawet najmniejszych postaw, aby sądzić, że jestem w ciąży. Wykonywałam go tylko po to, aby zagłuszyć sumienie, po jednorazowym seksie z Justinem, podczas którego nie zabezpieczyliśmy się. Uznawałam to, za czystą formalność, dlatego nie byłam nawet zdenerwowana, ani podekscytowana.

    Wykonałam wszystkie polecenia zgodnie z opisem w instrukcji. Kiedy czekałam na niemal oczywisty wynik, podeszłam do umywalki i odkręciłam chłodną wodę, którą opłukałam twarz, a następnie wytarłam ją ręcznikiem papierowym. Im dłużej patrzyłam w lustro, tym bardziej zdawałam sobie sprawę, jak wielką szczęściarą byłam. Miałam przy sobie faceta, na którego widok inne kobiety zaczynały tracić zmysły. Mógł mieć każdą, a wybrał akurat mnie, spośród tylu piękności, chodzących po świecie. Każda była na skinienie jego palca, tylko ja długo walczyłam z uczuciem do niego. Może właśnie to uznał we mnie za wyjątkowe? Może właśnie dzięki braku uległości poczuł do mnie pociąg, ten psychiczny, którego nie czuł względem innych kobiet?

    Zamyślenia pochłonęły mnie tak bardzo, że zapomniałam o leżącym na sąsiedniej umywalce teście ciążowym, gotowym, aby pokazać ostateczny, formalny wynik, który po prostu mnie uspokoi. Chciałam tylko odetchnąć głęboko po ujrzeniu negatywnego wyniku. Jednak moje nogi niemal odmówiły posłuszeństwa i stały się miękkie, jak z waty, kiedy kątem oka ujrzałam na teście dwie kreski. Dwie, nie jedną.
 
    Chwyciłam go agresywnie w dłonie i zaczęłam obracać i oglądać na wszystkie strony. Ile razy nim potrząsałam, tyle razy wskazywał dwie kreski. Dwie kreski, odbijające się echem po mojej głowie. Dwie kreski, dające wynik pozytywny. Dwie kreski, które w ciągu jednej, krótkiej chwili, potrafiły odmienić wszystko. Dwie kreski, które zmieniły również moje podejście do życia, do miłości i do metod antykoncepcji.

    -Kurwa mać. - zaklęłam głośno, przytrzymując się umywalki. Ponownie odkręciłam wodę, tym razem lodowatą, i znów zaczęłam opłukiwać nią twarz, dużo dłużej i bardziej intensywnie. - Dwie kreski. - powtórzyłam na głos. - Dwie kreski.

    Nieśmiało uniosłam koszulkę i spojrzałam na swój brzuch. Teraz był zupełnie płaski, a ja widziałam oczami wyobraźni, jak zaokrągla się z każdej strony, formując w środku nowe życie, owoc naszej miłości, powstały może zupełnie przypadkiem, jednak z pewnością obdarzony miłością. Sądziłam, że już wcześniej wkroczyłam w dorosłe życie, lecz tak naprawdę dosięgnęło mnie dopiero teraz, równocześnie ze świadomością, że noszę pod sercem maleńką, bezbronną istotę, potrzebującą troski, bezpieczeństwa i matczynego ciepła, które mogę jej dać tylko ja - zwykła piętnastolatka, której życie zmieniło się diametralnie, razem z poznaniem jednego człowieka.

    Wydałam z siebie przeszywający krzyk, wypełniony radością i entuzjazmem. Wbrew pozorom, chociaż jeszcze do niedawna mówiłam, że nie czuję instynktu macieżyńskiego, teraz nagle zrodził się we mnie i chciał każdy mój ruch podporządkować dobru dziecka. Po prostu nagle poczułam, że mój dzidziuś, którego zobaczę za niespełna dziewięć miesięcy, będzie cząstką mnie, i że to ja, razem z Justinem, daliśmy mu bezcenny dar - życie.

