poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział 27 - I don't regret...

Przeczytajcie notkę pod rozdziałem <3

***Lily's P.O.V***

Zaczęłam się powolutku przebudzać. Moje powieki kleiły sie w dalszym ciągu i ciężko było mi je podnieść, ale po kilku chwilach dałam radę. Poczułam ten wspaniały, dobrze znany mi zapach perfum Justina i dopiero wtedy, kiedy zaciągnęłam się kilka razy, bardzo głęboko, zorientowałam się, że leżę na jego idealnie wyrzeźbionym i umięśnionym ciele, od którego biło niesamowite ciepło.

-Dzień dobry, misia. - wymruczał wprost do mojego ucha, a przyjemne ciepło połączyło się z dreszczami, jakie wywołał jego zachrypnięty głos. Dodatkowo, musnął skórę za moim uchem. Wtedy naprawdę zaczęłam się rozpływać.
-Cześć. - ziewnęłam cicho, a po chwili oparłam się na łokciach za jego głową, aby moja twarz znalazła się na wysokości jego. - Wiesz, co chcę teraz zrobić, prawda? - celowo przybrałam ton małej dziewczynki. Wiedziałam, że Justina potrafiło to rozczulić. Z resztą, ostatnio wszystko, co związane ze mną, potrafiło zmiękczyć jego serce.
-Dokładnie to, co ja. - wymamrotał z uśmiechem, a potem ujął moje policzki w dłonie i łapczywie zaatakował moje usta, jakby stęsknił się za nimi przez tę jedną noc, a właściwie ledwo kilka godzin, podczas których nie były ściśle połączone i wprawione w namiętny taniec.

Kiedy w końcu zabrakło nam obojgu powietrza, oderwałam się od mężczyzny i usiadłam wygodniej na jego dolnej połowie. Wtedy spojrzałam na samą siebie i zmierzyłam się przelotnym spojrzeniem. Byłam w samej bieliźnie i żaden inny skrawek materiału nie przysłaniał mojego ciała.
-Justin, czy my kochaliśmy się w nocy? - spytałam, nadzwyczaj spokojnie. Nie musiałabym zadawać tego pytania, gdyby po kilku kieliszkach nie urwał mi się film, lecz jednocześnie nie miałabym zupełnie nic przeciwko, gdybyśmy po raz kolejny uprawiali seks. Nie byłam dzieckiem i doskonale wiedziałam, że jeszcze nie raz do tego dojdzie.
-Musisz zapamiętać jedno, misia. Może uważasz mnie za totalnego dupka, ale nigdy, powtarzam, nigdy nie wykorzystałbym tego, że jesteś pijana. Wolę, kiedy jesteś trzeźwa i oboje odczuwamy z seksu przyjemność.

Fakt, sądziłam, że jest dupkiem i wykorzystanie pijanej dziewczyny nie byłoby dla niego problemem. Justin jednak zaskakiwał mnie na każdym kroku. Bardzo się zmienił od czasu naszego pierwszego spotkania. Jakby wszedł w niego inny, dobry człowiek. Mimowolnie dzięki jego odpowiedzi, moje usta ułożyły się w uśmiechu. Swoimi słowami pokazywał, że naprawdę mnie szanuje, a szacunek w oczach Justina znaczył naprawdę wiele.

-Masz jakieś plany na dzisiaj, myszko? - Justin również usiadł i oparł się o ramę łóżka, a mnie przysunął jeszcze bliżej siebie. Zaczął delikatnie muskać moje usta, robiąc przerwy po każdym ich połaczeniu.
-Chętnie spędziłabym ten dzień z tobą, jednak mam sprawę do załatwienia. Muszę iść porozmawiać z Jake'iem. Zdecydowałam, że powiem mu o wszystkim i zakończę ten fikcyjny związek, który i tak nie ma najmniejszego sensu, ponieważ ktoś inny zaczął powoli wkradać się do mojego serca. - delikatnie przyłożyłam dłoń do jego ciepłego policzka i oparłam czoło o jego. Justin doskonale wiedział, że mówiłam o nim i do niego. Potwierdził to uśmiechem, takim naprawdę szczerym i naturalnym. Tylko on uśmiechał się w taki sposób, a ja, no cóż, uwielbiałam ten piękny gest.

-Może chcesz, abym poszedł z tobą, Lily? - wplątał palce w moje gęste włosy i ponownie zaczął mnie całować, niezwykle delikatnie i ostrożnie, jakby chciał przelać w ten pocałunek wszystkie swoje emocje. Udało mu się. Zwyczajnie staliśmy się parą kochanków, a między nami co chwila wybuchała fala namiętności.
-Dziękuję, muszę załatwić to sama. Wczoraj wieczorem zrozumiałam, że nie ma najmniejszego sensu, aby dalej to ciągnąć. Przecież nigdy go nie pokocham. A poza tym, to byłoby okropnie nie w porządku, gdybym była w związku z Jake'iem, a z tobą całowałabym się przy każdej, możliwej okazji. - była to prosta, zwyczajna decyzja w oczach każdego, dorosłego człowieka. Dla mnie jednakże była ona nadzwyczaj trudna i zagmatwana. Pierwsza tak poważna decyzja w moim krótkim, nastoletnim życiu.

Zwinnie zsunęłam się z Justina i wstałam z łóżka, aby następnie podejść do szafki z ubraniami i wyjąć komplet na dzisiejszy dzień. Gdy trzymałam już w rękach spodnie i bluzkę, zerknęłam przez lewe ramię na Justina, który w dalszym ciągu leżał na łóżku i wpatrywał się w moją pupę.
-Może chciałby pan pójść ze mną pod prysznic? - spytałam cicho i bardzo niepewnie. I choć chciałam, aby dotarły do niego moje słowa, marzyłam również, aby tego nie usłyszał. Wstydziłam się, to chyba normalne. - Tylko bez żadnych niespodzianek, Justin.
-Będę zaszczycony, mając okazję obejrzeć pani piękne ciało. - ukłonił się przede mną nisko, a ja za śmiechem odepchnęłam od siebie tego wariata i weszłam do łazienki.

Stanęłam przed dużym lustrem, pokrywającym większą część ściany i nie potrafiłam się poruszyć. Zrozumiałam, że nadszedł moment, abym rozebrała się do naga, ze wzrokiem Justina, który w dalszym ciągu wbity był we mnie. Z nerwów przygryzłam nawet dolną wargę i nie chciałam wypuścić jej spomiędzy zębów.

-Nie musisz się wstydzić, misia. - Justin wiedział, że samej ciężko mi będzie rozebrać się przed nim, dlatego to on odpiął mój stanik i zsunął z ramion ramiączka. Kiedy jego dłonie spoczywały od tyłu na moich piersiach, a ja oglądałam jego ruchy w wypolerowanym lustrze, nabrałam odwagi. W końcu, nie mam zupełnie nic do stracenia, a w życiu trzeba spróbować wszystkiego, w jak najszybszym tempie. Zsunęłam więc majtki, a potem weszłam pod prysznic i, nie czekając na mężczyznę, włączyłam strumień ciepłej wody.

Nie czekałam długo, aż Justin dołączy do mnie. Minęło raptem kilka krótkich sekund, które upłynęły wyjątkowo szybko. Szatyn stanął za mną, bardzo blisko. Mogłam poczuć jego męskość przy swoim pośladku. Z początku byłam odrobinę wystraszona i chyba bałam się nawet odwrócić twarzą do niego. Znów jednak pomógł mi w tym Justin, który nie czekał już, aż nagromadzę w sobie odwagę. Po prostu położył dłonie w dole moich bioder i obrócił moje ciało. Zrobił to delikatnie, lecz po chwili cała delikatność uleciała. W Justina wplątało się jakby dzikie zwierzę, które kazało mu rzucić się na mnie. Agresywnie rzucić.

Moje plecy zderzyły się z wykafelkowaną ścianą pod prysznicem, a wargi połączyły z jego ustami. Musiałam wręcz dłońmi oprzeć się o ścianę za mną, aby z przypływu namiętności nie zemdleć. A byłam do tego zdolna. Między mną, a Justinem, zrobiło się naprawdę bardzo, bardzo gorąco. Seks niemal wisiał w powietrzu, jednak mężczyzna wiedział, że nie chcę tego zrobić w tym momencie i nawet nie próbował mnie do tego namawiać. Po prostu całowaliśmy się, dość brutalnie i nachalnie, ale strasznie podobało mi się towarzyszące mi uczucie. Było niesamowite. Zupełnie, jak chemia, która wytworzyła się między nami w tak stosunkowo krótkim czasie.

Czas, spędzony pod prysznicem spożytkowaliśmy głównie na przytulanie i wymienianie się pocałunkami. Kolejne nie były już tak agresywne, jak ten pierwszy. Były dużo bardziej romantyczne i odkrywały tę właśnie stronę Justina, której wcześniej nie miałam okazji poznać. Gdy wyszłam spod prysznica, owinięta białym ręcznikiem, założyłam na siebie ubrania i poczekałam, aż szatyn zakryje swoją nagość kawałkiem materiału. Później wyszliśmy z łazienki i od razu zeszliśmy na parter, do przedpokoju.

Nie chciałam tracić czasu, więc zaczęłam przygotowywać się do wyjścia z domu. Czekała mnie długa i trudna rozmowa z moim, jeszcze, chłopakiem. Czułam, że słowa z ogromną trudnością będą przepływać przez moje gardło, a ja wykorzystam ogromnie wiele energii, aby przyznać się przed nim do wszystkiego.
-Załóż ciepłą kurtkę, misia, do tego czapkę i gruby szalik. - niestety, Justin, prócz mówienia, zaczął mnie również ubierać i po paru chwilach wyglądałam, jak bałwan, w śnieżną, mroźną zimę.
-Uduszę się w tym, a tego byś chyba nie chciał. - ze śmiechem zaczęłam się rozbierać. Odłożyłam na półkę czapkę, szalik i rękawiczki, a na sobie zostawiłam jedynie kurtkę, lekko rozpiętą. Zbliżyłam się do Justina, objęłam jego twarz dłońmi i złożyłam na jego ustach słodkiego buziaka, po czym szybko wyskoczyłam z domu, aby nie zdążył mnie złapać i znów rozproszyć moich myśli, które teraz starałam się skupić wokół jednego.

Do domu Jake'a doszłam dość szybko. Denerwowałam się okropnie, wiedząc, że za parę chwil stanę z nim twarzą w twarz i będę musiała przyznać się do wszystkiego. Czułam, jak mój żołądek zaciska się w ogromnym stresie, który narastał z każdym krokiem w stronę drzwi wejściowych. Aż w końcu musiałam zapukać kilka razy i czekać. Zobaczę uśmiech Jake'a, który nigdy nie schodził z jego ust i wymięknę zupełnie. Zwyczajnie bałam się reakcji własnego ciała na jego widok.

Drzwi zaczęły się powoli otwierać, ukazując, tak, jak sądziłam, szereg białych zębów bruneta. Kiedy tylko mnie zobaczył, uśmiechnął się jeszcze szerzej i dosłownie porwał mnie w objęcia, jakby nie widział mnie cały rok. Byłam zrozpaczona. Wiedziałam, że za parę chwil złamię mu serce. Przełamię je na pół i wyryję w nim głęboką dziurę. I to bolało również mnie. W końcu, Jake przez długi okres czasu był moim przyjacielem, do którego miałam bezgraniczne zaufanie.

-Wejdź, skarbie. - Jake był tak szczęśliwy, że do niego przyszłam. Zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego, do czego zmierzam i dlaczego tak naprawdę tu jestem.
Gdy zostawiłam kurtkę i buty w przedpokoju, zaczęłam wchodzić schodami na górę, do jego sypialni, abyśmy mogli porozmawiać na spokojnie. Nie wiedziałam nawet, jak zacząć tę rozmowę. Strach sparaliżował mnie całkowicie. Nie miałam pojęcia, jak zareaguje Jake. Zawsze był łagodny, jednak nikt nigdy nie postawił go w tak niezręcznej sytuacji, w jakiej zamierzam go postawić ja.

-Opowiadaj, kochanie, co u ciebie. - kiedy usiadłam na łóżku, Jake usiadł obok i zaczął gładzić dłonią moje kolano. Czułam się przy nim niezręcznie, jednak on zdawał się tego nie wyczuwać.
-Dobrze. - odparłam z lekkim, wymuszonym uśmiechem. Justin od razu zauważyłby, że coś się zmieniło, że jestem inna. Odniosłam wrażenie, że Jake nie chciał dopuścić do siebie faktów, jakie wisiały w powietrzu. - A u ciebie? - nie chciałam od razu przejść do sedna, dlatego najpierw postanowiłam chwilę z nim porozmawiać, nawiązać jakikolwiek kontakt.
-Cholernie stęskniłem się za swoją dziewczyną. - poczułam się okropnie, kiedy powiedział to z taką miłością i troską. Z każdą chwilą czułam się jeszcze gorzej. Zwłaszcza wtedy, kiedy Jake niespodziewanie przyłożył swoje usta do moich i rozpoczął pocałunek. Nie potrafiłam go od siebie odepchnąć, chociaż wcale nie chciałam, aby mnie całował. Naprawdę tego nie chciałam.

