wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 26 - To the bottom...


***Oczami Lily***

Czułam się, jak w pięknej, kolorowej bajce, a nie w realnym życiu, które ostatnio tak bardzo mnie skrzywdziło. Tylko dzięki Justinowi znów odzyskałam wiarę, że wszystko się ułoży i choć nie będzie tak, jak dawniej, z pewnością dam radę, ponieważ on będzie obok i wesprze mnie, jeśli tylko będę tego potrzebowała. Mimo że praktycznie straciłam matkę i straciłam ją z powodu pojawienia się w naszym życiu Justina, z pewnością nie pozwoliłabym mu odejść, aby ją odzyskać. Stał się dla mnie ważniejszy, niż moja własna, rodzona matka, która zmieniła się nie do poznania.

Od dobrych kilkunastu minut leżeliśmy z Justinem na kanapie. To znaczy, on w dalszym ciągu leżał na mnie, a ja, uśmiechając się pod nosem, gładziłam jego umięśnione plecy i wzdychałam cicho. Cały ten czas minął nam na przytulaniu oraz czułym i delikatnym całowaniu. On naprawdę chciał, abym czuła się, jak ksieżniczka. Robił wszystko, aby było mi dobrze, zarówno kiedy się kochaliśmy, jak i teraz, gdy było już po wszystkim i mógł zwyczajnie mnie zostawić, z satyafakcją, że udało mu się mnie przelecieć.

-Nie wiem, jak mam ci dziękować, Justin. - delikatnie pocałowałam miejsce za jego uchem. Swojej wdzięczności nie potrafiłam wyrazić słowami. Chyba jedynie takie drobne gesty mogły w jakis sposób pokazać mu, ile to wszystko dla mnie znaczy.
-Po prostu bądź przy mnie, Lily. Obiecaj, że nie odejdziesz. - wyszeptał. Dzięki temu, że go znałam, poczułam, że jest to prośba. On błagał mnie, abym przy nim została. Nie chciał być dłużej samotny i nagle poczuł, że to ja jestem osobą, która chociaż trochę rozświetla jego dzień.
-Nie zamierzam odchodzić, Justin. Nie chcę tego. Po prostu nie chcę.

Nie okłamywałam go. Chciałam przy nim zostać, zwłaszcza teraz, gdy potrzebował mnie z jakiś względów. Nie mogłabym go tak po prostu zostawić i zranić go. Nie byłam taka. Nie chciałam ranić ludzi, chociaż wiem, że kilkoro zraniłam. I naprawdę nie czułam się z tym dobrze.

-Wiesz, co ci powiem, Lily? - mężczyzna oparł się na łokciach po obu stronach mojej głowy, aby móc głęboko spojrzeć mi w oczy. - Jestem pewien, że się w tobie zakocham, zobaczysz. - i co ja miałam mu odpowiedzieć? Co miałam zrobić, gdy tak głęboko wpatrywał się w moje tęczówki? Teoretycznie nie czekał na odpowiedź, lecz ja czułam, że jestem mu to winna.
-Justin, co ty mówisz? - uśmiechnęłam się lekko i przejechałam opuszkami po jego delikatnym zaroście.
-To co słyszysz, Lily. - zachichotał, całując mnie w czoło. - Będziesz pierwszą dziewczyną, w której się zakocham. - wciąż z uśmiechem starałam się jakoś zaprzeczać, wmówić mu, że prawdopodobnie jest w błędzie, lecz on w końcu zatrzymał moją twarz i pocałował namiętnie. Bardzo namiętnie. - Czuję to.

Nie potrafiłam dłużej kłócić się z nim. Poza tym, nie chciałam, bo to, co powiedział, było zwyczajnie słodkie. Nie potrafiłam się nie uśmiechnąć. Sprawiał, że byłam szczęśliwa. Kurwa, naprawdę szczęśliwa.
-W takim razie nie mogę ci tego zabronić. Wręcz przeciwnie, pozwalam ci na to. - moje ramiona ciasno otoczyły jego szyję i przyciągnęły jego usta do kolejnego pocałunku, pełnego, może nie miłości, ale z pewnością namiętności i zwyczajnej przyjaźni.

Wtedy usłyszałam przekręcanie klucza w drzwiach. Zaczęłam się cholernie bać reakcji matki, mimo że wszystko zrobiłam na złość właśnie jej. Chciałam, aby cierpiała, gdy zobaczy mnie i Justina, razem. To z pewnością sprawi jej ból, a mi przyniesie upragnioną satysfakcję.
Po chwili weszła do salonu. Nie była jednak sama, jak przypuszczałam. Obok niej stał męzczyzna, od którego uciekłam, którego tak bardzo się bałam i którego nie chciałam już nigdy więcej widzieć na oczy.

Justin w międzyczasie zsunął się z mojego drobnego ciała i wsunął na siebie bokserki, po czym podał mi cienkie prześcieradło, którym mogłam się owinąć. Zrobiłam to dość sprawnie i wstałam z kanapy. Podeszłam do mamy, stawiając powoli krok za krokiem. Przez cały czas patrzyłam prosto w jej oczy, wyrażające czystą wściekłość.

