piątek, 3 października 2014

Rozdział 11 - Not every care is safe...


Otworzyłam drzwi od domu i z trudem wyniosłam z niego wielką torbę. Była ciężka. Zdecydowanie zbyt ciężka, jak dla mnie. Justin powrzucał do niej wiele przeróżnych rzeczy, sama nie wiedziałam, jakich.
-Może byś mi łaskawie pomógł!? - krzyknęłam do szatyna, stojącego przy swoim samochodzie. Wpierw spojrzał na mnie, a potem zaśmiał się cicho, jednak zdecydował się podejść i wziąć ode mnie bagaż.
-Czy ty masz jakiekolwiek mięśnie, dziewczynko? - gdy przełożył przez ramię pasek torby, objął dłonią moje ramię i ścisnął je, dla niego, lekko, natomiast moje kolana ugięły się przez nagły ból.
-Zwariowałeś!? To boli! - pisnęłam, gwałtownie wyszarpując ramię z jego uścisku.
-Tak, jak podejrzewałem. Stwierdzam brak mięśni. - zachichotał, przez co oberwał ode mnie w tył głowy. - Muszę cię koniecznie zabrać na siłownię.
-Nie zamierzam wyrobić sobie mieśni. Po cholerę mi to? - wzruszyłam ramionami i ruszyłam w stronę samochodu.
-Na przykład po to... - tu zrobił dramatyczną przerwę. - Aby nosić moją torbę. - mruknął mi do ucha i szybko odskoczył w bok, abym nie uderzyła go po raz kolejny.
-Czasem jesteś strasznie poważny, a czasem zachowujesz się, jakbyś miał pięć lat. Jesteś dziwny, Justin. - przewróciłam oczami, wsiadłam do samochodu i przypięłam się pasem bezpieczeństwa.
-Powinienem czuć się urażony, ale nie czuję się tak, ponieważ każdy jest w pewnym stopniu dziwny. Ty też, maluchu.
-Ja? A skąd takie przypuszczenia? - usiadłam na fotelu bokiem, aby móc na niego patrzeć.
-Znamy się już kilka dni, a ty nadal nie poprosiłaś mnie, abym cię przeleciał. - wyszczerzył do mnie swoje białe, proste zęby, jednak mnie nie śmieszyło to tak, jak jego. Byłam już zirytowana jego docinkami i wulgarnymi żartami.
-To staje się już nudne, Justin. Przestań żyć w swoim wyimaginowanym świecie, w którym każda dziewczyna jest na twoje skinienie.
-Kotku, mój wyimaginowany świat jest jednocześnie rzeczywistym. - rozsiadł się wygodnie na fotelu, udając pana całego świata. Grał tak dobrze, że aż nie potrafiłam powstrzymać chichotu.
-Jesteś idiotą, Justin. - uderzyłam go w ramię, po czym zagłębiłam się w siedzeniu i przymknęłam powieki.

Gdy otworzylam oczy, budząc się ze snu, na dworze było już zupełnie ciemno, a otoczenie rozświetlały lampy stacji benzynowej, na którą właśnie wjeżdżaliśmy. Zamrugałam kilka razy oczami, a potem wyprostowałam się i rozejrzałam.
-Gdzie jesteśmy? - mruknęłam cicho, wciąż zaspanym głosem. - I która godzina?
-Jesteśmy w środku lasu, droga pani, a zegar wybił północ. - odparł, parkując przy jednym z dystrybutorów paliwa.
-Muszę siusiu. - mruknęłam, jednocześnie ziewając głośno, a Justin zaśmiał się i wysiadł z samochodu.
-Tylko nie zaśnij po drodze, malutka.
-Postaram się. - również wyszłam na dwór i, z częściowo przymknietymi powiekami, powlekłam się w stronę wejścia na stację benzynową.
Od razu odszukałam wzrokem toalety. Chciałam jak najszybciej załatwić swoje sprawy, aby wrócić do samochodu i ponownie zapaść w sen.