Nagle chłopak delikatnie popchnął mnie na łóżko i naparł swoim ciałem na moje. Boże, tego obawiałam się najbardziej. Kiedy Jake zaczął powoli rozpinać guziki mojej koszuli, zyskałam pewność, że chciał się ze mną kochać. Co miałam teraz zrobić? Wprost powiedzieć mu, że go zdradziłam, w dodatku z człowiekiem, którego Jake darzył nienawiścią? Przecież to zupełnie go załamie. Chciałam to zrobić w sposób delikatny, aby nie poczuł się tak źle. Jak więc miałam wybrnąć z tej kłopotliwej sytuacji, w jakiej mnie postawił?

-Nie, Jake. - mruknęłam krótko i stanowczo, aby naprawdę nie posunął się dalej. Choć nigdy tego nie czułam, teraz zaczęłam się nawet wstydzić bruneta. Wszystko uległo zmianie.
-Kochanie, co się stało? Rozmawialiśmy o tym. Sądziłem, że tego chcesz. - dzięki Bogu odpuścił i ponownie usiadł na łóżku, więc jego umięśnione ciało nie napierało już na moje. Poczułam się odrobinę pewniej, jednak dla pewności wstałam i zaczęłam przechadzać się po pokoju, aby Jake już więcej nie przytulał mnie, ani nie całował.

-Przyszłam tutaj z zupełnie innego powodu. - wzięłam ostatni, głęboki oddech i kontynuowałam. - Jake, zdradziłam cię. Kiedy ciebie nie było, bardzo zbliżyłam się do Justina. Nie, nie kocham go, ale jestem pewna, że coś wytworzyło się miedzy nami, jakieś uczucie. Aż w końcu przespałam się z nim. Nie jestem już dziewicą i nie żałuję tego. - sądziłam, że wypowiedzenie tych słów będzie kosztowało mnie więcej trudu, jednak pomyliłam się. Przyznałam się do wszystkiego z ogromną łatwością i lekkością. Chyba naprawdę nie czułam do Jake'a zupełnie nic. Inaczej miałabym choćby wyrzuty sumienia, prawda? A ja nie czułam nic.

Nie patrzyłam mu w oczy, kiedy mówiłam. Dopiero po wszystkim odważyłam się unieść wzrok i ujrzeć jego reakcję. Wpatrywał się we mnie tępo, jakby nie do końca rozumiał słowa, przekazane mu w tej krótkiej wypowiedzi. Z każdą jednak chwilą zaczął się zmieniać. Wszelkie oznaki łagodności jakby wyparowały, a w Jake'a wstąpił diabeł. Brunet gwałtownie zerwał się z łóżka i popchnął mnie na ścianę za moimi plecami. Nigdy nie widziałam u niego takiego ataku i napadu agresji. I chociaż kiedyś oddałabym w pewności własne życie, teraz nie wiedziałam nawet, czy Jake nie będzie w stanie zrobić mi krzywdy.

-Dałaś dupy temu frajerowi!? - wrzasnął, uderzając pięścią w ścianę, tuż obok mojej głowy. Pisnęłam cicho w szoku. Nawet w najgorszych snach nie podejrzewałam, że Jake wpadnie w taki szał. - Puściłaś się z tym skurwysynem!? - bardzo chciałam powstrzymać łzy, jednak nie udało się i zaczęłam płakać na jego oczach. Może nie dławić się łzami, jednak pojedyncze kropelki spływały po moich policzkach i pokazywały, jak bardzo się boję.

Wtedy stało się coś jeszcze gorszego. Gdy nadal milczałam i, prawdę mówiąc, nie zamierzałam odzywać się po raz kolejny, uznając, że wszystko, co powinien wiedzieć, już powiedziałam, on podniósł rękę, zamachnął się i wymierzył uderzenie w mój policzek. Jeszcze wczoraj Jake był, moim zdaniem, ostatnią osobą, która byłaby w stanie podnieść rękę na kobietę. Teraz dopiero widzę, jak bardzo się myliłam.

Nagle drzwi od sypialni bruneta otworzyły się dość gwałtownie. Przez łzy mogłam ujrzeć zarys postaci Taylora, brata Jake'a, oraz Davida, mojego brata, z którym straciłam kontakt kilka tygodni temu. Oboje spojrzeli na nas, zaskoczeni. Wiedziałam, że David nie kiwnie nawet palcem, aby mi pomóc. Jedyna nadzieja spoczywała w Taylorze, który nigdy nie był przesadnie impulsywny.

-Co się stało? Jake, puść ją. - warknął do swojego brata. Teraz stał po mojej stronie, lecz bałam się, że kiedy pozna prawdę, zacznie jeszcze bardziej nastawiać go przeciwko mnie.
-Co się stało? Moja dziewczyna okazała się zwykłą dziwką, która daje dupy każdemu frajerowi, który na nią spojrzy. To się stało. - warknął wściekle, a kiedy chciałam odsunąć plecy od ściany, jeszcze mocniej popchnął mnie na nią.
-Przestań ją szarpać i nie bądź damskim bokserem.
-Wiesz, Taylor. Chyba nie powinniśmy się wtrącać. Szmata, którą do niedawna nazywałem siostrą, zasłużyła sobie na to. - wiedziałam, że mnie nienawidzi, lecz nie sądziłam, że będzie w stanie zesłać na mnie wyrok, z takim jadem w głosie, w dodatku wciąż patrząc w moje oczy. Nie chcę nawet mówić, jak poczułam się, wiedząc, że cały świat stanął przeciwko mnie.

Teraz naprawdę zaczęłam się bać. Nie mogłam liczyć na pomoc, a nie potrafiłam już przewidzieć, jak daleko będzie w stanie posunąć się mój chłopak. Były chłopak.
-Sprawia ci przyjemność robienie z siebie kurwy? - warknął, stojąc bardzo blisko mnie. Zdecydowanie zbyt blisko, abym mogła czuć się komfortowo.
-Justin jest prawdziwym facetem, który rozumie moje potrzeby. I to z nim chcę być, pogódź się z tym. - nie wiem, jak zdołałam odepchnąć go od siebie, lecz kiedy tylko uwolniłam się od niego, zbiegłam po schodach i, pospiesznie ubierając się w przedpokoju, wybiegłam z domu bruneta, aby jak najszybciej zostawić w tyle wspomnienia.

Przez całą drogę powrotną do domu biłam sie z myślami. Umysł kazał mi poukładać wszystko w głowie, natomiast ja odkładałam to na później. Teraz starałam się wyzbyć wszelkich myśli, dotyczących Jake'a, Davida bądź kogokolwiek, kto jest przeciwko mnie. I, wbrew pozorom, udało mi się to bardzo szybko. Wystarczyło, że pomyślałam o pewnym szatynie, z grzywką postawioną ku górze, który czeka w moim domu, aby mnie wesprzeć i przytulić. I chociaż byłam zrozpaczona, wszystko powoli odchodziło w zapomnienie. Teraz byłam już wolna. Nie ograniczało mnie zupełnie nic. Nawet wyrzuty sumienia, uprzednio tak bardzo wiercące dziurę w mojej głowie, odeszły w niepamięć.

Weszłam do domu po cichu. Nie wiedziałam, czy kobieta, która urodziła mnie piętnaście lat temu, wróciła już do domu. Nie potrafiłam już nazywać ją matką. To znaczyło zbyt wiele, przynajmniej dla mnie.
Rozebrałam się w przedpokoju i weszłam na palcach na górę. Dom zdawał się pusty, jednak do otworzenia go nie potrzebowałam klucza. Ktoś musiał być w środku, a wszystkie tropy prowadziły do sypialni mojej matki, w której spał Justin.

Uchyliłam po cichu drzwi i niemal od razu rozkwitłam w uśmiechu. Szatyn leżał na łóżku, z przymknietymi oczami i dłońmi, ułożonymi pod głową. Nie obchodziło mnie, czy spał, czy jedynie leżal i odpoczywał. Chciałam tylko przytulić się do niego, bo tego potrzebowałam w tej chwili najbardziej. Weszłam więc na łóżko i przysunęłam się do boku mężczyzny, ręce zarzucając mu na szyję, a jedną nogę wsuwając pomiędzy jego. W ten sposób było mi zwyczajnie dobrze i wygodnie. Byłam blisko Justina i chciałam być jeszcze bliżej. Był jedyną osobą, na którą mogłam liczyć w trudnych chwilach, takich, jak ta.

-Już wróciłaś, aniołku? - Justin przebudził się po chwili, gdy tylko zaczęłam całować jego szyję. Co mogę powiedzieć, robiłam to specjalnie. Zrozumiałam, że chciałam go w sobie rozkochać i zachować tylko dla siebie. Teraz nie potrafiłam już wyobrazić sobie Justina z inną kobietą. W głowie potraktowałam go, jak swoją własność. - I jak poszło?
-Nazwał mnie dziwką, uderzył i ogólnie potraktował, jak szmatę.
-Nie zrozumiał, że musiałaś to zrobić? Jest kompletnym kretynem, jeśli nie potrafił tego zaakceptować.
-Justin, nie powiedziałam mu o niczym. Jake dowiedział się jedynie, że przespałam się z tobą. On nie wie o Jordanii, nie wie o Marco, nie wie o niczym.

Między nami zapadła cisza, nie przerywana nawet naszymi oddechami. Justin starał się zrozumieć, co tak naprawdę zrobiłam, lecz przychodziło mu to z ogromną trudnością. Nie potrafił pojąć, jak mogłam wystawić się brunetowi, bez żadnej linii obrony. Postanowiłam go uświadomić.
-Wiesz, dlaczego tego nie zrobiłam? - usiadłam na nim okrakiem i powędrowałam palcami po jego odsłoniętej klatce piersiowej, jednocześnie nachylając się nad nim. - Ponieważ było mi z tobą bardzo, bardzo dobrze i zrobiłabym to nawet wtedy, kiedy nie byłabym do tego zmuszona. - wyszeptałam w jego pełne wargi, które teraz pozostawały delikatnie rozchylone.

I tak, jak rano, pod prysznicem, nie miałam ochoty na żadne eksperymenty, tak teraz byłam napalona i chciałam, aby Justin przyniósł mi upragnione ukojenie. Złapałam jedną dłonią jego włosy i połączyłam nasze usta, które przyciągały się, niczym dwa magnesy. Porządanie narastało w nas z każdą chwilą i napędzało do działania. W końcu, po kilku chwilach pocałunku, Justin zaczął rozpinać każdy guzik mojej koszuli z osobna, aż w końcu mógł zdjąć ją ze mnie i odrzucić na podłogę. Wszystko działo się tak szybko, a ja marzyłam, aby działo się jeszcze szybciej. Już teraz rozbrzmiewały w moich uszach nasze przyspieszone oddechy oraz ciche i głośniejsze pojękiwania. Chyba nie mogłam się tego doczekać.

-A kiedy zdejmę z ciebie bluzeczkę... - wymruczał, zahaczając palce pod materiałem dopasowanej bokserki. - Wycałuję ci cały brzuszek. - i odrzucił koszulkę na podłogę, a ja zachichotałam cicho. Znów zaczęliśmy się całować, niesamowicie delikatnie i magicznie, wręcz słodko. Przy nikim nie czulam się tak swobodnie, jak przy Justinie. Po prostu zyskałam do niego pełne, bezgraniczne zaufanie i czułam się z tym nadzwyczaj dobrze.

I nagle cały czar prysł, tak szybko, jak pęka bańka mydlana. Usłyszeliśmy odgłos zamykających się drzwi wejściowych i głos kobiety, która w moich oczach nie znaczyła już nic. Spojrzałam z przerażeniem na Justina. Gdyby matka zobaczyła mnie w takiej sytuacji, razem z szatynem, byłaby w stanie mnie zabić. Musiałam więc zrobić wszystko, aby uchronić swoje własne życie. Było już jednak zbyt późno, aby uciec, ponieważ kroki kobiety rozbrzmiały na schodach.

Działając instynktownie, złapałam swoją bokserkę i założyłam ją na siebie, a rozpinaną koszulę jedynie chwyciłam w rękę, wiedząc, że nie zdążyłabym zapiąć wszystkich guzików, a nawet jeden odpięty byłby dla matki pretekstem do rozpoczęcia wojny. Dosłownie widziałam, jak klamka ugina się pod ciężarem jej dłoni, więc wybrałam jedyną, możliwą drogę ucieczki. Wsunęłam się pod duże, małżeński łóżko, stojące po środku pomieszczenia. Było to jedyne miejsce, w którym czułam się bezpiecznie, gdyż tam wzrok mamy nie będzie w stanie mnie dosięgnąć. Położyłam się pod łóżkiem na plecach i czekałam.