-Teraz nic mi już nie zrobisz. W końcu jestem bezpieczna. Nie jestem już dziewicą. Twój plan się nie spełni, mamusiu. - tak trudno było mi powiedzieć jej to wszystko prosto w twarz. Kobieta przede mną sprawiła mi tyle bólu, że ciężko było mi nawet na nią patrzeć.
-Przykro mi, umowa obejmowała dziewicę. W takim przypadku, moja oferta jest nieaktualna. - powiedział Marco, a potem odwrócił się i wyszedł z domu. Opuścił go na zawsze. Na zawsze. Naprawdę byłam już bezpieczna. Naprawdę mogłam odetchnąć głęboko, wiedząc, że mogę spać spokojnie. Nikt mnie już nie dotknie i nikt mnie nie skrzywdzi.

-Ty pieprzona, mała dziwko! - mój entuzjazm nie trwał długo. Skończył się, razem z silnym uderzeniem w policzek, jakie otrzymałam od własnej matki. - Uprawiałaś seks z moim facetem! Do ciebie dociera, co zrobiłaś!?
-Tak, przespałam się z Justinem i powiem ci więcej. Było nam razem bardzo, bardzo dobrze. Nie żałuję ani odrobinę. Najwyraźniej ty mu nie wystarczałaś. - dostałam w drugi policzek, tym razem mocniej, abym zrozumiała, a może raczej poczuła, że kobieta nie zamierza mi odpuścić i chociaż jedną walkę pozornie przegrała, za drugim razem nie podda się tak łatwo.
-Jesteś małą, niewdzięczną kurwą! - krzyknęła i chociaż spodziewałam się z jej strony każdych, nawet najgorszych obelg, te słowa zabolaly mnie do tego stopnia, że nie potrafiłam dłużej stać przed nią. Zwyczajnie puściłam się biegiem na górę, aby pobyć w samotności i wylać łzy w poduszkę.

***Oczami Justina***

Z pewnością nie wystarczy, jeśli powiem, że jest mi szkoda Lily, ale zwyczajnie czułem, że jest mi jej żal. Była cholernie smutna, a zrobiła to wszystko tylko i wyłącznie po to, aby być bezpieczną, z dala od mężczyzny, który może ją skrzywdzić. Sądziłem, że po tym wszystkim w końcu zazna odrobinę szczęścia, a skoro wszyscy dookoła ją ranią, to ja mam zamiar to szczęście wnieść do jej życia.

-Justin... - zaczęła łagodnie Alison. Tak, łagodnie, podczas kiedy swoją córkę byłaby w stanie pobić do utraty przytomności. - Przespałeś się z moją piętnastoletnią córką. - chciałem spytać, jak po tym wszystkim śmie nazywać Lily swoim dzieckiem, jednak w porę ugryzłem się w język.
-Alison, ja...
-Justin, nie tłumacz mi się. Ja rozumiem, jest młoda, ładna, uwiodła cię. Nie mam do ciebie pretensji. To wina tej małej zdziry. Wiem, że nie zrobisz tego po raz drugi. Wiem, że mnie kochasz. - jak Boga kocham, ona w tym momencie zapewniała samą siebie. Była tak szalenie zakochana, że nie chciała wręcz widzieć, jakie są fakty. A w rzeczywistości, nie czułem do niej nic, natomiast wspólne chwile z Lily powtórzyłbym przy pierwszej, lepszej okazji.

-Mam dzisiaj ważny lot, wrócę dopiero jutro. Pamiętaj, że nie mam do ciebie pretensji o to, co się stało. Rozumiem cię. Jej zachowanie jest niedopuszczalne. - ta kobieta była chora psychicznie. Po prostu chora. Zdradziłem ją i nie przeprosiłem ani razu, a ona w dalszym ciągu wmawiała sobie, że jestem niewinny i wszystko jest winą Lily, kiedy w rzeczywistości to Lily jest bez winy.

Chwyciła tylko torbę, którą przygotowała już wcześniej, potem podeszła do mnie i najzwyczajniej w świecie pocałowała. A ja stałem, jakby moje stopy wryły się w ziemię. Byłem w głębokim osłupieniu i szoku. Bałem się jej, była nienormalna i z pewnością niepoczytalna, dlatego ucieszyłem się, kiedy wyszła z domu, a potem odjechała z podjazdu swoim samochodem.

Wiedziałem, że Lily chciała spędzić ten czas w samotności. Nie zamierzałem jej przeszkadzać. Wiedziałem, co czuła i jak ogromne pretensje miała do swojej matki. Prawdę mówiąc, nie potrafiłem jej pomóc. I chociaż chciałem ją uszczęśliwić, nie miałem pojęcia, od czego w ogóle zacząć, aby z czasem na jej ustach pojawił się uśmiech.

Również wyszedłem z domu. Chciałem się przejść, przemyśleć wszystko, co wydarzyło się w ciągu kilku, ostatnich godzin. Przespałem się z Lily. Przespałem się z moją małą księżniczką i nadal nie potrafiłem w to uwierzyć. Chociaż wiem, że zrobiła to z przymusu, miałem cichą nadzieję, że czerpała z tego przyjemność. Bo ja czerpałem. Nie tylko taką fizyczną, która była wręcz przytłaczająca, ale również taką psychiczną, której nie odczuwałem nigdy wcześniej. Powinienem się martwić?