Gdy wyszlam z łazienki, ujrzałam Justina, stojącego przy kasie. Miałam nieodpartą ochotę przytulić sie do niego, ponieważ ledwo utrzymywałam się na nogach i chciałam, aby ktoś mnie odciążył.
Podeszłam więc bliżej niego i oparłam głowę o jego umięśnione, wytatuowane ramię. Justin, czekając aż mężczyzna po drugiej stronie lady zapisze wszystko w komputerze, ustawił mnie przed sobą i wtulił w swoje ciało. Nawet przez myśl mi nie przeszło, aby protestować. Byłam tak zaspana, że mogłabym zasnąć w tej pozycji, w jego ramionach.
-Nie śpij, skarbie. - zachichotał, ujmując w palce jeden z kosmyków moich włosów i zakładając go za ucho.
-Więc chodź już do samochodu. - jęknęłam, celowo dziecinnie przeciagając ostatni wyraz.
-Zaraz do ciebie dojdę. - mruknął, wsuwając do mojej dłoni kluczyki od samochodu.

Wyszłam więc ze stacji benzynowej. Poczułam chłodne, nocne powietrze, uderzające o moją rozgrzaną skórę. Zadrżałam pod wpływem tego odczucia i objęłam się ramionami, jednak nie potrafiłam rozgrzać się tak, jak przed chwilą robił to Justin. Od jego skóry biło przyjemne ciepło, którego, mówiąc szczerze, teraz mi brakowało.

Naraz zobaczyłam, że obok samochodu Justina stoi jakaś dziewczyna. Była kilka lat starsza ode mnie, a jej mocny makijaż dodatkowo ją postarzał. Miała na sobie wyzywające ubrania, które olśniły mie w tym momencie, co ów dziewczyna robi tutaj, o tej porze.
-Mogłabyś się odsunąć? - spytałam uprzejmie, gdy doszłam do samochodu, a ona stanęła przy drzwiach pasażera, przez co nie mogłam wejść do środka.
-Spadaj stąd, młoda. - odparła, żując gumę tak, że mogłam zobaczyć wszystkie jej zęby. Denerwowało mnie jej zachowanie, ale nie chciałam wdawać się w jakiekolwiek kłótnie, które i tak nie miałyby najmniejszego sensu.
-Chcę tylko wsiąść do samochodu. - przewróciłam oczami, lecz ona nadal żuła bezczelnie gumę i nie poruszyła się.

Dopiero gdy jej wzrok padł na osobę za mną, na Justina, rozpromieniła się i podbiegła do niego. Podejrzewałam, że będzie chciała zachęcić go do swoich "usług". Zdziwiłam się jednak, kiedy ona zarzuciła mu ramiona na szyję, jakby się znali. Co więcej, jakby byli najlepszymi, wieloletnimi przyjaciółmi.
-Justin, jak miło cię znowu widzieć. - zatrzepotała rzęsami, a Justin niezręcznie podrapał się po szyi i rzucił w moim kierunku zakłopotane spojrzenie. Jednocześnie odsunął ją lekko od siebie.

Sytuacja, w jakiej teraz się znalazł zdołała mnie rozbawić. Pierwszy raz widziałam tak zakłopotanego Justina, a ja nie zamierzałam ułatwić mu tej sytuacji. Nie jemu.
-No, Justin. Powiedz coś. Koleżanka się niecierpliwi. - mruknęłam z uśmieszkiem, wskazując na prostytutkę, lecz szatyn jedynie przełknął ślinę i ruszył do samochodu.
-Wybacz, ale muszę już iść. Spieszę się. - pospiesznie otworzył drzwi od mojej strony i posadził mnie na fotelu, po czym sam zajął miejsce kierowcy i gwałtownie ruszył.
-Co jest, Justin? Dlaczego nie przedstawiłeś mnie swojej znajomej?
-Ponieważ odniosłem wrażenie, że ona nie chciała cię poznać, niestety.
-Czyli coś was łączyło. Wytłumaczysz? - założyłam ręce na piersi i ponownie usiadłam na fotelu bokiem.
-Spędziliśmy jedną, może dwie noce. To wszystko. - wzruszył ramionami, jakby korzystanie z usług prostytutki było dla niego całkowicie normalne. Dla mnie jednak nie było, a moja opinia o nim jeszcze bardziej opadła.

***Oczami Justina***

Dziwnie sie czułem, z każdą chwilą zbliżając sie do Los Angeles. Powrót do miasta, w którym się wychowałem i w którym spedziłem dwadzieścia pięć lat swojego życia, oznaczał powrót do wspomnień i do ludzi, z którymi nie chciałem mieć do czynienia. Miałem nadzieję, że nie spotkam tam nikogo, kogo nie chciałbym spotkać i uniknę wszystkich podejrzanych spojrzeń.