-Cześć, skarbie. - gdy kobieta weszła do sypialni, przywitała się z Justinem. Po raz pierwszy w życiu poczułam normalną zazdrość. Justin sypiał z moją matką i był z nią fizycznie bardzo blisko. To ja chciałam być tak oficjalnie na jej miejscu. Chciałam, aby Justin zakończył swój związek z nią i był w pełni mój. - Bardzo się za tobą stęskniłam. - gdy usłyszałam, jak słodka dla niego była, poczułam mdłości. Chciałam, aby jak najszybciej przestała kleić się do faceta, który w moim rozumowaniu był tylko i wyłącznie mój. - Pójdę wziąć prysznic.

Gdy kobieta zniknęła za drzwiami od łazienki, uznałam, że to moja jedyna szansa, aby wydostać się z tej kłopotliwej sytuacji. Szybko wysunęłam sie spod łóżka i ustałam na prostych nogach. Justin ewidentnie chciał mnie zatrzymać, powiedzieć coś, bądź przytulić, jednak ja byłam zbyt szybka. Zależało mi na tym, aby jak najszybciej znaleźć się w samotności, dlatego kilka chwil później zamknęłam drzwi od swojego pokoju, najciszej, jak umiałam, aby hałas nie wzbudzał żadnych dodatkowych podejrzeń.

Nie chcę żyć w ciągłym ukryciu. Muszę coś zmienić. Muszę zmienić swoje życie.

~*~

Hej. Przede wszystkim chciałam Wam polecić to opowiadanie:
http://goodbye-jbff.blogspot.com

A druga sprawa brzmi następująco. Chciałabym jutro stworzyć zwiastun fj i potrzebuję Waszej pomocy. Przesyłajcie mi na asku tytuły teledysków, w których istnieje choć jedna scena, która, Waszym zdaniem, pasuje do final justice, lub do jakiegoś wydarzenia w opowiadaniu, a ja wybiorę, które podobają mi się najbardziej. Z góry Wam dziękuję <3

CZYTASZ=KOMENTUJESZ
ask.fm/Paulaaa962

Ps. Musicie mi wybaczyć te słodkie rozdziały i jakoś je przetrwać. Później postaram się to zmienić :)

wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 26 - To the bottom...


***Oczami Lily***

Czułam się, jak w pięknej, kolorowej bajce, a nie w realnym życiu, które ostatnio tak bardzo mnie skrzywdziło. Tylko dzięki Justinowi znów odzyskałam wiarę, że wszystko się ułoży i choć nie będzie tak, jak dawniej, z pewnością dam radę, ponieważ on będzie obok i wesprze mnie, jeśli tylko będę tego potrzebowała. Mimo że praktycznie straciłam matkę i straciłam ją z powodu pojawienia się w naszym życiu Justina, z pewnością nie pozwoliłabym mu odejść, aby ją odzyskać. Stał się dla mnie ważniejszy, niż moja własna, rodzona matka, która zmieniła się nie do poznania.

Od dobrych kilkunastu minut leżeliśmy z Justinem na kanapie. To znaczy, on w dalszym ciągu leżał na mnie, a ja, uśmiechając się pod nosem, gładziłam jego umięśnione plecy i wzdychałam cicho. Cały ten czas minął nam na przytulaniu oraz czułym i delikatnym całowaniu. On naprawdę chciał, abym czuła się, jak ksieżniczka. Robił wszystko, aby było mi dobrze, zarówno kiedy się kochaliśmy, jak i teraz, gdy było już po wszystkim i mógł zwyczajnie mnie zostawić, z satyafakcją, że udało mu się mnie przelecieć.

-Nie wiem, jak mam ci dziękować, Justin. - delikatnie pocałowałam miejsce za jego uchem. Swojej wdzięczności nie potrafiłam wyrazić słowami. Chyba jedynie takie drobne gesty mogły w jakis sposób pokazać mu, ile to wszystko dla mnie znaczy.
-Po prostu bądź przy mnie, Lily. Obiecaj, że nie odejdziesz. - wyszeptał. Dzięki temu, że go znałam, poczułam, że jest to prośba. On błagał mnie, abym przy nim została. Nie chciał być dłużej samotny i nagle poczuł, że to ja jestem osobą, która chociaż trochę rozświetla jego dzień.
-Nie zamierzam odchodzić, Justin. Nie chcę tego. Po prostu nie chcę.

Nie okłamywałam go. Chciałam przy nim zostać, zwłaszcza teraz, gdy potrzebował mnie z jakiś względów. Nie mogłabym go tak po prostu zostawić i zranić go. Nie byłam taka. Nie chciałam ranić ludzi, chociaż wiem, że kilkoro zraniłam. I naprawdę nie czułam się z tym dobrze.

-Wiesz, co ci powiem, Lily? - mężczyzna oparł się na łokciach po obu stronach mojej głowy, aby móc głęboko spojrzeć mi w oczy. - Jestem pewien, że się w tobie zakocham, zobaczysz. - i co ja miałam mu odpowiedzieć? Co miałam zrobić, gdy tak głęboko wpatrywał się w moje tęczówki? Teoretycznie nie czekał na odpowiedź, lecz ja czułam, że jestem mu to winna.
-Justin, co ty mówisz? - uśmiechnęłam się lekko i przejechałam opuszkami po jego delikatnym zaroście.
-To co słyszysz, Lily. - zachichotał, całując mnie w czoło. - Będziesz pierwszą dziewczyną, w której się zakocham. - wciąż z uśmiechem starałam się jakoś zaprzeczać, wmówić mu, że prawdopodobnie jest w błędzie, lecz on w końcu zatrzymał moją twarz i pocałował namiętnie. Bardzo namiętnie. - Czuję to.

Nie potrafiłam dłużej kłócić się z nim. Poza tym, nie chciałam, bo to, co powiedział, było zwyczajnie słodkie. Nie potrafiłam się nie uśmiechnąć. Sprawiał, że byłam szczęśliwa. Kurwa, naprawdę szczęśliwa.
-W takim razie nie mogę ci tego zabronić. Wręcz przeciwnie, pozwalam ci na to. - moje ramiona ciasno otoczyły jego szyję i przyciągnęły jego usta do kolejnego pocałunku, pełnego, może nie miłości, ale z pewnością namiętności i zwyczajnej przyjaźni.

Wtedy usłyszałam przekręcanie klucza w drzwiach. Zaczęłam się cholernie bać reakcji matki, mimo że wszystko zrobiłam na złość właśnie jej. Chciałam, aby cierpiała, gdy zobaczy mnie i Justina, razem. To z pewnością sprawi jej ból, a mi przyniesie upragnioną satysfakcję.
Po chwili weszła do salonu. Nie była jednak sama, jak przypuszczałam. Obok niej stał męzczyzna, od którego uciekłam, którego tak bardzo się bałam i którego nie chciałam już nigdy więcej widzieć na oczy.

Justin w międzyczasie zsunął się z mojego drobnego ciała i wsunął na siebie bokserki, po czym podał mi cienkie prześcieradło, którym mogłam się owinąć. Zrobiłam to dość sprawnie i wstałam z kanapy. Podeszłam do mamy, stawiając powoli krok za krokiem. Przez cały czas patrzyłam prosto w jej oczy, wyrażające czystą wściekłość.

-Teraz nic mi już nie zrobisz. W końcu jestem bezpieczna. Nie jestem już dziewicą. Twój plan się nie spełni, mamusiu. - tak trudno było mi powiedzieć jej to wszystko prosto w twarz. Kobieta przede mną sprawiła mi tyle bólu, że ciężko było mi nawet na nią patrzeć.
-Przykro mi, umowa obejmowała dziewicę. W takim przypadku, moja oferta jest nieaktualna. - powiedział Marco, a potem odwrócił się i wyszedł z domu. Opuścił go na zawsze. Na zawsze. Naprawdę byłam już bezpieczna. Naprawdę mogłam odetchnąć głęboko, wiedząc, że mogę spać spokojnie. Nikt mnie już nie dotknie i nikt mnie nie skrzywdzi.

-Ty pieprzona, mała dziwko! - mój entuzjazm nie trwał długo. Skończył się, razem z silnym uderzeniem w policzek, jakie otrzymałam od własnej matki. - Uprawiałaś seks z moim facetem! Do ciebie dociera, co zrobiłaś!?
-Tak, przespałam się z Justinem i powiem ci więcej. Było nam razem bardzo, bardzo dobrze. Nie żałuję ani odrobinę. Najwyraźniej ty mu nie wystarczałaś. - dostałam w drugi policzek, tym razem mocniej, abym zrozumiała, a może raczej poczuła, że kobieta nie zamierza mi odpuścić i chociaż jedną walkę pozornie przegrała, za drugim razem nie podda się tak łatwo.
-Jesteś małą, niewdzięczną kurwą! - krzyknęła i chociaż spodziewałam się z jej strony każdych, nawet najgorszych obelg, te słowa zabolaly mnie do tego stopnia, że nie potrafiłam dłużej stać przed nią. Zwyczajnie puściłam się biegiem na górę, aby pobyć w samotności i wylać łzy w poduszkę.

***Oczami Justina***

Z pewnością nie wystarczy, jeśli powiem, że jest mi szkoda Lily, ale zwyczajnie czułem, że jest mi jej żal. Była cholernie smutna, a zrobiła to wszystko tylko i wyłącznie po to, aby być bezpieczną, z dala od mężczyzny, który może ją skrzywdzić. Sądziłem, że po tym wszystkim w końcu zazna odrobinę szczęścia, a skoro wszyscy dookoła ją ranią, to ja mam zamiar to szczęście wnieść do jej życia.

-Justin... - zaczęła łagodnie Alison. Tak, łagodnie, podczas kiedy swoją córkę byłaby w stanie pobić do utraty przytomności. - Przespałeś się z moją piętnastoletnią córką. - chciałem spytać, jak po tym wszystkim śmie nazywać Lily swoim dzieckiem, jednak w porę ugryzłem się w język.
-Alison, ja...
-Justin, nie tłumacz mi się. Ja rozumiem, jest młoda, ładna, uwiodła cię. Nie mam do ciebie pretensji. To wina tej małej zdziry. Wiem, że nie zrobisz tego po raz drugi. Wiem, że mnie kochasz. - jak Boga kocham, ona w tym momencie zapewniała samą siebie. Była tak szalenie zakochana, że nie chciała wręcz widzieć, jakie są fakty. A w rzeczywistości, nie czułem do niej nic, natomiast wspólne chwile z Lily powtórzyłbym przy pierwszej, lepszej okazji.

-Mam dzisiaj ważny lot, wrócę dopiero jutro. Pamiętaj, że nie mam do ciebie pretensji o to, co się stało. Rozumiem cię. Jej zachowanie jest niedopuszczalne. - ta kobieta była chora psychicznie. Po prostu chora. Zdradziłem ją i nie przeprosiłem ani razu, a ona w dalszym ciągu wmawiała sobie, że jestem niewinny i wszystko jest winą Lily, kiedy w rzeczywistości to Lily jest bez winy.

Chwyciła tylko torbę, którą przygotowała już wcześniej, potem podeszła do mnie i najzwyczajniej w świecie pocałowała. A ja stałem, jakby moje stopy wryły się w ziemię. Byłem w głębokim osłupieniu i szoku. Bałem się jej, była nienormalna i z pewnością niepoczytalna, dlatego ucieszyłem się, kiedy wyszła z domu, a potem odjechała z podjazdu swoim samochodem.

Wiedziałem, że Lily chciała spędzić ten czas w samotności. Nie zamierzałem jej przeszkadzać. Wiedziałem, co czuła i jak ogromne pretensje miała do swojej matki. Prawdę mówiąc, nie potrafiłem jej pomóc. I chociaż chciałem ją uszczęśliwić, nie miałem pojęcia, od czego w ogóle zacząć, aby z czasem na jej ustach pojawił się uśmiech.

Również wyszedłem z domu. Chciałem się przejść, przemyśleć wszystko, co wydarzyło się w ciągu kilku, ostatnich godzin. Przespałem się z Lily. Przespałem się z moją małą księżniczką i nadal nie potrafiłem w to uwierzyć. Chociaż wiem, że zrobiła to z przymusu, miałem cichą nadzieję, że czerpała z tego przyjemność. Bo ja czerpałem. Nie tylko taką fizyczną, która była wręcz przytłaczająca, ale również taką psychiczną, której nie odczuwałem nigdy wcześniej. Powinienem się martwić?

Gdy doszedłem do centrum miasta, stanąłem przed jedną z witryn sklepowych, w której widniały już ozdoby świąteczne. Czas leciał nieubłaganie szybko. Niedługo nadejdą święta, kolejne w moim życiu i kolejne będą zagadką, zupełnie tak, jak poprzednie. Wiecie, szczerze liczyłem na to, że do czasu gwiazdki zakocham się w Lily. Chciałem tego, jak cholera. Pragnąłem poczuć, co to miłość i co to znaczy, kiedy otaczamy nią drugą osobę. Byłem przekonany, że zakocham się w Lily. Czułem to, ponieważ chyba właśnie zacząłem czuć do niej więcej i więcej. Nie mogłem się doczekać, kiedy z czystym sercem będę mógł powiedzieć, że ją kocham, mimo iż wiedziałem, że Lily tych uczuć nie odwzajemni.