Gdy doszedłem do centrum miasta, stanąłem przed jedną z witryn sklepowych, w której widniały już ozdoby świąteczne. Czas leciał nieubłaganie szybko. Niedługo nadejdą święta, kolejne w moim życiu i kolejne będą zagadką, zupełnie tak, jak poprzednie. Wiecie, szczerze liczyłem na to, że do czasu gwiazdki zakocham się w Lily. Chciałem tego, jak cholera. Pragnąłem poczuć, co to miłość i co to znaczy, kiedy otaczamy nią drugą osobę. Byłem przekonany, że zakocham się w Lily. Czułem to, ponieważ chyba właśnie zacząłem czuć do niej więcej i więcej. Nie mogłem się doczekać, kiedy z czystym sercem będę mógł powiedzieć, że ją kocham, mimo iż wiedziałem, że Lily tych uczuć nie odwzajemni.

Wtedy dostrzegłem białego, pluszowego misia, siedzącego za witryną sklepową. Uśmiechał się do mnie i tylko krzyczał, abym go kupił. Ruszyłem więc w stronę wejścia do sklepu, nie wiem nawet, jakiego. 
-Moja misia zasłużyła na pluszaka. - wymruczałem, myśląc oczywiście o Lily. - Dzień dobry, chciałbym kupić pluszaka, który znajduje się na wystawie.
-Przykro mi, jest to jedynie element ozdoby. Nie jest na sprzedaż. - mina mi lekko zrzedła, lecz nie zamierzałem się poddać. Nie ja.
-Proszę, to dla bardzo ważnej osoby. - moje oczy przybrały kształt oczu zbitego psa, które zawsze potrafiły podziałać na ludzi, a zwłaszcza na kobiety.
-No dobrze. - odparła z westchnieniem i lekkim uśmiechem, po czym, specjalnie dla mnie, zabrała z wystawy pluszaka, a ja położyłem banknot na blacie. - Mam nadzieję, że dziewczyna się ucieszy. - posłała mi serdeczny uśmiech, po czym wróciła do swoich obowiązków, a ja, z radością w sercu, opuściłem sklep, dumnie trzymając w dłoniach świeżo nabytego pluszaka dla swojej misi.

Nie zamierzałem już dłużej marznąć na dworze, więc wróciłem do domu, jedną z najdłuższych ulic w mieście. W całym domu paliła się jedynie mała lampka w pokoju piętnastolatki. Ten właśnie pokój był celem mojej podróży i to do niego zamierzałem się udać, zaraz po przekroczeniu progu budynku. Zwyczajnie chciałem ją zobaczyć, gdyż stęskniłem się za widokiem jej słodkich oczu, za zapachem jej włosów, po prostu stęskniłem się za nią.

Zapukałem dwa razy do drzwi jej pokoju, a potem wszedłem do środka. Lily leżała na łóżku, przytulona do poduszki, odwrócona plecami do mnie. Zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem do łóżka, kucając przy nim.
-Ktoś chciałby się do ciebie przytulić, misia. - wyszeptałem, a potem położyłem przed nią pluszaka. Dziewczyna nie poruszała się dosłownie przez dwie sekundy, lecz w trzeciej porwała miśka w dłonie i wtuliła się w niego, jak mała dziewczynka.
-A czy duży miś chciałby się do mnie przytulić? - spojrzała na mnie spod swoich długich rzęs. Jej spojrzenie działało na mnie hipnotyzująco, a moje zmysły mieszały się, gdy tylko wzrok łączył się z jej.
-Zawsze, niunia. Zawsze. - szybko złapałem jej wąskie bioderka i posadziłem na swoich kolanach. Dziewczyna bez zbędnych słów rzuciła mi się na szyję. Najwidoczniej potrzebowała tego równie mocno, co ja. Potrzebowała bliskości i wsparcia drugiej osoby.

-Skarbie, uważam, że powinnaś mieć swoją matkę głęboko w dupie. Skoro ona potraktowała cię w ten sposób, odpłać się jej tym samym.
-Wiesz, Justin. Ja już odpłaciłam się tym samym i, prawdę mówiąc, odpłacam się cały czas. Przespałam się z tobą, a teraz kleję się do ciebie. Właśnie to boli ją najbardziej, ale masz rację, mam ją w dupie. Nie zamierzam się od ciebie oddalać. - usiadła wygodniej na moich kolanach, przysuwając swoją małą pupkę bliżej mojego krocza. Czułem się z tym bardzo, bardzo dobrze. Ogólnie przy Lily czułem się zajebiście. Była wspaniałą dziewczyną, młodą kobietą, która zmienia się na moich oczach.

-Jeśli dobrze pamiętam, chciałaś oblać dzisiejszy dzień. Czy chcesz tego w dalszym ciągu? - szatynka pokiwała głową, jakby odrobinę mniej pewnie. W końcu, zanim Lily poznała mnie, była zupełnie grzeczną dziewczynką, która trzymała się z dala od alkoholu. Musiałem przyznać, że zaczęła się zmieniać tylko i wyłącznie pod moim wpływem. Wpuszczałem do niej diabełka, dzięki któremu piętnastolatka zaczęła pokazywać różki. - Podejrzewam, że nie chcesz klubu, głośnej muzyki i kolorowych świateł. Znam miejsce, które będzie idealne.