    Nagle usłyszałam gwałtowne szarpnięcie za klamkę. Niemal w ostatniej chwili zdążyłam wyrzucić test ciążowy do śmietnika, stojącego przy umywalce, zanim Justin wpadł do środka, już nie rozwścieczony, ale przestraszony. Zdałam sobie sprawę, że mój pisk mógł brzmieć niepokojąco, zwłaszcza dla jego wrażliwych uszu, wychwytujących każdą oznakę mojego smutku, strachu bądź szczęścia.

    -Kocham cię, kocham cię, kocham cię, kocham! - pisnęłam, rzucając się mężczyźnie na szyję i muskając ją wargami. Instynktownie objął mnie w pasie, choć jego przerażenie zmieniło się w zupełną dezorientację.
    -Ja ciebie też bardzo kocham, ale nie rozumiem, co się stało, Lily. - chciałam zamknąć jego usta, przyłożyć do nich swoje, namiętnie całować, a przede wszystkim, podzielić się z nim naszym wspólnym szczęściem. Chciałam jednak, aby moment ten był wyjątkowy, nie w klubie, w łazience, bez cienia romantyzmu. Oboje musieliśmy poczekać, aby cieszyć się naszym nienarodzonym jeszcze dzieckiem.
    -Nic Justin. Nic się nie stało. Po prostu bardzo cię kocham i chcę, abyś o tym pamiętał.

    ~*~

    Zaskoczeni? :)

    Jeśli uznacie, że mój blog na to zasłużył, zagłosujcie na niego! :)
    http://fanfictions-for-you01.blogspot.com/2015/02/blog-styczen-2015.html#_=_

    CZYTASZ=KOMENTUJESZ
    ask.fm/Paulaaa962

25 komentarzy:

  1. O boże super czekam nn :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny *.* Lily w ciąży :) już wyobrażam sobie Justina jako ojca <3 czekam nnn

    OdpowiedzUsuń
  3. Yeah... Lily mamusią zostanie. Jak ja się bardzo cieszę. Nie wiem co jeszcze napisać. Czekam na next i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  4. WIEDZIAŁAM!!!!!! tylko czekałam, w którym rozdziale to rozegrasz :> bfndjbngfinnjbgfn nie mogę nie mam słów końcóweczka mmmm :P hahahahah jngfidnhbjgtfiuhbgtfibib <3 kocham cię :* i lecę, bo sobie klawiaturę rozwalę :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeeej, ale sie ciesze Justin i Lily beda rodzicami!!! To takie fajne jak ona cieszyla sie z tego dziecka, zwlaszcza, ze w wieku 15 lat wiemszosc sie zalamuje i chca usunac to dziecko, a tu prosze, taka radosc :P mam nadzieje, ze on tez sie ucieszy na wiesc o tym, ze za 9 miesiecy zostanie tatusiem. Juz sobie to wyobrazam, Justina wstajacego w nocy, bo maluch placze, przewijanie pieluch, spacerki i wgl to bedzie takie ajdvkxdbys <3
    Ale mam cos wrazenie, ze Jus jak sie dowie, ze Lily jest w ciazy, to jeszcze bardziej bedzie.troskliwy niz teraz i zabroni Lily chodzic do pracy, zeby sie nie przemeczala xd
    A propo pracy, to bylo to strasznie slodkie, jak Juju mial taki wybuch zazdrosci przez tego faceta, no i Lily miala racje, pewnie ani troszke nie.zwracal uwagi na swoja prace, tylko ciagle na to co robi Lily, kto kolo niej stoi, z kim rozmawia :P
    Ogolnie strasznie fajny i slodki rozdzial, mega mi sie podobal i juz nie moge sie doczekac kolejnego :* Weny <3
    believe-in-you-dreams-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. O mój Boże !!!!!!!!!!!!! Lily jest w ciąży !!!! ;o jezu nie mogę uwierzyć :D świetne jest to, że sie cieszy a nie płacze tak jak wszędzie ;D Rozdział cudowny! Jejku ahahahahaha świetnie! Ciekawe jak zareaguje Justin! Do następnego ✌