Wtedy dostrzegłem białego, pluszowego misia, siedzącego za witryną sklepową. Uśmiechał się do mnie i tylko krzyczał, abym go kupił. Ruszyłem więc w stronę wejścia do sklepu, nie wiem nawet, jakiego. 
-Moja misia zasłużyła na pluszaka. - wymruczałem, myśląc oczywiście o Lily. - Dzień dobry, chciałbym kupić pluszaka, który znajduje się na wystawie.
-Przykro mi, jest to jedynie element ozdoby. Nie jest na sprzedaż. - mina mi lekko zrzedła, lecz nie zamierzałem się poddać. Nie ja.
-Proszę, to dla bardzo ważnej osoby. - moje oczy przybrały kształt oczu zbitego psa, które zawsze potrafiły podziałać na ludzi, a zwłaszcza na kobiety.
-No dobrze. - odparła z westchnieniem i lekkim uśmiechem, po czym, specjalnie dla mnie, zabrała z wystawy pluszaka, a ja położyłem banknot na blacie. - Mam nadzieję, że dziewczyna się ucieszy. - posłała mi serdeczny uśmiech, po czym wróciła do swoich obowiązków, a ja, z radością w sercu, opuściłem sklep, dumnie trzymając w dłoniach świeżo nabytego pluszaka dla swojej misi.

Nie zamierzałem już dłużej marznąć na dworze, więc wróciłem do domu, jedną z najdłuższych ulic w mieście. W całym domu paliła się jedynie mała lampka w pokoju piętnastolatki. Ten właśnie pokój był celem mojej podróży i to do niego zamierzałem się udać, zaraz po przekroczeniu progu budynku. Zwyczajnie chciałem ją zobaczyć, gdyż stęskniłem się za widokiem jej słodkich oczu, za zapachem jej włosów, po prostu stęskniłem się za nią.

Zapukałem dwa razy do drzwi jej pokoju, a potem wszedłem do środka. Lily leżała na łóżku, przytulona do poduszki, odwrócona plecami do mnie. Zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem do łóżka, kucając przy nim.
-Ktoś chciałby się do ciebie przytulić, misia. - wyszeptałem, a potem położyłem przed nią pluszaka. Dziewczyna nie poruszała się dosłownie przez dwie sekundy, lecz w trzeciej porwała miśka w dłonie i wtuliła się w niego, jak mała dziewczynka.
-A czy duży miś chciałby się do mnie przytulić? - spojrzała na mnie spod swoich długich rzęs. Jej spojrzenie działało na mnie hipnotyzująco, a moje zmysły mieszały się, gdy tylko wzrok łączył się z jej.
-Zawsze, niunia. Zawsze. - szybko złapałem jej wąskie bioderka i posadziłem na swoich kolanach. Dziewczyna bez zbędnych słów rzuciła mi się na szyję. Najwidoczniej potrzebowała tego równie mocno, co ja. Potrzebowała bliskości i wsparcia drugiej osoby.

-Skarbie, uważam, że powinnaś mieć swoją matkę głęboko w dupie. Skoro ona potraktowała cię w ten sposób, odpłać się jej tym samym.
-Wiesz, Justin. Ja już odpłaciłam się tym samym i, prawdę mówiąc, odpłacam się cały czas. Przespałam się z tobą, a teraz kleję się do ciebie. Właśnie to boli ją najbardziej, ale masz rację, mam ją w dupie. Nie zamierzam się od ciebie oddalać. - usiadła wygodniej na moich kolanach, przysuwając swoją małą pupkę bliżej mojego krocza. Czułem się z tym bardzo, bardzo dobrze. Ogólnie przy Lily czułem się zajebiście. Była wspaniałą dziewczyną, młodą kobietą, która zmienia się na moich oczach.

-Jeśli dobrze pamiętam, chciałaś oblać dzisiejszy dzień. Czy chcesz tego w dalszym ciągu? - szatynka pokiwała głową, jakby odrobinę mniej pewnie. W końcu, zanim Lily poznała mnie, była zupełnie grzeczną dziewczynką, która trzymała się z dala od alkoholu. Musiałem przyznać, że zaczęła się zmieniać tylko i wyłącznie pod moim wpływem. Wpuszczałem do niej diabełka, dzięki któremu piętnastolatka zaczęła pokazywać różki. - Podejrzewam, że nie chcesz klubu, głośnej muzyki i kolorowych świateł. Znam miejsce, które będzie idealne.

Objąłem moją misię ramionami i uniosłem, jednocześnie wstając z łóżka. Była tak lekka, że bez trudu zniosłem ją po schodach. W przedpokoju chwyciłem tylko jej buty i kurtkę, po czym wyniosłem ją z domu. Chciałem, aby czuła się przy mnie, jak księżniczka. Bardzo zależało mi na tym, gdyż była pierwszą dziewczyną, do której naprawdę coś poczułem. Zrozumiałem, co to znaczy walczyć o czyjeś serce. Ja walczyłem już od dawna, chociaż nie do końca zdawałem sobie z tego sprawę.

Kiedy ja prowadziłem, Lily zakładała swoje buty i kurtkę, która o tej porze roku była niezbędna. Co jakiś czas zerkałem na nią. Po prostu nie potrafiłem się powstrzymać. Każdego dnia spotykałem na ulicach wiele pięknych, młodych kobiet. Poza tym, na te starsze również zwracałem uwagę. Nigdy jednak nie spotkałem kogoś takiego, jak Lily. Nie dość, że potrafiła przyćmić wszystko swoją urodą, to również jej osobowość była wprost nienaganna. Boże, zwariowałem na punkcie tej drobnej osóbki. Zwariowałem i, co więcej, chciałem zwariować.

-Może nie jest to miejsce dla małych księżniczek, ale jeśli zamkniesz oczka i nie będziesz patrzeć na każdego pijaka dookoła, nie powinnaś mieć później urazów psychicznych. - może to, co powiedziałem, zabrzmiało zbyt poważnie i nieświadomie wystraszyłem Lily, ale wolałem ją uprzedzić, że ciszę i pozorny spokój może znaleźć tylko w jednym ze starych pub'ów, do których przychodzą jedynie faceci, chcący zatopić swoje smutki w alkoholu. Nie bałem się przywieźć jej w takie miejsce, ponieważ przez cały czas będę przy niej. Musi się nauczyć, że w moim otoczeniu włos jej z głowy nie spadnie.

-Justin, wiesz, że ja nie umiem pić, prawda? - bardzo delikatnie ujęła moją dłoń w swoje. Chyba bała się, czy gest ten będzie odpowiedni. Dla mnie było to oczywiste. Przecież już dawno przestaliśmy być dwójką obcych ludzi, którzy unikają się na każdym kroku.
-Tak, Lily, zauważyłem. Dlatego już teraz wiem, że będziesz miała potwornego kaca, jutro, z samego rana, kiedy tylko się obudzisz.
-Co chcesz przez to powiedzieć? Spędzę pół dnia, żygając i będę wyglądała, jak siedem nieszczęść?
-Misia, ty zawsze wyglądasz, jak królewna. Na pewno poboli cię główka, ale nie martw się. Zajmę się tobą, jak najlepszy lekarz. - cmoknąłem ją w czółko, równocześnie otwierając drzwi od pub'u.

W powietrzu unosił się zapach alkoholu i papierosów. Przy niektórych stolikach siedzieli samotni faceci, wlewający w siebie wódkę litrami. To nie było miejsce, do którego ludzie przychodzili, aby się napić. Tu trzeba było się upić i zapomnieć o poprzednim wieczorze.
Stoliki były stare i drewniane, niektóre bardzo zniszczone. Krzesła wcale nie wyglądały lepiej. Ogólnie wnętrze było dość mocno zdewastowane, przez liczne awantury, urządzane w środku. Ja jednak lubiłem to miejsce. Przeważnie znajdowałem tu ciszę i czas na przemyślenia.

Usiedliśmy z Lily przy stoliku w najdalszym kącie całkiem przytulnego pomieszczenia. W środku panował półmrok, który nadawał temu miejscu całkiem przyjemnej atmosfery. Jedynie w niektórych miejscach paliło się słabe, żółte światło.
-Co na początek, misia? - spytałem, gdy Lily usiadła na jednym z mniej zniszczonych krzeseł i zdjęła kurtkę.
-Na początek mam do ciebie pytanie. Dlaczego mówisz do mnie misia?
-Jesteś strasznie słodka, więc uznałem, że to określenie pasuje do ciebie idealnie. Ale jeśli chcesz, mogę zacząć mówić na ciebie gruba. - zatrzepotałem dość długimi rzęsami, a szczęka Lily opadła. Usta natomiast utworzyły zgrabną literkę "o".
-Jestem misia, a nie gruba. - oburzyła się, oczywiście tak w żartach. Nie potrafiłem wyobrazić sobie rozgniewanej Lily. Moim zdaniem, była na to zbyt łagodna. Przywodziła na myśl białego, potulnego baranka.

-Więc co na początek, misia? - ponowiłem, tym razem spodziewając się konkretnej odpowiedzi.
-Ty zdecyduj, ja zupełnie nie znam się na alkoholach. Bez znaczenia, co wybierzesz. Z pewnością będzie obrzydliwe w smaku. - wzdrygnęła się, a ja parsknąłem śmiechem. Ten dzieciak był wspaniały. Nie udawała nikogo, tylko zwyczajnie była sobą. Mogła kłamać, że podoba jej się smak alkoholu, jednak ona stawiała na szczerość. I to jedna z cech, za którą zaczynam ją kochać.

Podszedłem do baru, za którym stał starszy facet, z sumiastym, szarym wąsem, zakręconym delikatnie do góry. Nie wyglądał przyjaźnie, lecz ja już dawno przestałem oceniać ludzi po pozorach. Nauczyłem się, że czasem piękni i młodzi bywają gorsi, niż ci pomarszczeni i niegrzeszący urodą.

-Dzisięć kieliszków czystej, proszę. - położyłem na ladzie pieniądze i spojrzałem w oczy barmanowi, kiedy ten nie poruszał się, tylko dalej polerował ścierką szklankę.
-Chcesz tę małą zapić na śmierć? - skinął głową na Lily. Ja również na nią spojrzałem. Dalej siedziała na tym samym miejscu, zakładając moją bluzę, którą zostawiłem na krześle. Najwidoczniej spodobało jej się noszenie moich ubrań. Widziałem, jak zawsze zaciągała się ich zapachem i wtulała w nie. Kochałem, gdy to robiła, ponieważ wtedy zostawiała na moich ubraniach swój zapach, w który mogłem się wtapiać, gdy tylko miałem ochotę.
-Przeżyje. - zakończyłem i odszedłem od baru, wiedząc, że przygotowanie alkoholu zajmie parę chwil.

-Zimno ci, misia? - spytałem, widząc, jak Lily naciągnęła rękawy mojej bluzy na dłonie. Dziewczyna pokiwała delikatnie głową, więc ja zareagowałem od razu. Wyciągnąłem nad stół ręce, aby moje słońce złapało mnie i podeszło do mnie. Pokierowałem ją, aby usiadła na moich kolanach. Już parę sekund później wspierała się na mnie, objęta moimi ramionami, które pragnęły dać jej jak najwięcej wewnętrznego ciepła. Odkąd ją poznałem, zacząłem lubić przytulanie. Chociaż, lubić to mało powiedziane. Mógłbym wcale jej nie puszczać, gdybym tylko wiedział, że jest szczęśliwa.

Odkąd jej główka oparła się na moim ramieniu, a drobna twarzyczka wtuliła w szyję, Lily nie poruszała się. Była zmęczona, czułem to. Bałem się nawet, że będzie w stanie zasnąć, jeśli dłużej kołysałbym ją delikatnie, trzymając na kolanach. Ale z drugiej strony, gdyby zasnęła, przeniósłbym ją do samochodu i zawiózł do domu, aby pod ciepłą kołdrą, w moich ramionach, mogła się wyspać.

Naszą krótką chwilę przerwał barman, który przyniósł na tacy alkohol i w niewielkich kieliszkach zaczął rozstawiać go na stoliku. Kiedy skończył, rzucił nam jedynie krzywe spojrzenie i z powrotem odszedł w stronę baru.
-Justin, minie rok, nim to wypiję.
-Misia, przez rok nie poczułabyś ani odrobiny alkoholu. Masz to wypić na raz, jedno po drugim, szybciutko. - wziąłem w obie dłonie kieliszki i podałem jeden dziewczynie.
-Justin, to śmierdzi. Nie wypiję tego. - naprawdę miałem ogromną ochotę wybuchnąć śmiechem, jednak powstrzymałem się, aby sądziła, że traktuję ją w pełni poważnie. Ja jednak nie potrafiłem, kiedy zachowywała się tak nieziemsko słodko i uroczo.
-Nie marudź, Lily. Bierzesz kieliszek, przykładasz do ust i pijesz, do samego dna. Jak opróżnisz jeden, bierzesz kolejny, potem kolejny i kolejny, aż w końcu wypijesz wszystkie. - i wsunąłem w jej dłoń mały, szklany przedmiot, aby zachęcić ją i nakłonić do złego.