-Byłeś kiedyś w Los Angeles? - ciszę w samochodzie przerwał cichy, delikatny głosik Lily. Cieszyłem się, że zgodziła się pojechać razem ze mną. Dzięki temu moje myśli rozpraszały się, a nie skupiały jedynie na przeszłości.
-Skarbie, urodziłem się tam. Znam to miasto lepiej, niż własną kieszeń. - pogładziłem ją po kolanie. - A ty? Byłaś tam kiedykolwiek?
-Tak, dawno temu, kiedy moi rodzice byli jeszcze razem. Ale jedynie chwilę. Nie zdążyłam poznać tego miasta.
-Kiedyś je kochałem, później znienawidziłem. - westchnąłem, lecz dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z tego, że moje myśli dźwięcznie przeszły przez moje gardło.
-Dlaczego? - ton jej głosu momentalnie zmienił się z radosnego w dość smutny i zainteresowany. Wiedziałem, że powiedziałem o słowo za dużo i teraz musiałem w jakiś sposób wykręcić się z tego, lub obrócić w żart. W każdym bądź razie, Lily nie mogła wiedzieć niczego więcej, mimo że była osobą, której w dziwny sposób ufałem najbardziej.
-Bez konkretnego powodu. Po prostu, starzy znajomi, o których nie chcę pamiętać, różne wspomnienia, dotyczące szkoły, pierwsza praca. Różne pierdoły miały na to wpływ. - oczywiście kłamałem, a przynajmniej nie mówiłem całej prawdy. Tak było lepiej. Zdecydowanie lepiej.
-Wiesz, że ci wierzę, prawda? - cholera, ten dzieciak potrafił czytać moje emocje z wyrazu twarzu, jak z otwartej księgi. Dzięki Bogu, nie potrafiła czytać mojego wnętrza, przynajmniej na razie. - Wiem, że nie mówisz mi wszystkiego, ale nie mam zamiaru zmuszać cię do tego. Nie chcesz, nie mów. Może kiedyś się zdecydujesz. - widziałem, że zabolała ją moja nieufność w stosunku do niej i chociaż nie chciałem, aby była smutna, nie odczuwałem poczucia winy. Nigdy nie powiedziałem, że będę się jej spowiadał ze swojej przeszłości, więc nie wiem, na co liczyła.
-No już, księżniczko. Uśmiechnij się. - jedną ręką trzymałem kierownicę, natomiast drugą roztrzepałem jej długie, lekko falowane włosy, które opadły na jej twarz.
-O nie, wszystko, tylko nie włosy. - pokręciła energicznie głową. - Cieszyłbyś się, gdybym ja tak roztrzepała twoją idealnie postawioną grzyweczkę, hmm? - zacisnęła zęby, oczywiście ze śmiechem, po czym to samo, co ja uczyniłem z jej włosami, zrobiła z moimi.
-O nie koleżanko, przegięłaś. Moje włosy to świętość. Ich nie można dotykać bez mojej zgody. - momentalnie zjechałem na pobocze, lecz kiedy chciałem złapać jej nadgarstki, dziewczyna pospiesznie wysokczyła z samochodu, wypinając do mnie język.
-Nie uciekniesz mi, kruszynko. - szepnąłem do samego siebie, a uśmiech na moich ustach zaczął się powoli kształtować.