Objąłem moją misię ramionami i uniosłem, jednocześnie wstając z łóżka. Była tak lekka, że bez trudu zniosłem ją po schodach. W przedpokoju chwyciłem tylko jej buty i kurtkę, po czym wyniosłem ją z domu. Chciałem, aby czuła się przy mnie, jak księżniczka. Bardzo zależało mi na tym, gdyż była pierwszą dziewczyną, do której naprawdę coś poczułem. Zrozumiałem, co to znaczy walczyć o czyjeś serce. Ja walczyłem już od dawna, chociaż nie do końca zdawałem sobie z tego sprawę.

Kiedy ja prowadziłem, Lily zakładała swoje buty i kurtkę, która o tej porze roku była niezbędna. Co jakiś czas zerkałem na nią. Po prostu nie potrafiłem się powstrzymać. Każdego dnia spotykałem na ulicach wiele pięknych, młodych kobiet. Poza tym, na te starsze również zwracałem uwagę. Nigdy jednak nie spotkałem kogoś takiego, jak Lily. Nie dość, że potrafiła przyćmić wszystko swoją urodą, to również jej osobowość była wprost nienaganna. Boże, zwariowałem na punkcie tej drobnej osóbki. Zwariowałem i, co więcej, chciałem zwariować.

-Może nie jest to miejsce dla małych księżniczek, ale jeśli zamkniesz oczka i nie będziesz patrzeć na każdego pijaka dookoła, nie powinnaś mieć później urazów psychicznych. - może to, co powiedziałem, zabrzmiało zbyt poważnie i nieświadomie wystraszyłem Lily, ale wolałem ją uprzedzić, że ciszę i pozorny spokój może znaleźć tylko w jednym ze starych pub'ów, do których przychodzą jedynie faceci, chcący zatopić swoje smutki w alkoholu. Nie bałem się przywieźć jej w takie miejsce, ponieważ przez cały czas będę przy niej. Musi się nauczyć, że w moim otoczeniu włos jej z głowy nie spadnie.

-Justin, wiesz, że ja nie umiem pić, prawda? - bardzo delikatnie ujęła moją dłoń w swoje. Chyba bała się, czy gest ten będzie odpowiedni. Dla mnie było to oczywiste. Przecież już dawno przestaliśmy być dwójką obcych ludzi, którzy unikają się na każdym kroku.
-Tak, Lily, zauważyłem. Dlatego już teraz wiem, że będziesz miała potwornego kaca, jutro, z samego rana, kiedy tylko się obudzisz.
-Co chcesz przez to powiedzieć? Spędzę pół dnia, żygając i będę wyglądała, jak siedem nieszczęść?
-Misia, ty zawsze wyglądasz, jak królewna. Na pewno poboli cię główka, ale nie martw się. Zajmę się tobą, jak najlepszy lekarz. - cmoknąłem ją w czółko, równocześnie otwierając drzwi od pub'u.

W powietrzu unosił się zapach alkoholu i papierosów. Przy niektórych stolikach siedzieli samotni faceci, wlewający w siebie wódkę litrami. To nie było miejsce, do którego ludzie przychodzili, aby się napić. Tu trzeba było się upić i zapomnieć o poprzednim wieczorze.
Stoliki były stare i drewniane, niektóre bardzo zniszczone. Krzesła wcale nie wyglądały lepiej. Ogólnie wnętrze było dość mocno zdewastowane, przez liczne awantury, urządzane w środku. Ja jednak lubiłem to miejsce. Przeważnie znajdowałem tu ciszę i czas na przemyślenia.

Usiedliśmy z Lily przy stoliku w najdalszym kącie całkiem przytulnego pomieszczenia. W środku panował półmrok, który nadawał temu miejscu całkiem przyjemnej atmosfery. Jedynie w niektórych miejscach paliło się słabe, żółte światło.
-Co na początek, misia? - spytałem, gdy Lily usiadła na jednym z mniej zniszczonych krzeseł i zdjęła kurtkę.
-Na początek mam do ciebie pytanie. Dlaczego mówisz do mnie misia?
-Jesteś strasznie słodka, więc uznałem, że to określenie pasuje do ciebie idealnie. Ale jeśli chcesz, mogę zacząć mówić na ciebie gruba. - zatrzepotałem dość długimi rzęsami, a szczęka Lily opadła. Usta natomiast utworzyły zgrabną literkę "o".
-Jestem misia, a nie gruba. - oburzyła się, oczywiście tak w żartach. Nie potrafiłem wyobrazić sobie rozgniewanej Lily. Moim zdaniem, była na to zbyt łagodna. Przywodziła na myśl białego, potulnego baranka.

-Więc co na początek, misia? - ponowiłem, tym razem spodziewając się konkretnej odpowiedzi.
-Ty zdecyduj, ja zupełnie nie znam się na alkoholach. Bez znaczenia, co wybierzesz. Z pewnością będzie obrzydliwe w smaku. - wzdrygnęła się, a ja parsknąłem śmiechem. Ten dzieciak był wspaniały. Nie udawała nikogo, tylko zwyczajnie była sobą. Mogła kłamać, że podoba jej się smak alkoholu, jednak ona stawiała na szczerość. I to jedna z cech, za którą zaczynam ją kochać.