    OdpowiedzUsuń
  7. Wow, kocham najbardziej ten rozdział :3
    Ale ona mu powie o ciąży prawda ?
    Czekam na kolejny :]

    OdpowiedzUsuń
  8. Wow. Rozdział cudowny ! Czekam na next ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Lily zostanie mamą, Justin zostanie tatą jeeeej! Ciekawe jak na to zareaguje. Jak wyobrażam sobie Justina jako rodzica to automatycznie się uśmiecham. Tak w ogóle to urocze, że jest tak o nią zazdrosny. Życzę weny i czekam na kolejny. Kocham cię xx

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie wierze
    Wiedziałam, że prędzej, czy później zajdzie w ciążę, ale myślałam, że to byłoby zbyt oczywiste, tylko raz bez gumki i wpadka, a tu bum!
    Szkoda tylko, że to wszystko w tak młodym wieku, przecież (nie zapominając, że to postać fikcyjna) właściwie straciła całe dzieciństwo
    Chociaż, będąc szczerym... Jej własna matka zabrała jej dzieciństwo sprzedając ją trmu statemu zboczeńcowi:')

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jeszcze co do ciąży, teraz to jest coraz częstsze w tym wieku... Ja sama mam 15 i moje dwie koleżanki (tez 15) już mają bobasy w brzuszkach:')

      Usuń
    2. Wow, wow, wow, już bobasy w brzuszkach? Aww, pozdrów je :)

      Usuń
  11. Dziewszyno kocham ciebie jak i tego bloga <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Spełniłaś moje marzenia haha! Cholernie chciałam, żeby ona była w ciąży i nie wiem czego się spodziewać po Justinie, myślę, źe powinien być szczęśliwy, ale mam też pewne obawy, bo.. Zreszta nie ważne :) Do tej pory to mój ulubiony rozdział, zazdrosny Justin, a potem taka niespodzianka. Byliby wspaniałymi rodzicami, już widzę Justina w roli tatusia, będzie tak jak na twojej ikonce na asku <3 Tak czy inaczej, świetny rozdział i czekam na nn. Weny ;*
    http://let-me-to-love-you.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. uwielbiam <3 To powinno wystarczyć

    OdpowiedzUsuń
  14. No fajnie, fajnie :D Aczkolwiek Lily mamą w wieku 15 lat? Jezuniu.. to tak jakbym ja byla teraz w ciązy ze swoim chłopakiem.. Mam nadzieje ze jednak to fałszywy alarm..
    Buziaki:*

    OdpowiedzUsuń
  15. No no ale sie porobiło Lily w ciąży :D czekam na kolejnyy ;*

    OdpowiedzUsuń
  16. Jej cudowny , jestem nadal q szoku potym jak Justin i Lily będą mieć dzidziusia . Nie mogę doczekać się momentu jak ona mu to powie . Jestes genialna i napewno na cb zagłosuje nie mogę doczekać się next !!!

    OdpowiedzUsuń
  17. Cudowny, cudowny i jeszczę raz cudowny *-* Nie mogę się doczekać kolejnego <333

    OdpowiedzUsuń
  18. Jestem pozytywnie zaskoczona. Końcówka jest taka słodka!!! Niech ona już mu to powieeeee awwww. Jestem głodna kolejnego rozdzialu: D

    OdpowiedzUsuń
  19. Awwww.. ❤ już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :D

    OdpowiedzUsuń
  20. Ja :oo ciąża !!!! O Boże jak się cieszę :D czekam na nn ❤️❤️😂

    OdpowiedzUsuń
  21. Czekam na następny cudowny rozdział
    Ja zapraszam cię na moje opowiadanie które pisze z koleżanką http://here-are-dying-white-angels.blogspot.com/2015/01
    Pozdrawiam serdecznie Olcia:*

    OdpowiedzUsuń