Po cichu wyszedłem z samochodu. Nie zamknąłem drzwi, aby nie zrobić tym jeszcze większego hałasu. Zgasiłem również światła w samochodzie i wyłączyłem silnik, więc teraz na dworze panowały zupełne ciemności. Ledwo widziałem, co znajdowało się parę metrów przede mną, ponieważ księżyc, jedyny obiekt, dający jakąkolwiek smugę światła, świecił dziś dość słabo. Jednak już po chwili moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, a ja mogłem zagłębić sie w las, w który prawdopodobnie uciekła Lily. Stawiałem kroki najciszej, jak potrafiłem. Niemal nie wydawałem żadnych odgłosów, dzięki czemu mogłem odnaleźć ją, bez zwracania na siebie uwagi.
Już po chwili ujrzałem przed sobą zarys tej drobnej postaci oraz jej włosy, unoszone przez wiatr. Rozglądała się niespokojnie dookoła. Najwyraźniej dopiero teraz zorientowała się, jak daleko od samochodu odeszła i że nie wie, jak wrócić. Gdy stanęła w miejscu, postanowiłem "zaatakować". Bezszelestnie wyłoniłem się z mokrych od deszczu krzaków, po czym zaczął stawiać ostrożne kroki w jej kierunku, aż w końcu złapałem dłońmi jej chudziutkie nadgarstki i popchnąłem ją na drzewo, o które uderzyła lekko plecami. Wtedy docisnąłem jej ręce do pnia, szybkim ruchem uniosłem głowę i wręcz brutalnie rozbiłem swoje wargi o jej.

Nie ukrywam, że już od pierwszych chwil, kiedy ją ujrzałem, chciałem to zrobić. Oczywiście, chciałem zrobić dużo więcej, ale byłem pewien, że prędzej czy później i tak dojdzie do tego między nami, więc wystarczyło mi jedynie czekać. Z pocałunkiem natomiast czekać nie potrafiłem. To było silniejsze ode mnie i w tej chwili nagła potrzeba pocałowania jej zawładnęła mną, moim umysłem i ciałem. Liczyło się jedynie, aby poczuć jej słodkie, miękkie usta na swoich.

Na samym początku dziewczyna była zszokowana. Odniosłem nawet wrażenie, że chciała się wyrwać. Z każdą, mijającą chwilą rozluźniała się i przestała robić cokolwiek. Natomiast kiedy puściłem jej nadgarstki i ująłem dłońmi twarz, zrozumiała, że tak naprawdę chce tego samego.
Stanęła więc na palcach i zaczęła z pasją oddawać pocałunek, dostosowując ruch swoich warg do moich. Dodatkowo przechyliła głowę lekko w lewo, aby móc lepiej dopasować kształt naszych ust i wzajemne pragnienie siebie nawzajem. Wtedy ponownie ująłem jej dłonie w swoje i powoli nakierowałem na tył swojej głowy, gdzie inicjatywę przejęła Lily i wplątała palce w moje włosy, przejeżdżając paznokciami po skórze mojej głowy. W końcu zdecydowałem się wsunąć język między jej rozchylone wargi i odszukać jej, aby zacząć taniec, może nie pełen miłości, bo nic do siebie nie czuliśmy, ale na pewno pełen namiętności.

Cholera, czułem się naprawdę wspaniale. Nie sądziłem, że zwykły pocałunek może tak bardzo podnieść człowieka na duchu. I to na dodatek pocałunek z taką gówniarą, jaką była Lily. Wiedziałem, że wczuła się w ten pocałunek tak samo, jak ja. Niestety, wiedziałem również, a wręcz byłem pewien, że będzie tego żałować, niestety.

Wtedy, jakby na zawołanie, szatynka oderwała swoje usta od moich i przejechała językiem po dolnej wardze. Cały czas wpatrywałem się w nią, lecz ona dopiero po paru chwilach, gdy unormowała oddech, spojrzała na mnie spod kurtyny gęstych, długich rzęs, swoimi ogromnymi, szarymi oczami. Kryły w sobie więcej, niż mógłbym przypuszczać, a jednocześnie były tak niewinne i skromne.

Nie mogłem jednak długo korzystać z przyjemności patrzenia w jej tęczówki, ponieważ dziewczyna minęła mnie i po prostu uciekła, biegnąc w stronę samochodu. Już parę sekund później straciłem ją z oczu, dlatego również postanowiłem wracać do samochodu i w końcu dotrzeć do tego nieszczęsnego Los Angeles, w którym wszystko się rozpoczęło.