Czekałem, aż Lily przełamie pierwszy strach i zacznie pić. W końcu, to ona chciała się upić. Do niczego jej nie zmuszałem, a jedynie dotrzymywałem towarzystwa. Po paru chwilach przyłożyła kieliszek do ust. Wykonała ten pierwszy krok, choć sądziłem, że nigdy nie zdecyduje się na to. Nie była przekonana i chyba wcale nie chciała tego wypić, jednak po zerknięciu na mnie wzięła głęboki oddech i wypiła pierwszy kieliszek, a ja zrobiłem to razem z nią.

Według moich poleceń, chwyciła kolejny kieliszek. Również w mojej dłoni znalazła się nowa porcja alkoholu. To również wypiliśmy do samego dna. Lily krzywiła się okropnie, czując lekko drętwy i cierpki smak alkoholu, lecz nie zatrzymała się, tylko przechylała kolejne kieliszki, aż w końcu na stoliku nie zostało już ani grama alkoholu, za to szum w głowie powiększał się. Nie miałem mocnej głowy i potrafiłem upić się dość szybko, dlatego już teraz poczułem procenty, płynące w moich żyłach i rozchodzące się po całym organizmie.

Lily natomiast, gdy przełknęła ostatnią porcję alkoholu, zarzuciła ramionka na moją szyję i wtuliła w nią buźkę. Musiała być już podpita, jak nie zdrowo upita. W końcu, taka ilość wódki w tak krótkim czasie, w połączeniu ze słabiutką Lily, musiała wywołać szok dla jej organizmu i z pewnością zareagowała zawrotami głowy.

-Justin, będziesz zły, jeśli zwymiotuję na twoją koszulkę? - zamrugała nieprzytomnie, a jej głos był znacznie spowolniony. Nie kontaktowała już tak, jak na trzeźwo.
-Jesteś niemożliwa, Lily. - parsknąłem nieprzytomnym śmiechem, wtulając ją w siebie mocniej, aby tak naprawdę czuć przy sobie jej bliskość. Tylko tego pragnąłem. Jej ciepłego ciałka i uśmiechu. - Nie, nie będę zły, ale nie martw się. Żygać zaczniesz dopiero jutro. Dzisiaj możesz jeszcze pić. - wtedy przywołałem gestem dłoni barmana. Kiedy przyszedł, skinąłem na kieliszki, a on zrozumiał, że proszę jeszcze raz to samo. Skoro mieliśmy się upić, to tak naprawdę, a nie ledwo czuć alkohol w żyłach.

-Czy po tych kilku kieliszkach stałam się już alkoholiczką? - wymamrotała, sunąc nosem po mojej szyi. Dzięki temu czułem niesamowite dreszcze, jakie mogłem czuć tylko dzięki dotykowi Lily. Nikt inny nie działał na mnie w ten sposób.
-Jeśli ty jesteś alkoholiczką, ja leżałbym już chyba dwa metry pod ziemią. - zachichotałem. Sam nie wiedziałem, jak alkohol zadziała na Lily, a on sprawił, że była jeszcze słodsza, chociaż nie sądziłem, że to możliwe.
-Ja nie chcę, żebyś leżał pod ziemią. Nie chcę, żebyś umierał. Wtedy zostałabym sama. Nie mam prócz ciebie nikogo.
-Ja też, misia. Jesteś tylko ty. Dla mnie istniejesz tylko ty. Straciłem rodziców, rodzeństwo i starych przyjaciół. Mam tylko ciebie.
-Chciałabym cię zapytać, co stało się w twoim życiu, że jesteś tak samotny, ale i tak wiem, że mi nie powiesz. Poczekam na odpowiedni moment. Może kiedyś, kiedy cię upiję, zdradzisz chociaż odrobinę i otworzysz się przede mną, abym mogła lepiej cię poznać. A teraz wybacz, ale muszę to zrobić.

Nagle, nim zdążyłem mrugnąć, Lily zdjęła moją bluzę, potem przełożyła jedną nogę przez moje kolana i usiadła na nich okrakiem. Pocałowała mnie, tak po prostu. Nic nie powiedziała, tylko przyłożyła swoje słodkie, miękkie wargi do moich, rozpoczynając dziki, namiętny taniec. Teraz już bez zawahania złapałem ją za pupkę i przysunąłem bliżej. Nie czułem żadnych wyrzutów sumienia, po prostu cieszyłem się daną chwilą, w której zwyczajnie mogłem się uśmiechać.

-Skoro moja mama wraca dopiero jutro, możemy powtórzyć w nocy to, co zrobiliśmy dzisiaj. - zamrugała powoli trzy razy, uśmiechając się do mnie niewinnie. Boże, alkohol tak ją zmienił, że była w stanie praktycznie teraz uprawiać ze mną seks. Miałem wrażenie, że ja i Lily byliśmy razem. Miałem wrażenie, że jest moją dziewczyną. Moją i tylko moją, której mogę szeptać czułe słówka do ucha i którą mogę całować, kiedy tylko mam taką ochotę.
-Misia, jesteś wspaniała. Jesteś po prostu wspaniała. A teraz pij. 

Wręczyłem jej następny kieliszek wódki. Tym razem wzięła go bez zawahania i wypiła do dna. Kolejne opróżniła równie szybko. Prawdę mówiąc, podniecał mnie widok Lily, gdy piła z taką wprawą i pozornym doświadczeniem. Wyglądało to cholernie gorąco, dlatego zapomniałem nawet o swojej porcji alkoholu, którą zaczęła pić Lily. Tyle wystarczyło, aby parę chwil później była prawdziwie pijana i ledwo utrzymywała się na moich kolanach.

-To co, misia? Jedziemy do domu? Chyba na dzisiaj wystarczy, maleństwo, bo jutro nie wstaniesz. - Lily tylko pokiwała główką, niczym pięcioletnia dziewczynka. Zostawiłem na stoliku pieniądze i wziąłem dziewczynę na ręce, jednocześnie przewieszając przez jedną z nich kurtkę Lily i swoją bluzę.

W takich momentach znów miałem wrażenie, że Lily jest moją córeczką, którą muszę opiekować się najlepiej, jak potrafię. Chciałem się nią opiekować. Chciałem mieć przy sobie kogoś, kogo mógłbym otaczać opieką i kto w razie konieczności tym samym otoczyłby mnie. Chyba zawsze mi tego brakowało, tylko okłamywałem samego siebie. Tak było mi wygodniej.

Byłem jedynie lekko podpity, dlatego bez problemu trzymałem się drogi, prowadząc samochód. Nie dociskałem jednak pedału gazu. Nie chciałem ryzykować życiem Lily, o które dbałem bardziej, niż o własne. Widziałem, jak mała walczyła z samą sobą, aby nie zasnąć, choć jej oczka pragnęły się zamknąć.
-Śpij, aniołku. - pogłaskałem ją po miękkich i puszystych włoskach. Najchętniej pocałowałbym ją również w czółko, jednak moja uwaga i tak była już rozproszona, a nie chciałem spowodować wypadku.

Lily zaczęła nucić cichutko pod nosem piosenkę, która akurat leciała w radiu. Uwielbiałem spędzać z nią czas, nawet kiedy milczeliśmy. Czułem się inaczej, gdy ona była obok. Nie potrafiłem wytłumaczyć tego w żaden logiczny sposób. Po prostu czułem się lepiej i byłem przekonany, że zawdzięczam to właśnie jej, nikomu innemu.

-Justin, lubisz mnie? - zamruczała, obejmując swoimi delikatnymi dłońmi moją dłoń, spoczywającą na jej kolanie.
-Bardzo, misia. Bardzo cię lubię. Myślałem, że o tym wiesz.
-Chciałam się tylko upewnić. - musnęła wierzch mojej dłoni, a potem zaczęła ją gładzić. - A będziesz się ze mną jeszcze kiedyś kochał? - gdybym miał w ustach wodę, z pewnością wyplułbym ją na przednią szybę. Byłem w szoku, takim ogromnie pozytywnym.
-Jeśli ładnie mnie poprosisz, mogę kochać się z tobą kilka razy dziennie. W ogóle, misia, mam wspaniały pomysł. Po prostu bądźmy razem, zamieszkajmy razem. Wiem dobrze, że oboje tego chcemy. Kto nam zabroni? Przecież i tak mamy jedynie siebie. Nic nie stoi nam na przeszkodzie, malutka. Przemyśl to, proszę.

Do końca drogi nie rozmawialiśmy już ze sobą. Siedzieliśmy w komfortowej ciszy, zatopieni w przemyśleniach. Zacząłem wyobrażać sobie wspólne życie z Lily. To byłyby najpiękniejsze lata mojego życia, ponieważ spędziłbym je z małą, która ożywia moje lodowate serce. Zabrałbym ją z daleka od jej chorej matki, do miejsca, w którym byłaby naprawdę szczęśliwa. Życie przy mnie byłoby dla niej rajem. Musiała jedynie zaryzykować i związać się ze mną, tak na poważnie.

Lily miała ogromne problemy z dojściem do drzwi, gdyż była naprawdę pijana i potykała się o własne nogi. Chciałem wziąć ją na ręce, jak księżniczkę, którą była, jednak ona jedynie wsparła się na moim ramieniu i nie pozwoliła się unieść. Doszliśmy więc, kroczek po kroczku, do samych drzwi, a później schodami na górę. Wprowadziłem misię do jej pokoju, wiedząc, że sama nie byłaby w stanie przejść nawet metra, chyba że na czworaka.

Gdy położyłem ją do ciepłego łóżka i przykryłem kołdrą, chciałem wyjść z pokoju. Lily zasnęłaby z pewnością w przeciągu chwili, a ja nie chciałem przerywać jej snu. Ona jednak miała inne plany, dotyczące mojej osoby. Złapała mnie za ramiona i pociągnęła na swoje łóżko, a kiedy opadłem na nie w poprzek, wygodnie usiadła na mojej dolnej połowie. Wyraźnie miała względem mnie nieczyste zamiary. Kochałem, gdy wstępował w nią diabełek.

-Nie chcę spać sama, więc zostajesz ze mną. - zaczęła zdejmować ze mnie koszulkę, a kiedy mój tors był już nagi, odpięła i pozbyła się spodni. - Rozgość się, Justin. Mam duże łóżko. - nie umiałem jej odmówić. Z resztą, kogo ja oszukiwałem. Marzyłem o tym, aby spędzić z Lily noc. Wystarczy, że będziemy się przytulać, a ja od razu będę szczęśliwy.
W czasie, kiedy ja układałem się pod różową kołdrą dziewczynki, ona uklęknęła na łóżku i ściągnęła przez głowę bluzkę. Później pozbyła się spodni. Choć była pijana i z pewnością nie myślała o tym w taki sposób, jej ruchy wydały mi się niesamowicie gorące, zwłaszcza, że po małej, rozbieranej sesji, jaką urządziła w prezencie dla moich oczu, została w samej bieliźnie.

-Dziękuję za cały dzisiejszy dzień, Justin. Był najlepszym w moim życiu. - wyszeptała, potem zgasiła światło i odkryła kołdrę. Byłem przekonany, że położy się obok i przytuli do mnie. Ona natomiast zwyczajnie, bez skrępowania, położyła się na mnie i wtuliła, na koniec składając buziaka na mojej klatce piersiowej. - Dobranoc, Justin.

Powiedzcie mi jedno. Jak można nie pokochać takiego ideału?

~*~

A więc witam Was po bardzo długiej przerwie. Ze mną już dużo lepiej, ale mam spore problemy z płucami i właśnie przez to wylądowałam w szpitalu.

A PRÓCZ TEGO, CHCIAŁAM WAM ŻYCZYĆ WSPANIAŁYCH ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA. CI, KTÓRZY SĄ ZE MNĄ JUŻ OD DŁUŻSZEGO CZASU, OBCHODZĄ JUŻ DRUGIE ŚWIĘTA RAZEM ZE MNĄ. I WYKORZYSTUJĄC OKAZJĘ, CHCIAŁAM BARDZO, ALE TO BARDZO PODZIĘKOWAĆ WAM ZA TO, JAK MNIE WSPIERACIE <3

Życzeń noworocznych jeszcze Wam nie składam, ponieważ kolejny rozdział z pewnością pojawi się przed nowym rokiem :)

ask.fm/Paulaaa962

środa, 10 grudnia 2014

Uawaga

Mam dla Was nienajlepszą informację. Otóż, trafiłam do szpitala i nie mam jak dodać nowego rozdziału. Nie wiem, ile tutaj zostanę, dlatego nie jestem też w stanie powiedzieć, kiedy rozdział  się pojawi. Obiecuję, że kiedy tylko wyjdę dodam rozdział. Kocham Was ;*

czwartek, 4 grudnia 2014

Rozdział 25 - I have to do this...