Podszedłem do baru, za którym stał starszy facet, z sumiastym, szarym wąsem, zakręconym delikatnie do góry. Nie wyglądał przyjaźnie, lecz ja już dawno przestałem oceniać ludzi po pozorach. Nauczyłem się, że czasem piękni i młodzi bywają gorsi, niż ci pomarszczeni i niegrzeszący urodą.

-Dzisięć kieliszków czystej, proszę. - położyłem na ladzie pieniądze i spojrzałem w oczy barmanowi, kiedy ten nie poruszał się, tylko dalej polerował ścierką szklankę.
-Chcesz tę małą zapić na śmierć? - skinął głową na Lily. Ja również na nią spojrzałem. Dalej siedziała na tym samym miejscu, zakładając moją bluzę, którą zostawiłem na krześle. Najwidoczniej spodobało jej się noszenie moich ubrań. Widziałem, jak zawsze zaciągała się ich zapachem i wtulała w nie. Kochałem, gdy to robiła, ponieważ wtedy zostawiała na moich ubraniach swój zapach, w który mogłem się wtapiać, gdy tylko miałem ochotę.
-Przeżyje. - zakończyłem i odszedłem od baru, wiedząc, że przygotowanie alkoholu zajmie parę chwil.

-Zimno ci, misia? - spytałem, widząc, jak Lily naciągnęła rękawy mojej bluzy na dłonie. Dziewczyna pokiwała delikatnie głową, więc ja zareagowałem od razu. Wyciągnąłem nad stół ręce, aby moje słońce złapało mnie i podeszło do mnie. Pokierowałem ją, aby usiadła na moich kolanach. Już parę sekund później wspierała się na mnie, objęta moimi ramionami, które pragnęły dać jej jak najwięcej wewnętrznego ciepła. Odkąd ją poznałem, zacząłem lubić przytulanie. Chociaż, lubić to mało powiedziane. Mógłbym wcale jej nie puszczać, gdybym tylko wiedział, że jest szczęśliwa.

Odkąd jej główka oparła się na moim ramieniu, a drobna twarzyczka wtuliła w szyję, Lily nie poruszała się. Była zmęczona, czułem to. Bałem się nawet, że będzie w stanie zasnąć, jeśli dłużej kołysałbym ją delikatnie, trzymając na kolanach. Ale z drugiej strony, gdyby zasnęła, przeniósłbym ją do samochodu i zawiózł do domu, aby pod ciepłą kołdrą, w moich ramionach, mogła się wyspać.

Naszą krótką chwilę przerwał barman, który przyniósł na tacy alkohol i w niewielkich kieliszkach zaczął rozstawiać go na stoliku. Kiedy skończył, rzucił nam jedynie krzywe spojrzenie i z powrotem odszedł w stronę baru.
-Justin, minie rok, nim to wypiję.
-Misia, przez rok nie poczułabyś ani odrobiny alkoholu. Masz to wypić na raz, jedno po drugim, szybciutko. - wziąłem w obie dłonie kieliszki i podałem jeden dziewczynie.
-Justin, to śmierdzi. Nie wypiję tego. - naprawdę miałem ogromną ochotę wybuchnąć śmiechem, jednak powstrzymałem się, aby sądziła, że traktuję ją w pełni poważnie. Ja jednak nie potrafiłem, kiedy zachowywała się tak nieziemsko słodko i uroczo.
-Nie marudź, Lily. Bierzesz kieliszek, przykładasz do ust i pijesz, do samego dna. Jak opróżnisz jeden, bierzesz kolejny, potem kolejny i kolejny, aż w końcu wypijesz wszystkie. - i wsunąłem w jej dłoń mały, szklany przedmiot, aby zachęcić ją i nakłonić do złego.

Czekałem, aż Lily przełamie pierwszy strach i zacznie pić. W końcu, to ona chciała się upić. Do niczego jej nie zmuszałem, a jedynie dotrzymywałem towarzystwa. Po paru chwilach przyłożyła kieliszek do ust. Wykonała ten pierwszy krok, choć sądziłem, że nigdy nie zdecyduje się na to. Nie była przekonana i chyba wcale nie chciała tego wypić, jednak po zerknięciu na mnie wzięła głęboki oddech i wypiła pierwszy kieliszek, a ja zrobiłem to razem z nią.

Według moich poleceń, chwyciła kolejny kieliszek. Również w mojej dłoni znalazła się nowa porcja alkoholu. To również wypiliśmy do samego dna. Lily krzywiła się okropnie, czując lekko drętwy i cierpki smak alkoholu, lecz nie zatrzymała się, tylko przechylała kolejne kieliszki, aż w końcu na stoliku nie zostało już ani grama alkoholu, za to szum w głowie powiększał się. Nie miałem mocnej głowy i potrafiłem upić się dość szybko, dlatego już teraz poczułem procenty, płynące w moich żyłach i rozchodzące się po całym organizmie.