Gdy doszedłem do auta, na fotelu pasażera nie było Lily. Dziewczyna siedziała na tylnych siedzeniach, z kolanami przyciągniętymi do klatki piersiowej. Nie spojrzała na mnie, gdy wsiadłem do środka. Ogólnie, cały czas utrzymywała wzrok, wbity w wycieraczkę.
Nie zamierzałem nalegać na nią i w jakikolwiek sposób naciskać, dlatego bez słowa odpaliłem silnik i z powrotem wjechałem na pustą, nieoświetloną drogę. Co jakiś czas zerkałem w przednie lusterko, aby zobaczyć, co dzieje się z Lily, jednak on nawet nie poruszyła się. Kiedy w końcu straciłem nadzieje na to, że zamienię z nią chociaż jedno słowo podczas dalszej drogi, dziewczyna powoli uniosła głowę.
-Justin... - usłyszałem jej cichy głos, gdy lekko zbliżyła się do mnie. - Pamiętasz sytuację, kiedy wróciliśmy z komisariatu, a moja matka rozmawiała z tobą przed domem?
-Tak, pamiętam. - skinąłem głową, nie bardzo rozumiejąc, do czego zmierza ta rozmowa.
-Moja mama spytała cię wtedy, czy ci się podobam, a ty... Ty odpowiedziałeś, że jestem bardzo ładna. - dziewczyna zacięła się ze skrępowaniem, przeczesując nerwowo palcami kosmyki włosów. - Naprawdę tak uważasz? - dopiero wtedy spojrzała w lusterko, w którym uchwyciła moje spojrzenie.
-Tak, aniołku. Jesteś prześliczna. - odparłem, uśmiechając się szczerze pod nosem. Zobaczyłem jak dziewczyna spuściła głowę i zaczęła bawić się swoimi rękawami. - Chciałbym zobaczyć, jak słodko się rumienisz.
-Wcale się nie rumienię. - odparła tak szybko, że nawet głupi wiedziałby, że kłamie. - Idę spać. Obudź mnie, jak dojedziemy. - szybko zmieniła temat, po czym rozłożyła się wygodnie na tylnych siedzeniach i przymknęła powieki.

***

Dwie godziny później dojechałem pod niewielki hotel na obrzeżach Los Angeles. Na parkingu przed budynkiem stał tylko jeden samochód, więc nie miałem problemu ze znalezieniem wolnego miejsca. Gdy zatrzymałem się i zgasiłem silnik pojazdu, odwróciłem się, aby zobaczyć, czy Lily otworzyła oczy. Dziewczyna jednak nadal spała, jak zabita, a ja nie potrafiłem przerwać jej snu. Dlatego po cichu wyszedłem z samochodu, a następnie wyjąłem z bagażnika torbę i przewiesiłem ją na długim pasku przez ramię. Wtedy otworzyłem jedne z tylnych drzwi, ostrożnie nachyliłem się do środka i wsunąłem jedna rękę pod jej kolana, a drugą pod plecy i uniosłem ją, jednocześnie wynosząc z samochodu.
Z początku sądziłem, że bedę miał lekki problem z zabraniem równocześnie jej i torby, jednak Lily okazała się lekka, niczym piórko i ledwo czułem, że trzymam ja na rękach.

Wszedłem do hotelowego holu, a mój wzrok zaczął przemierzać go w poszukiwaniu recepcji. Ujrzałem ją zaraz przed sobą, więc spokojnym krokiem podszedłem do lady, za którą stała kobieta w średnim wieku. Ubrana była skromnie i oficjalnie, a jej włosy związane były w idealnego koka z tyłu głowy.
-Dobry wieczór, w czym mogę pomóc? - uśmiechnęła się do mnie życzliwie. Gdybym był tutaj sam mógłbym zabawić się, flirtując z nią. Podobałem się kobietom. Wiedziałem to i potrafiłem wykorzystywać, lecz teraz odpowiedzialny byłem za Lily.
-Dobry wieczór. Poproszę pokój dwuosobowy na jedną noc. - kobieta odwróciła się tyłem do mnie, wyjęła z szafki, wiszącej na ścianie, mały, srebrny kluczyk z doczepioną do niego, również srebrną, metalową tabliczką.
-Pokój 269, drugie pietro, ostatnie drzwi na lewo. - mruknęła, wręczając mi przedmiot, a potem odprowadziła mnie wzrokiem do windy.

Jej wnętrze było złote, a na ścianie znajdowało się wielkie lustro. Na dodatek, jak w większości filmów, w tle leciała cicha muzyka.
Po chwili winda zatrzymała się na drugim piętrze, a drzwi rozsunęły się w obie strony. Za poleceniem recepcjonistki, doszedłem do końca korytarza i odszukałem właściwy pokój, a potem, cały czas z Lily na rękach, otworzyłem drzwi kluczem i wszedłem do pomieszczenia.