Rozdział dedykuję Milenie, z okazji urodzin. Wszystkiego najlepszego <3

***Oczami Lily***

Byłam tak przeraźliwie słaba, że każdy krok sprawiał mi ból. Dosłownie, każde spięcie mięśni i każdy dotyk osoby obcej, nawet taki najdrobniejszy. Nie potrafiłam już nawet rozróżniać bólu fizycznego, od tego okropnego bólu psychicznego, który wbrew pozorom był jeszcze gorszy. Przeżywałam piekło, tutaj, na ziemi. W miejscu, w którym pozornie powinnam być szczęśliwa i cieszyć się życiem. Co mi jednak po życiu, w którym czuję się zwyczajnie niepotrzebna i bezużyteczna? Na każdym kroku ludzie dają mi do zrozumienia, że taka właśnie jestem. Zaczynałam w to wierzyć.

Po drugiej stronie mojego cierpienia był natomiast Justin. On, chociaż wcale nie musiał, przebył tysiące kilometrów, aby uratować mnie z łap tego koszmarnego zboczeńca. Z początku to właśnie on chciał, zemstą, pozbyć się mnie i pokazać mi w ten sposób, że zawsze potrafi postawić na swoim. W dalszym ciągu nie wiedziałam więc, co skłoniło go do tak ogromnej zmiany. Choć wyglądał tak samo, w jego wnętrzu krył się jakby zupełnie obcy człowiek, którego do tej pory nie znałam, lecz którego chciałam, jak niczego innego. Miałam cichą nadzieję, że ten nowy Justin jest tym, którego szukałam w nim od początku.

-Jak się czujesz, maleńka? - spytał, gdy sunęliśmy po asfalcie w jego sportowym samochodzie. Zaraz po wylądowaniu samolotu wsiedliśmy do kolejnego środka transportu. Justin doakonale wiedział, że chciałam być teraz w domu, w swoim pokoju, w którym nic mi nie grozi, w którym mogę się zaszyć, jak w norze. Nie powinnam zamykać się w sobie, lecz pewien okres czasu z pewnością przemilczę. Przeszłam zdecydowanie zbyt dużo, abym mogła zapomnieć o tym, jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki, nagle i niezwykle szybko.

-Nie jest najgorzej, Justin. Ważne, że jesteśmy już tutaj, w Ameryce. Mimo wszystko czuję się tu bezpiecznie. - odparłam, zgodnie z prawdą. Chociaż nie czułam się dobrze, było zdecydowanie lepiej niż w Jordanii, gdzie każda minuta przybliżała mnie do wewnętrznej śmierci. Dosłownie, gdybym została w rękach Marco, moja dusza umarłaby.
-Cieszę się, skarbie. Obiecuję, że zrobię wszystko, aby pomóc ci wrócić do siebie. Jestem ci to winien, a poza tym, po prostu chcę. Jesteś dla mnie tak okropnie ważną osobą. Mam coraz większe problemy z ujmowaniem tego w słowa, naprawdę. Po prostu wciąż chciałbym być przy tobie. Wiem jednak, że możesz tego zwyczajnie nie chcieć. W znacznej części cierpiałaś przeze mnie. Jeśli mi nie wybaczysz, wiedz, że nie odpuszczę i każdego dnia będę na kolanach błagał cię o wybaczenie.

Właśnie o tym mówiłam. Stary Justin w życiu nie byłby zdolny do takich słów, natomiast ten wymówił je z taką łatwością. Wyraźnie widziałam, że płynęły prosto z jego nowo otwartego serca i były w pełni szczere. W przeciwnym razie, zawahałby się chociaż jeden, jedyny raz. On powiedział to nadzwyczaj pewnie i stanowczo.

-Justin, posłuchaj mnie. Nie jestem na ciebie zła. Dzięki tobie poznałam się na swojej matce. Dzięki tobie zrozumiałam, jaka jest naprawdę. Proszę, przestań mnie przepraszać, bo czuję się wtedy jeszcze gorzej. Ja chcę o tym jedynie zapomnieć, a tym masz mi w tym pomóc. Wiesz, jak? - zrobiłam krótką przerwę, aby w międzyczasie Justin mógł pokręcić głową. - Będąc przy mnie. Po prostu będąc, przytulając mnie i wspierając. Niczego wiecej nie potrzebuję. Czy możesz mi to obiecać?

Widziałam, że był szczęśliwy, kiedy jasno dałam mu do zrozumienia, że jest mi zwyczajnie potrzebny. Potrzebny w życiu, potrzebny w ogóle. Przestałam już ukrywać, że przywiązałam się do niego i zaczęłam mu prawdziwie ufać. Stał się dla mnie kimś więcej, niż przyjacielem i pomimo wielu nieporozumień oraz sprzeczności między nami, nie potrafiłam już funkcjonować bez niego. W końcu to przyznałam.

Justin wjechał na podjazd przed moim domem. Chociaż, nie wiem, czy mogłam nazwać w ten sposób to ważne dla mnie miejsce. Tutaj wychowałam się i tutaj przeżyłam wiele najwspanialszych chwil. Teraz jednak budynek ten kojarzył mi się jedynie z kobietą, która potraktowała mnie gorzej, niż śmiecia. Śmiecia bowiem można zwyczajnie wyrzucić. Ona natomiast czerpała korzyści materialne z mojego cierpienia. Chciałam wiedzieć, ile dolarów otrzymała za moje bezwartościowe ciało. I przede wszystkim, na co chciała te pieniądze przeznaczyć. Chociaż, gdy zastanawiałam się nad tym dłużej, doszłam do wniosku, że nie chciałabym wiedzieć. To z pewnością zabolałoby zbyt bardzo. Znowu.

-Kochanie. - Justin złapał mnie ostrożnie w talii, gdy wysiadłam z samochodu i zaczęłam stawiać mały krok za krokiem w kierunku drzwi. - Twoja matka jest w środku. Wiem, że nie chcesz się z nią widzieć. Obiecuję ci, że stanę po twojej stronie i w końcu przestanę być takim tchórzem. Jesteś przy mnie bezpieczna, aniołku. - za każdym razem, kiedy zwracał się do mnie jednym z czułych słówek, mimowolnie uśmiechałam się w duchu. Te słowa brzmiały w jego ustach nienaturalnie słodko, a jednocześnie tak, że pobudzały mnie do życia.

Skinęłam jedynie głową. Nie chciałam w żaden sposób tego komentować, ponieważ mentalnie przygotowywałam się do spotkania z kobietą, która do niedawna była dla mnie matką, osobą, która mnie wychowała. Teraz jednak była zupełnie obcą kobietą, mieszkającą w tym samym domu, co ja. Nie łączyło nas zupełnie nic. Żadne uczucia, z wyjątkiem czystej nienawiści.

Gdyby Justin nie trzymał mojej dłoni, nie wiem, czy byłabym w stanie przekroczyć próg domu. Bałam się, że będzie dokładnie tak, jak ostatnio. Weszłam wtedy do domu, niczego nieświadoma, i zostałam zabrana przez człowieka, który chciał mnie dożywotnio krzywdzić. Nie wytrzymałabym tego po raz drugi.

-Alison! - Justin od razu zakomunikował nasz powrót. Kiedy matka pojawiła się w salonie, myślałam, że dostanie zawału. Pobladła nienaturalnie i stała się jakby słabsza, już na pierwszy rzut oka. Nikt jednak nie zamierzał jej pomóc. Pomyślałam nawet, że gdyby upadła i zabiła się, tutaj, w miejscu, w którym stała, nie wylałabym na jej pogrzebie ani jednej, słonej łzy. Wręcz przeciwnie, dziękowałabym Bogu, że zabrał ją z tego świata. Nie zasłużyła na to, aby żyć.

-Co ona tu robi? - wysyczała. Takiego jadu nie słyszałam u niej jeszcze nigdy. Przygoniła mi na myśl głodnego węża, pełzącego i syczącego. A w tym syku kryła się odraza i nienawiść. Powiedzcie mi, za co? Za co to wszystko? Czy naprawdę byłam tak złym człowiekiem?
-Nie zostanie z tym brutalem. Lily nie zrobiła nic złego i uważam, że ma pełne prawo mieszkać tutaj, z nami. Jest twoją córką, na miłość boską. Nie możesz jej sprzedać. Nie wiesz nawet, przez co przeszła. To był horror, istne piekło. - sama nie wiedziałam, po co Justin zamęczał się, tłumacząc jej to wszystko, skoro ona z pewnością nie przyswoiła żadnego słowa. Dla niej byłam wrogiem, którego za wszelką cenę trzeba się pozbyć. Nie liczyła się z moimi emocjami, które właśnie przez nią znalazły się w totalnej rozsypce.

-Obiecałam sobie, że ta gówniara przestanie niszczyć moje życie i tego zamierzam się trzymać. - warknęła. Prawdę powiedziawszy, bałam się tego, do czego jest zdolna. Była niepoczytalna. Bałam się nawet, że będzie w stanie chwycić ostry nóż i wbić go prosto w moje serce, aby tylko pozbyć się ewentualnej konkurentki, na jej drodze do serca Justina.
-Co zamierzasz zrobić, Alison? - Justin również nie krył obaw, plączących się w jego głosie. Bał się o mnie i było to słodkie. Czułam, że w razie konieczności obroniłby mnie własnym ciałem.
-Ona należy do Marco. I mam zamiar ją zwrócić, JAK TANI TOWAR W SKLEPIE. - chociaż trzymałam się całkiem dobrze, te słowa zabolały mnie tak okropnie. Specjalnie podkreśliła ostatnią część zdania, żeby jeszcze bardziej mnie złamać. A i bez tego, czułam się, jak śmieć. Czy psychiczne znęcanie się nade mną sprawiało jej przyjemność?

Gdy drzwi od domu zatrzasnęły się za kobietą, oparta o ścianę, zsunęłam się po niej na ziemię. Byłam jeszcze słabsza i jeszcze bardziej przerażona. Ten koszmar nie skończy się nigdy, a ja, już do końca życia, będę zmuszona ukrywać się bądź walczyć, aby tylko zachować wolność. I w tym momencie nie pomagały mi już żadne pocieszające słowa Justina. Byłam spisana na straty, ponieważ w życiu nie było dla mnie miejsca.

-Lily, spójrz na mnie. - mężczyzna ujął moją twarz w dłonie i spojrzał głęboko w moje smutne, zapłakane oczy. - Obiecałem, że nie pozwolę cię więcej krzywdzić, pamiętasz? Nie wrócisz do niego, przysięgam ci to, ponad wszystko. Zostaniesz ze mną, choćby nie wiem co miało się wydarzyć. Jesteś moją księżniczką, wiesz? Nie mogę cię stracić. On cię więcej nie dotknie. Nie pozwolę na to. Nie musisz się bać. Jesteś ze mną bezpieczna. Razem z pewnością coś wymyślimy. Zapamiętaj to.

Tak strasznie chciałam wierzyć w jego słowa, lecz nie potrafiłam w pełni mu zaufać. To kochane, co obiecywał i przysięgał, a ja wiedziałam, że nie kłamał. Naprawdę chciał mnie chronić. Naprawdę chciał być przy mnie, w każdym momencie mojego życia. I zrozumiałam, że ja również chcę, aby czynnie w tym życiu uczestniczył. Widziałam w nim teraz kogoś zupełnie innego. Kogoś, kogo naprawdę ceniłam i podziwiałam.

-Przepraszam, Justin, ale chcę zostać sama. - zbliżyłam usta do jego policzka i zostawiłam na nim skromny pocałunek, który był jednocześnie wyrazem mojej wdzięczności. Gdyby nie on, leżałabym teraz w brudnej piwnicy, w pałacu w Jordanii, czekając na kolejny wyrok. Justin uratował mi życie.
-Cały czas będę na dole, skarbie. Pamiętaj, że jesteś już bezpieczna. - chociaż powtarzał to wiele razy, nie byłam w stanie od tak mu uwierzyć. W końcu, to moja matka ma prawa rodzicielski do opieki nade mną, nie Justin. Może zrobić ze mną, co tylko chce i tak, jak nigdy nie chciałam dorastać, tak teraz niemal marzyłam o pełnoletności. Zdawało mi się, że to mój jedyny ratunek.

I nagle, kiedy siedziałam już na łóżku w swoim pokoju, doznałam olśnienia. Zaczęłam wspominać każde, najcichsze słowo Marco, jakie wypowiedział, bądź wysapał do mojego ucha. Niektóre sprawiły, że miałam ochotę znów zacząć płakać, lecz obiecałam sobie, że będę dzielna. Wróciłam jedak do tych najważniejszych, w których kryło się moje zbawienie. Marco powiedział, że wybrał mnie spośród wielu, dlatego, że jako jedna z niewielu byłam czysta. Oznaczało to, że moje bezpieczeństwo łączy się bezpośrednio z... utratą dziewictwa.