Lily natomiast, gdy przełknęła ostatnią porcję alkoholu, zarzuciła ramionka na moją szyję i wtuliła w nią buźkę. Musiała być już podpita, jak nie zdrowo upita. W końcu, taka ilość wódki w tak krótkim czasie, w połączeniu ze słabiutką Lily, musiała wywołać szok dla jej organizmu i z pewnością zareagowała zawrotami głowy.

-Justin, będziesz zły, jeśli zwymiotuję na twoją koszulkę? - zamrugała nieprzytomnie, a jej głos był znacznie spowolniony. Nie kontaktowała już tak, jak na trzeźwo.
-Jesteś niemożliwa, Lily. - parsknąłem nieprzytomnym śmiechem, wtulając ją w siebie mocniej, aby tak naprawdę czuć przy sobie jej bliskość. Tylko tego pragnąłem. Jej ciepłego ciałka i uśmiechu. - Nie, nie będę zły, ale nie martw się. Żygać zaczniesz dopiero jutro. Dzisiaj możesz jeszcze pić. - wtedy przywołałem gestem dłoni barmana. Kiedy przyszedł, skinąłem na kieliszki, a on zrozumiał, że proszę jeszcze raz to samo. Skoro mieliśmy się upić, to tak naprawdę, a nie ledwo czuć alkohol w żyłach.

-Czy po tych kilku kieliszkach stałam się już alkoholiczką? - wymamrotała, sunąc nosem po mojej szyi. Dzięki temu czułem niesamowite dreszcze, jakie mogłem czuć tylko dzięki dotykowi Lily. Nikt inny nie działał na mnie w ten sposób.
-Jeśli ty jesteś alkoholiczką, ja leżałbym już chyba dwa metry pod ziemią. - zachichotałem. Sam nie wiedziałem, jak alkohol zadziała na Lily, a on sprawił, że była jeszcze słodsza, chociaż nie sądziłem, że to możliwe.
-Ja nie chcę, żebyś leżał pod ziemią. Nie chcę, żebyś umierał. Wtedy zostałabym sama. Nie mam prócz ciebie nikogo.
-Ja też, misia. Jesteś tylko ty. Dla mnie istniejesz tylko ty. Straciłem rodziców, rodzeństwo i starych przyjaciół. Mam tylko ciebie.
-Chciałabym cię zapytać, co stało się w twoim życiu, że jesteś tak samotny, ale i tak wiem, że mi nie powiesz. Poczekam na odpowiedni moment. Może kiedyś, kiedy cię upiję, zdradzisz chociaż odrobinę i otworzysz się przede mną, abym mogła lepiej cię poznać. A teraz wybacz, ale muszę to zrobić.

Nagle, nim zdążyłem mrugnąć, Lily zdjęła moją bluzę, potem przełożyła jedną nogę przez moje kolana i usiadła na nich okrakiem. Pocałowała mnie, tak po prostu. Nic nie powiedziała, tylko przyłożyła swoje słodkie, miękkie wargi do moich, rozpoczynając dziki, namiętny taniec. Teraz już bez zawahania złapałem ją za pupkę i przysunąłem bliżej. Nie czułem żadnych wyrzutów sumienia, po prostu cieszyłem się daną chwilą, w której zwyczajnie mogłem się uśmiechać.

-Skoro moja mama wraca dopiero jutro, możemy powtórzyć w nocy to, co zrobiliśmy dzisiaj. - zamrugała powoli trzy razy, uśmiechając się do mnie niewinnie. Boże, alkohol tak ją zmienił, że była w stanie praktycznie teraz uprawiać ze mną seks. Miałem wrażenie, że ja i Lily byliśmy razem. Miałem wrażenie, że jest moją dziewczyną. Moją i tylko moją, której mogę szeptać czułe słówka do ucha i którą mogę całować, kiedy tylko mam taką ochotę.
-Misia, jesteś wspaniała. Jesteś po prostu wspaniała. A teraz pij. 

Wręczyłem jej następny kieliszek wódki. Tym razem wzięła go bez zawahania i wypiła do dna. Kolejne opróżniła równie szybko. Prawdę mówiąc, podniecał mnie widok Lily, gdy piła z taką wprawą i pozornym doświadczeniem. Wyglądało to cholernie gorąco, dlatego zapomniałem nawet o swojej porcji alkoholu, którą zaczęła pić Lily. Tyle wystarczyło, aby parę chwil później była prawdziwie pijana i ledwo utrzymywała się na moich kolanach.

-To co, misia? Jedziemy do domu? Chyba na dzisiaj wystarczy, maleństwo, bo jutro nie wstaniesz. - Lily tylko pokiwała główką, niczym pięcioletnia dziewczynka. Zostawiłem na stoliku pieniądze i wziąłem dziewczynę na ręce, jednocześnie przewieszając przez jedną z nich kurtkę Lily i swoją bluzę.

W takich momentach znów miałem wrażenie, że Lily jest moją córeczką, którą muszę opiekować się najlepiej, jak potrafię. Chciałem się nią opiekować. Chciałem mieć przy sobie kogoś, kogo mógłbym otaczać opieką i kto w razie konieczności tym samym otoczyłby mnie. Chyba zawsze mi tego brakowało, tylko okłamywałem samego siebie. Tak było mi wygodniej.