Jak na pokój dwuosobowy, był naprawdę duży i przestronny, z wielkim balkonem oraz ogromnym łożem małżeńskim. Szkoda. Dla mnie i dla Lily byłoby zdecydowanie przytulniej, gdybyśmy spali na małym łóżku, bardzo blisko siebie.

Ułożyłem moją ślicznotkę na łóżku, delikatnie i ostrożnie, aby jej nie obudzić. Następnie rzuciłem torbę w kąt pokoju, ściagnąłem przez głowę koszulkę i zdjąłem spodnie. Z uśmiechem na ustach wsunąłem się pod kołdrę na łóżku. Wtedy mogłem ułożyć ręce na ciałku Lily, aby ją rozebrać. Nie zrozumcie mnie źle, chciałem po prostu, aby było jej wygodniej, to wszystko. Dlatego zacząłem powoli rozpinać guziki jej jeansowej kurtki, aż w końcu ściągnąłem z niej delikatnie ubranie, zostawiając szatynkę w różowej bokserce. Następnie rozpiąłem jej spodenki i również je zdjąłem.
Całe szczęście, dziewczyna nie obudziła się i nadal spokojnie spała. Jednakże, kiedy ułożyłem się na podauszkach i okryłem nasze ciała kołdrą, poruszyła się nerwowo. Poczułem, jak przybliżyła się do mnie, a jej głowa delikatnie ułożyła się na mojej klatce piersiowej. Lily tak po prostu przytuliła się do mnie. Wiedziałem, że gdyby nie spała, prawdopodobnie nie zrobiłaby tego, jednak cieszyły mnie choć najmniejsze jej gesty.

Z jednej strony, Lily była śliczną dziewczyną i bardzo mi się podobała. Natomiast z drugiej, zacząłem otaczać ją pewnego rodzaju opieką, swoja własną, lecz tylko ja wiedziałem, że ta opieka niesie za sobą ogromne niebezpieczeństwo...

~*~

Rozdział miał wyglądać zupełnie inaczej, ale jakoś tak prawie cały wyszedł mi w samochodzie, chyba ze względu na to, że sama uwielbiam jeździć samochodem ;D

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

ask.fm/Paulaaa

Zapraszam na moje nowe opowiadanie:
last-breath-jb.blogspot.com

21 komentarzy:

  1. Cudny rozdział ! Czekam na next ! :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. WRESZCIE !!! Doczekałam się !! Rozdział zajebisty . I ONI SIE POCAŁOWALI !!!!! AAAA !!!! Justin i Lilly się do siebie zbliżają . I Juss , na pewno zacznie coś czuć do niej , albo już czuje . Czekam na nn !!! Weny życzę ;***
    http://boody-live.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. O mój Boże ich pierwszy pocałunek! <3 był idealny! I taki kompletnie nie spodziewany! Mogłaś mnie nerwowo nastawić na ten moment xD (żart). Rozdział... wow, nie wiem nawet jak go opisać, ale bardzo, baaardzo mocno mi się podobał ;) życzę weny i do następnego <3!

    OdpowiedzUsuń
  4. genialny
    pocałowali się ahsgdjada to było niespodziewanie
    nie mogę się doczekać kiedy między nimi stanie się jeszcze więcej
    czekam na kolejny kocham cię xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Justin. *.*
    Świenie piszesz. Czekam na kolejne!
    xox

    OdpowiedzUsuń
  6. idealny *-* w końcu się pocałowali ! :D ale co oznaczają ostatnie słowa Justina? :o o jakim niebezpieczeństwie on mówi? Kurde, jestem teraz straaasznie ciekawa, więc pisz szybciutko następny rozdział ! ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejku jaki wspaniały rozdział :) justin taki delikatny i czuły jejku oby tak było dalej

    OdpowiedzUsuń
  8. świetny :* czekam nn <3

    OdpowiedzUsuń
  9. O Boże, już się boję :/

    OdpowiedzUsuń
  10. Aaaaaaaa kocham to po prostu !!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Chyba każdy uwielbia jeździć samochodem! :D
    Ucieszyłabym się, gdybyś zajrzała do mnie: "Waleczne Serca" na wattpadzie
    xoxo

    OdpowiedzUsuń