W nagłym szoku przyłożyłam do ust dłoń. Było to tak oczywiste, a zarazem przerażające. Musiałam oddać się jakiemuś mężczyźnie, aby nie zostać pojmaną przez innego. Bałam się jeszcze bardziej, gdyż nagle zrozumiałam, że w tym tkwi moja jedyna nadzieja i nic innego nie będzie w stanie uchronić mnie przed nałożonym na mnie przeznaczeniem.

Niemal od razu pomyślałam o Jake'u, swoim chłopaku, z którym już od pewnego czasu planowałam się przespać, wierząc, że po wspólnie spędzonej nocy narodzą się we mnie jakieś uczucia względem niego. Był mi bardzo bliski i z pewnością zrozumiałby moją sytuację. Co więcej, podczas seksu obdarzyłby mnie miłością, której teraz niesamowicie pragnęłam. Chciałam zwyczajnie czuć się komuś potrzebna i wiem, że przy Jake'u czułabym się właśnie w ten sposób.

Zaczęłam rozglądać się po pokoju, w poszukiwaniu telefonu. Pozostawiłam go jeszcze w torbie podróżnej, którą prawdopodobnie Justin, przeniósł do mojego pokoju. Wyjęłam więc komórkę i drżącą ręką wybrałam numer do swojego chłopaka. Niecierpliwiłam się cholernie, gdy słyszałam długie sygnały, a on w dalszym ciągu nie odbierał, aż w końcu usłyszałam jego niski, zachrypnięty głos.

-Cześć, kochanie. Cieszę się, że dzwonisz. - był jakby zmęczony, lecz teraz nie potrafiłam nawet myśleć o jego samopoczuciu. Wpierw musiałam zatroszczyć się o samą siebie.
-Cześć, Jake. Dzwonię, aby spytać się, czy jesteś już w Stanach. - zacisnęłam mocno powieki, gdyż tak bardzo modliłam się, aby wrócił do domu. W nim tliła się moja ostatnia deska ratunku, której musiałam złapać się, niczym topielec, potrzebujący nagłej pomocy.
-Niestety, jeszcze nie. Wracam za dwa dni - dwa dni. Dwa, pieprzone dni i o tyle za dużo. Nie mogłam czekać ani minuty. Musiałam działać od razu, póki jeszcze byłam wolna. - Coś się stało? Jesteś smutna.
-Zdaje ci się Jake. - odparłam szybko. Zbyt szybko, aby mogło brzmieć to naturalnie, lecz żeby uniknąć dalszych pytań, chciałam szybko uciąć rozmowę. - Tęsknię za tobą, muszę kończyć, cześć.

Na równi z ostatnim słowem, poczułam na policzkach łzy. Byłam w zupełnej rozsypce, a życie nie robiło nic, aby mi pomóc. Wręcz przeciwnie, podkopywało pode mną jeszcze większe dołki, aby tylko sprowokować mnie i wrzucić do któregoś z nich. Czułam, jakby wszystko i wszyscy zmówili się przeciwko mnie, chcąć ukarać mnie za moje istnienie.

I nagle moja dłoń ponownie powędrowała do ust, w jeszcze większym szoku, niż przed paroma chwilami. Zrozumiałam, że Jake nie jest jedynym mężczyzną w pobliżu mnie. Nie tylko on może mi pomóc. Nie tylko w nim tkwiła nadzieja. Otóż, piętro niżej siedział człowiek, który całym sercem chciał mi pomóc. Nie ważne, w jaki sposób. Pragnął tego, jak niczego innego. A ja zrozumiałam, że muszę przespać się z Justinem, z facetem własnej matki, z dwanaście lat starszym mężczyzną, aby już nigdy nie czuć strachu.

Wyjęłam z szuflady najbardziej seksowną bieliznę, jaką miałam, i założyłam ją na siebie. Następnie wyciągnęłam z szafy białą, elegancką koszulę, niegdyś należącą do Davida, mojego brata, która sięgała mi za pupę. Podwinęłam jej rękawy do łokci i pozostawiłam rozpiętą, aby ukazywała moje półnagie ciało.

Wiecie, momentami czułam się, jak dziwka. Choć wiedziałam, że takiego poświęcenia wymaga ode mnie sytuacja, położenie, w jakim się znalazłam, nie usprawiedliwiało mnie to. Czułam, że nie szanuję samej siebie, schodząc po drewnianych schodach domu, wprost do salonu, w którym siedział Justin, w międzyczasie zdejmując z włosów gumkę i rozrzucając je, aby kaskadami opadały na ramiona. Chciałam wyglądać w jego oczach dobrze, mimo że okropnie krępowałam się i czułam, że to, co robię, jest najzwyczajniej w świecie nieodpowiednie.

Justin wpatrzony był w ekran swojej komórki, więc nawet nie zobaczył, kiedy weszłam do salonu. I dobrze. Miałam więcej czasu na pozbieranie swoich rozrzuconych myśli w całość. Musiałam pozbyć się wszelkich wyrzutów sumienia, aby całkowicie skupić się na tym, co chciałam, lub co zwyczajnie musiałam zrobić.

Powoli wysunęłam z jego dłoni telefon i położyłam go obok, a wtedy Justin uniósł wzrok. Spięłam wszystkie swoje mięśnie. Nigdy nie czułam się tak zestresowana i zdenerwowana, jak teraz, ze wzrokiem szatyna na swoim ciele. Podobałam mu się i wiedziałam o tym, jednak potrafił niesamowicie mnie zawstydzić. Chciałam nawet uciec stąd, aby tylko nie znajdować się dłużej w tak niekomfortowej sytuacji, jednakże zrozumiałam, że wyszłabym wtedy na zupełnego tchórza i idiotkę, która sama nie wie, czego pragnie dokonać.

Popchnęłam Justina delikatnie na oparcie kanapy, a sama usiadłam na jego kolanach, okrakiem. Starałam się wykonywać wszystkie ruchy jak najbardziej seksownie, aby Justin naprawdę mnie chciał. Nie mogłam bowiem wyjaśnić mu wszystkiego. Nie mogłam wyjawić powodu, dla którego robię z siebie dziwkę. Justin miał mnie po prostu zaliczyć. Tutaj, na kanapie w salonie, jak najszybciej. Nie będę odczuwała z tego żadnej przyjemności, lecz jednocześnie stracę swoje dziewictwo, które w oczach Marco było tak cholernie cenne.

Przełożyłam wszystkie swoje włosy na lewe ramię, aby chwilę później połączyć jego malinowe wargi ze swoimi. Całował naprawdę dobrze, lecz ja już teraz poczułam niewyobrażalne wyrzuty sumienia. Zdradzałam wszystkich jednocześnie. Aby samej nie zostać skrzywdzoną, krzywdziłam innych. Jaki miało to sens?

-Lily, co robisz? Nie wiem, czy mam się bać, czy korzystać. - wymruczał, chwytając moją twarz dłońmi, aby przerwać pocałunek, który ja z każdą chwilą pogłębiałam. Kiedy to zatrzymał, nie potrafiłam nawet otworzyć oczu. Tak bardzo było mi wstyd.
-Justin, o nic nie pytaj i po prostu kochaj się ze mną. - wyszeptałam, wplątując palce w końcówki jego włosów, z tyłu głowy. Wciąż nie potrafiłam na niego spojrzeć. - Błagam, zrób to i nie zastanawiaj się nad niczym. Nie masz się bać. Masz korzystać.

Sądziłam, że przekonanie Justina zajmie mi więcej czasu, lecz hormony przejęły nad nim kontrolę. Nie musiałam się nawet zbytnio starać, aby mieć go w garści. Już teraz gotów był zrobić wszystko, co mu rozkazałam. Na te parę chwil stał się moim podwładnym, sługą, który wykonałby każde moje polecenie. A wystarczyło, że rozebrałam się przed nim i usiadłam na jego kolanach. Jednak facet zawsze pozostanie facetem. Bez wyjątku.

Ponownie rozbiłam swoje wargi o jego, aby w ten sposób przerwać rozmowę. Zwyczajnie nie chciałam, aby Justin dłużej wypytywał i wnikał w moje sprawy. Zaczął zbyt bardzo troszczyć się o mnie, co nie pozwalało mu zwyczajnie mnie przelecieć. A ja musiałam go do tego sprowokować. Jeszcze do niedawna zrobiłby to, bez mrugnięcia okiem. W ogóle nie zastanawiałby się nad moimi odczuciami i emocjami. Teraz jednak wszystko się zmieniło.

-Lily, stop. - Justin złapał obie moje dłonie i odciągnął od swoich włosów. Od razu złożył na nich kilka pocałunków, patrząc mi głęboko w oczy. Dlaczego wciąż przerywał? Nie mógł zwyczajnie wykorzystać tego, jak łatwa w tym momencie byłam? - Powiedz mi, co się stało? Dlaczego tak nagle? Lily, nic nie rozumiem.
-Nie chcesz tego? - spytałam wprost, z całych swoich sił zatrzymując łzy pod powiekami. - Nie chcesz kochać się ze mną?
-Dobrze wiesz, że marzę o tym. Nie rozumiem tylko, dlaczego teraz, dlaczego tak nagle. Coś musiało się stać. Proszę, powiedz mi wszystko.

I co ja miałam mu powiedzieć? Że chcę zwyczajnie wykorzystać jego uczucia? Nie mogłam mu tego zrobić. Nie mogłam skrzywdzić go w żaden sposób, ponieważ widzę, że jemu naprawdę na mnie zależy.
-Dlaczego nie możesz być tym samym dupkiem, co do niedawna? - wyszeptałam, opierając czoło o jego. Stał się tak kochany, że zrobiło mi się go nawet żal. Nie mogłam jednak rozpłakać się teraz. Nie mogłam zdradzić się przed Justinem. Nie chciałam go krzywdzić. - Justin, nie pytaj o nic, proszę. Po prostu zrób to, o czym mówię.

Nie wiedziałam już, jak powinnam go przekonywać. Wszystkie słowa zdawały mi się niewystarczające, aby Justin tak po prostu przestał myśleć o mnie i zajął się jedynie sobą i swoimi odczuciami. Może to, co chciałam zrobić, miało być również sposobem podziękowania mu, że jest przy mnie, przez cały czas. Nie potrafię już nawet wyobrazić sobie życia, bez Justina u swojego boku. Słowa były bezwartościowe w podziękowaniach. Gesty jednak nie.

Prawdopodobnie w końcu udało mi się przekonać Justina. Całował mnie z każdą chwilą coraz bardziej zachłannie. Nie powiem, że podobało mi się to, lecz nie mogę również stwierdzić, że tego nie chciałam. Czułam się bardzo dziwnie, gdyż byłam całkowicie rozbita. Bałam się. Bałam się dotyku i wszystkiego, co związane z seksem, przez Marco, który skutecznie wywołał w mojej głowie fobie przed mężczyznami. Jednocześnie wiedziałam jednak, że Justin jest dla mnie kimś więcej, a nie przypadkowym facetem, którego mogłabym spotkać na ulicy. Jemu przecież ufałam.

Aby mieć to wszystko jak najszybciej za sobą, złapałam materiał jego czarnej, dopasowanej bluzki i ściągnęłam ją z Justina. Widząc jego nagi tors tak blisko siebie, wcale nie odczuwałam większego lęku. Wręcz przeciwnie, im dłużej całował mnie z pasją i porządaniem, tym bardziej ja sama go pragnęła. I już nie tak z przymusu, jak na początku. Teraz pojawiły się we mnie prawdziwe emocje, które pchały mnie do Justina. Podobały mi się dreszcze, jakie wywoływał u mnie swoim dotykiem. Były niezmiernie przyjemne. Nie sądziłam, że zacznę odczuwać zwyczajną radość.

Justin zsunął mnie delikatnie ze swoich kolan i położył na kanapie. Czułam, że nieubłaganie zbliża się moment, w którym stracę swoje dziewictwo i oficjalnie przestanę być małą dziewczynką. Stanę się kobietą, mimo że jeszcze nie czułam się nią. To nie był odpowiedni moment na pierwszy stosunek, ale nie mogłam się wycofać z układu, który ma uratować moje życie.

Musiałam zdecydowanie pozbyć się wszelkich niepewności i wyrzutów sumienia, aby nie wyjść jedynie na sztywną marionetkę. Czułam, jak Justin coraz mocniej napiera na moje wargi. Również jego dłonie zaczęły pracować, błądząc wzdłuż mojego ciała, od bioder, aż po same piersi. O dziwo, kiedy dotykał mnie Justin, nie czułam już strachu. Jego dotyk był jakby inny. Inny, niż wszystkich innych mężczyzn. Cholera, było mi dobrze, choć obiecałam sobie, że nie będę czerpać z tego przyjemności, a potraktuję to jedynie, jak przykry obowiązek. W rzeczywistości, z każdą chwilą było to coraz mniej przykre i coraz bardziej oddalało się od obowiązku.