Byłem jedynie lekko podpity, dlatego bez problemu trzymałem się drogi, prowadząc samochód. Nie dociskałem jednak pedału gazu. Nie chciałem ryzykować życiem Lily, o które dbałem bardziej, niż o własne. Widziałem, jak mała walczyła z samą sobą, aby nie zasnąć, choć jej oczka pragnęły się zamknąć.
-Śpij, aniołku. - pogłaskałem ją po miękkich i puszystych włoskach. Najchętniej pocałowałbym ją również w czółko, jednak moja uwaga i tak była już rozproszona, a nie chciałem spowodować wypadku.

Lily zaczęła nucić cichutko pod nosem piosenkę, która akurat leciała w radiu. Uwielbiałem spędzać z nią czas, nawet kiedy milczeliśmy. Czułem się inaczej, gdy ona była obok. Nie potrafiłem wytłumaczyć tego w żaden logiczny sposób. Po prostu czułem się lepiej i byłem przekonany, że zawdzięczam to właśnie jej, nikomu innemu.

-Justin, lubisz mnie? - zamruczała, obejmując swoimi delikatnymi dłońmi moją dłoń, spoczywającą na jej kolanie.
-Bardzo, misia. Bardzo cię lubię. Myślałem, że o tym wiesz.
-Chciałam się tylko upewnić. - musnęła wierzch mojej dłoni, a potem zaczęła ją gładzić. - A będziesz się ze mną jeszcze kiedyś kochał? - gdybym miał w ustach wodę, z pewnością wyplułbym ją na przednią szybę. Byłem w szoku, takim ogromnie pozytywnym.
-Jeśli ładnie mnie poprosisz, mogę kochać się z tobą kilka razy dziennie. W ogóle, misia, mam wspaniały pomysł. Po prostu bądźmy razem, zamieszkajmy razem. Wiem dobrze, że oboje tego chcemy. Kto nam zabroni? Przecież i tak mamy jedynie siebie. Nic nie stoi nam na przeszkodzie, malutka. Przemyśl to, proszę.

Do końca drogi nie rozmawialiśmy już ze sobą. Siedzieliśmy w komfortowej ciszy, zatopieni w przemyśleniach. Zacząłem wyobrażać sobie wspólne życie z Lily. To byłyby najpiękniejsze lata mojego życia, ponieważ spędziłbym je z małą, która ożywia moje lodowate serce. Zabrałbym ją z daleka od jej chorej matki, do miejsca, w którym byłaby naprawdę szczęśliwa. Życie przy mnie byłoby dla niej rajem. Musiała jedynie zaryzykować i związać się ze mną, tak na poważnie.

Lily miała ogromne problemy z dojściem do drzwi, gdyż była naprawdę pijana i potykała się o własne nogi. Chciałem wziąć ją na ręce, jak księżniczkę, którą była, jednak ona jedynie wsparła się na moim ramieniu i nie pozwoliła się unieść. Doszliśmy więc, kroczek po kroczku, do samych drzwi, a później schodami na górę. Wprowadziłem misię do jej pokoju, wiedząc, że sama nie byłaby w stanie przejść nawet metra, chyba że na czworaka.

Gdy położyłem ją do ciepłego łóżka i przykryłem kołdrą, chciałem wyjść z pokoju. Lily zasnęłaby z pewnością w przeciągu chwili, a ja nie chciałem przerywać jej snu. Ona jednak miała inne plany, dotyczące mojej osoby. Złapała mnie za ramiona i pociągnęła na swoje łóżko, a kiedy opadłem na nie w poprzek, wygodnie usiadła na mojej dolnej połowie. Wyraźnie miała względem mnie nieczyste zamiary. Kochałem, gdy wstępował w nią diabełek.

-Nie chcę spać sama, więc zostajesz ze mną. - zaczęła zdejmować ze mnie koszulkę, a kiedy mój tors był już nagi, odpięła i pozbyła się spodni. - Rozgość się, Justin. Mam duże łóżko. - nie umiałem jej odmówić. Z resztą, kogo ja oszukiwałem. Marzyłem o tym, aby spędzić z Lily noc. Wystarczy, że będziemy się przytulać, a ja od razu będę szczęśliwy.
W czasie, kiedy ja układałem się pod różową kołdrą dziewczynki, ona uklęknęła na łóżku i ściągnęła przez głowę bluzkę. Później pozbyła się spodni. Choć była pijana i z pewnością nie myślała o tym w taki sposób, jej ruchy wydały mi się niesamowicie gorące, zwłaszcza, że po małej, rozbieranej sesji, jaką urządziła w prezencie dla moich oczu, została w samej bieliźnie.

-Dziękuję za cały dzisiejszy dzień, Justin. Był najlepszym w moim życiu. - wyszeptała, potem zgasiła światło i odkryła kołdrę. Byłem przekonany, że położy się obok i przytuli do mnie. Ona natomiast zwyczajnie, bez skrępowania, położyła się na mnie i wtuliła, na koniec składając buziaka na mojej klatce piersiowej. - Dobranoc, Justin.

Powiedzcie mi jedno. Jak można nie pokochać takiego ideału?

~*~

A więc witam Was po bardzo długiej przerwie. Ze mną już dużo lepiej, ale mam spore problemy z płucami i właśnie przez to wylądowałam w szpitalu.

A PRÓCZ TEGO, CHCIAŁAM WAM ŻYCZYĆ WSPANIAŁYCH ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA. CI, KTÓRZY SĄ ZE MNĄ JUŻ OD DŁUŻSZEGO CZASU, OBCHODZĄ JUŻ DRUGIE ŚWIĘTA RAZEM ZE MNĄ. I WYKORZYSTUJĄC OKAZJĘ, CHCIAŁAM BARDZO, ALE TO BARDZO PODZIĘKOWAĆ WAM ZA TO, JAK MNIE WSPIERACIE <3

Życzeń noworocznych jeszcze Wam nie składam, ponieważ kolejny rozdział z pewnością pojawi się przed nowym rokiem :)

ask.fm/Paulaaa962

25 komentarzy:

  1. Świetny i mam nadzieje, źe zamieszkają razem!!! Kocham to ff, ma świetną fabułę, ale mama Lily jest okropna. Niezrozumiem jak ona może tak postępować... Ważne, że Justin opiekuje się nia. Są tacy słodcy *.* Jejku kocham ich.
    Świetny, jak zawsze <3 Szybkiego powrotu do pełnego zdrówka i WESOŁYCH ŚWIĄT ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział super :-)
    Dziękujemy za życzenia i nawzajem :-D

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że wracasz do zdrowia :)
    Rozdział skldmslkmsald *,*
    I wzajemnie <3 !

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdzial jest zajebisty i ciesze sie ze wracasz do zdrowia :*

    Zycze ci najwspanialszych swiat duzo prezentow i weny oczywiscie <3

    OdpowiedzUsuń
  5. mam nadzieję, ze naprawdę lepiej się czujesz, nie chce, żebyś pisała rozdziały na sile (są fantastyczne).
    Tobie również chciałabym złożyć życzenia:)
    życzę Ci przede wszystkim zdrowia! niech jutrzejsza wigilia będzie spędzona w spanialej atmosferze, w gronie najbliższych♥
    niech przyszły rok będzie dla Ciebie szczęśliwy I pełny pozytywnych niespodzianek :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowny i nawzajem Shawty <3
    @TheKlaudiaK

    OdpowiedzUsuń
  7. Jest zbyt cudownie hahahah
    Ale tak słodko :)
    Kocham ♥ czekam na następny :D
    Wesołych Świąt :) /TygaPoland

    OdpowiedzUsuń
  8. Kochanie wracaj do zdrowia ! <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak bardzo się ucieszyłam widząc nowy rozdział, idealny prezent pod choinkę.
    Irytuje mnie cholernie zachowanie Justina, jest kompletnie nieodpowiedzialny, powinien dopilnować aby Lily nie piła aż tyle alkoholu, a tymczasem on ją wręcz zachęcał do tego, czuje się naprawdę zniesmaczona całą tą sytuację. Mimo wszystko początek oraz końcówka - urocze.

    OdpowiedzUsuń
  10. Kocham to! Best I ever read. :3
    Czekam na dalsze.

    OdpowiedzUsuń
  11. Cieszę się ze wrocilaś do zdrowia. Co do rozdziału to super przyjemnie się go czytało. Podoba mi się ze Huron jest taki słodki. Co do jej matki, ehh.. ona jest chora.serio. on ja zdradził a ona wybaczyła mu jak gdyby nigdy nic. Lubię jak Lily jest szczesliwa: ) wesołych świąt: ))

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo dobrze że wreszcie czujesz się lepiej, zdrowie najważniejsze :) a co do rozdziału to superr <3 wzajemnie @EwelinkaaJB

    OdpowiedzUsuń
  13. Jejku lili jest to aka slodka jak jest pijana omg ♥♥♥ tt @awwhmrbieber
    Wesolych swiat

    OdpowiedzUsuń
  14. Cudowny i słodki . Wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku <3 Zdrowia i szczęścia ;***

    OdpowiedzUsuń
  15. Świetny rozdział ;333 zdrowiej :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Cudowny rozdział, ciesze się ze juz wszystko z tobą dobrze, dziękuję za życzenia kocham mocno ;*

    OdpowiedzUsuń
  17. Justin taki wspaniały <3 czekam na nn <3 WESOŁYCH ŚWIĄT WSZYSTKIM <3

    OdpowiedzUsuń
  18. Moim zdaniem podczas kłótni Justin powinien się wtrącić a nie tylko słuchać na miejscu Lili byłabym na niego zła za to ,że nawet sie nie odezwał.Ale za to "druga" część gdy był słodki bardzo mi się spodobała.Ogólnie cały rozdział mi się spodobał

    OdpowiedzUsuń
  19. Zostałaś nominowana do Liebster Award :)
    http://reallyiloveyou.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  20. Cudo, cudo i cudo<3 Nie mogę doczekać się następnego :)
    http://salty-tears-am.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  21. Wróciłaś!!! Cieszę się, że już lepiej u Ciebie :D
    Rozdział ... Szokujący... Wow
    Masz naprawde wielki talent, mogłabyś książki pisać ⌒.⌒
    Btw co się stało z last breath???

    OdpowiedzUsuń
  22. Słodko♡ Czekam na następny ;*

    OdpowiedzUsuń