-Chciałem tego już od pierwszego dnia, kiedy zobaczyłem cię w tej ciemnej, wąskiej uliczce. - wymruczał do mojego ucha. Myślami wróciłam do dnia, gdy spotkałam go po raz pierwszy. Był wtedy bardzo nachalny. Znienawidziłam go właściwie po pierwszym spojrzeniu. Czułam do niego odrazę, nie chciałam go znać. Odrzucali mnie faceci, którzy sądzili, że z każdej dziewczyny mogą zrobić łatwą. Kiedy wprowadził się do nas, był taki sam. Dopiero z czasem, i sądzę, że pod moim wpływem, zaczął się zmieniać wprost nie do poznania. Miałam wrażenie, że zmienił się tak dla mnie. Powiedział mi przecież, że moglibyśmy spróbować i być ze sobą. Mój mętlik w głowie powiększał się z każdą chwilą.

-Przemyślałaś to? - Justin na moment przestał mnie całować i dotykać. Zamiast tego, spojrzał głęboko w moje oczy. Tak głęboko, że nie byłam w stanie wytrzymać jego spojrzenia. Okłamywałam go, chociaż wcale tego nie chciałam. Nie potrafiłam zwyczajnie odpowiedzieć, więc jedynie skinęłam głową, nie patrząc w jego oczy. Miałam nadzieję, że to go przekona. Od pewnego czasu jednak, Justin potrafił wyczuwać moje emocje lepiej, niż ktokolwiek inny. Dlatego od razu zrozumiał, że coś jest nie tak, a ja wcale nie jestem tak pewna, jaką grałam.

Nie chciałam, aby znów zaczął mówić i zadawać te wszystkie pytania, które zdawały mi się teraz zupełnie bezwartościowe. Zaczęłam więc sprawnie odpinać jego spodnie. Byłam skrępowana, robiąc to. Nigdy wcześniej nie znalazłam się w podobnej sytuacji i zwyczajnie nie wiedziałam, jak powinnam się zachowywać. Nie mogłam również słuchać głosu swojego serca. Nie mogłam, ponieważ to serce mówiło mi coś zupełnie innego.

Złapałam jego spodnie i zaczęłam je zsuwać, lecz nadal nie potrafiłam na niego spojrzeć. Sama nie wiem, dlaczego. Może było mi tak cholernie wstyd, a może zwyczajnie bałam się, że będzie w stanie wyczytać coś z moich oczu. Sama nie wiem. To było dla mnie trudne. Chciałam stracić dziewictwo z mężczyzną, którego pokocham. I chociaż Justin był dla mnie ważny, daleko było w naszych wzajemnych relacjach do miłości.

Wtedy jedna z dłoni Justina powędrowała na moje plecy. Wiedziałam, że w tym momencie odepnie mój stanik i stanie się pierwszym facetem, który ujrzy moje piersi. Nie wiedziałam już nawet, jak reagować. Czy uśmiechać się w sztuczny sposób, czy może zamknąć oczy i nie otwierać ich, dopóki nie skończymy się z Justinem kochać.

Nie mogłam jednak rozmyślać nad tym zbyt długo, ponieważ wtedy poczułam, jak mój stanik został lekko rozluźniony, co oznaczało, że nie ograniczało go już żadne zapięcie. Poczułam smukłe palce Justina po bokach swoich piersi. Naprawdę nie chciał mnie wystraszyć, lecz mimo to nie potrafiłam się rozluźnić. Jakaś wewnętrzna siła nie pozwalała mi na to, chowając głęboko we mnie uraz. Justin zsunął ze mnie ramiączka biustonosza i odłożył go na podłogę, a potem sam zanurzył się w moim biuście. Nachylił się nad nim i zaczął obsypywać pocałunkami.

To nie bolało i było nawet przyjemne. Nigdy nie czułam się w tak wyjątkowy sposób, choć nadal czułam, że nie powinnam tego robić. Justin pieścił moje piersi delikatnie dłońmi, ugniatał je i wciąż całował. Po paru chwilach takich czynności doprowadził wręcz do tego, że moje dłonie powędrowały do jego włosów, a palce wplątały się w nie. Moje powieki wciąż były przymknięte, jednak teraz z przyjemności. Cholera, mogłam mówić, co tylko chciałam i mogłam obwiniać się na wszystkie, możliwe sposoby, ale było mi z nim naprawdę dobrze.

Czułam coś, czego nie powinnam czuć i mimo fizycznego odprężenia, moja psychika była na skraju załamania. Nie potrafiłam już na spokojnie przemyśleć jednej sprawy. Zaczęłam zastanawiać się nad wszystkimi jednocześnie i to wywoływało takie zamieszanie. Aż w końcu z tej bezsilności, jak i również radości, której nie powinnam czuć w ramionach Justina, zaczęłam cicho płakać, a moje łzy, wypływające spod powiek, torowały sobie prostą ścieżkę wzdłuż policzków, znajdując swoje ujście na poduszce.

-Nie, Lily. Dość tego. - chciałam zdjąć z mężczyzny bokserki, lecz wtedy on zachował się tak, jak nie chciałam, aby się zachowywał, mimo że w głębi duszy błagałam o to. - Spójrz mi w oczy. - nie poruszyłam głowy ani o milimetr. - Powiedziałem, spójrz mi w oczy. - dłonią obrócił moją twarz w swoją stronę. Jego wzrok był smutny, może nawet przygnębiony. Nie miałam pojęcia, że Justin tak bardzo martwił i troszczył się o mnie. To niesamowite. Przecież jeszcze tak niedawno bez skrupułów nazywałam go dupkiem, a teraz on, mając wyjątkowo łatwą do wykorzystania sytuację, przerywa wszystko, aby otrzeć moje łzy, które najwyraźniej go raniły.

-Nie jestem głupi, widzę, że tego nie chcesz, tylko bezsensownie się zmuszasz. Mógłbym zachować się jak większość facetów i zwyczajnie cię przelecieć, ale nie zrobię tego, bo widzę, że krzywdzisz samą siebie. Lily, dzieciaku, powiedz mi w końcu, o co chodzi? Przyszłaś do mnie tak nagle i powiedziałaś, że chcesz się ze mną kochać. Cholernie mi to schlebia, ale wciąż nie rozumiem, dlaczego. Coś musiało się stać. Jestem przekonany, że tego nie chcesz, że zwyczajnie nie jesteś gotowa. Nie rób niczego na siłę, bo będziesz tego żałować. Masz dopiero piętnaście lat. Masz jeszcze na to czas, wiesz? - był, jak kochany, troskliwy tatuś, którego często potrzebowałam. Stał się niesamowicie dojrzały i poważny. Jego słowa również takie były. A w szczególności, były prawdziwe i szczere. Musiałam powiedzieć mu prawdę.

-Właśnie o to chodzi, że nie mam już czasu. - wychlipałam, a wiedząc, że Justin i tak dowie się o wszystkim, po prostu się rozpłakałam. - Marco powiedział, że wybrał mnie, ponieważ jako jedna z niewielu jestem czysta, to znaczy jestem dziewicą. Ja nie chcę się już dłużej bać, rozumiesz? Nie chcę żyć w obawie, że może pojawić się przede mną w każdej chwili i znów zabrać mnie ze sobą. Ja chcę po prostu spokojnie żyć, bez ciągłego strachu. Dlatego muszę stracić dziewictwo. Wtedy będę bezpieczna. Już zawsze.

Justin patrzył w moje załzawione oczy jeszcze długi czas. Nie wiedziałam, co o mnie myśli i byłam tego ciekawa. Nie zdziwiłabym się, gdyby z każdą chwilą zdobywał o mnie coraz gorsze zdanie. Sama miałam takie o sobie.
-Masz mnie za dziwkę, prawda? - wyszeptałam. Było mi jeszcze bardziej wstyd, niż przed paroma chwilami, a chwile oczekiwania na jego odpowiedź były najgorsze.
-Słońce, jaka ty jesteś głupiutka. - objął dłonią mój policzek i z niedowierzaniem pokręcił głową, jakby rzeczywiście nie potrafił uwierzyć w to, co właśnie powiedziałam. - Nigdy nie pomyślałbym o tobie w ten sposób. A to, co chcesz zrobić, jest przejawem niesamowitej odwagi i podziwiam cię za to.

Jednocześnie zbliżyliśmy nasze wargi i połączyliśmy je w pocałunku. Przysięgam, teraz nad tym nie panowałam, ale chciałam tego. Justin rozumiał moje potrzeby bez słów. Nie musiałam się nawet odzywać, komentować jego ostatnich słów i prosić go o cokolwiek. Wystarczyło, że spojrzał w moje oczy. Ja rozumiałam go w taki sam sposób. Wytworzyła się między nami więź, sama nie wiem, o jakim charakterze. Uważałam go, za przyjaciela, ale były momenty, w których stawał się dla mnie kimś znacznie ważniejszym.

-Nie chcę, aby twój pierwszy raz był tylko smutnym obowiązkiem. Obiecuję, że zrobię to tak, abyś nie poczuła bólu, tylko zajebistą przyjemność, dobrze? - musnął czubek mojego nosa, a kiedy skinęłam głową, dwa jego palce wsunęły się pod koronkę moich majtek. Nie wiem, jakim cudem, lecz po wyznaniu Justinowi całej prawdy, przestałam się nawet krępować, nie mówiąc już o jakimkolwiek stresie. Poczułam się w jego ramionach bezpiecznie. Tak naprawdę bezpiecznie. Przez moment pomyślałam nawet o Justinie, jakby był mój, jakby był moim mężczyzną.

-Chcę to zrobić. - wyszeptałam, gdy byłam w trakcie zsuwania z niego bokserek. Mój wzrok uciekł spoza mojej kontroli i mimowolnie zatrzymał się na tym, co odsłoniłam spod materiału. Przełknęłam głośno ślinę i zaczęłam odczuwać, rodzący się we mnie, niepokój.
-Jesteś tak malutka, w porównaniu do mnie. - zachichotał, znów całując krótko moje usta. Justinowi naprawdę zależało na tym, aby rozluźnić atmosferę pomiędzy nami. Bardziej nawet troszczył się o moje doznania, niż o swoje odczucia. Cholera, był właściwym facetem i, prawdę powiedziawszy, coraz bardziej pragnęłam, tak sama z siebie, aby w końcu to zrobił.

Szatyn sięgnął jeszcze po swoje spodnie, leżące na ziemi. Wyjął z nich paczuszkę z jedną prezerwatywą. Nie chciałam nawet wnikać, dlaczego nosi takie rzeczy tak po prostu, w kieszeni jeansów. Teraz nie chciałam już niczego innego, oprócz seksu z nim. Moje powieki opadły jakby mimowolnie. Nie wiem, czy z powodu zwykłego strachu, jaki tlił się we mnie, czy może przez niepewność. W końcu, wiedziałam o tych sprawach nie więcej, niż dziecko z przedszkola. Justin natomiast miał dwadzieścia siedem lat. Był dorosły i z pewnością doświadczony. Wiedziałam, że wystarczy jeden niewłaściwy ruch, aby spalić się przed nim ze wstydu.

-Malutka, otwórz oczka. Nie zamierzam zrobić tego tak nagle i od razu. Poczekam, aż zaczniesz mnie o to błagać. - pojawił się chociaż jeden element starego Justina, lecz teraz wcale nie byłam zirytowana jego żartami. Wręcz przeciwnie, im dłużej uśmiechał się, nawet w łobuzerski sposób, tym bardziej rozluźniał mnie i przygotowywał na to, co miało zajść między nami.
-Już się bałam, że zapomniałeś, jak to jest być dupkiem. - odgryzłam się, po czym powolutku uniosłam ręce i położyłam je na szyi Justina. - Całe szczęście, odrobina prawdziwego ciebie jeszcze nie umarła. - dodałam, po czym przyciągnęlam go bardzo blisko siebie i pocałowałam namiętnie.

Chociaż planowałam jedynie musnąć jego usta, on szybko podchwycił okazję. Oparł się na łokciach za moją głową, a jego usta idealnie współgrały i łączyły się z moimi. Pocałunek ten był pełen pasji i namiętności, jaka zrodziła się między nami. Wiecie, im dłużej jego język pieścił moje podniebienie, tym bardziej zapominałam, że robiłam to z przymusu. Poczułam, że naprawdę tego chcę. Nawet, gdyby ktoś powiedział mi, że Marco zginął, a ja jestem już całkowicie bezpieczna, nie potrafiłabym tego przerwać.

Justin był delikatny i kochany, chociaż praktycznie jeszcze niczego nie zaczęliśmy. Na razie szatyn całował moją szyję i dekolt, a uśmiech nie schodził z moich ust. Cholera, było mi tak dobrze. Nie potrafiłam nawet panować nad swoimi ruchami. Wzięłam jedną dłoń Justina w swoją i ostrożnie położyłam na jednej ze swoich piersi. Przez cały czas nie odrywałam wzroku od Justina. Chciałam ujrzeć jego reakcję na swój śmiały gest.

Nie trzeba było zachęcać go po raz drugi, aby ponownie zaczął obsypywać je czułymi pocałunkami i pieszczotami. Czułam, że to, co robię jest... niegrzeczne. Ale pieprzyć to, nie każda decyzja, podjęta przez nas w życiu, musi być skrupulatnie przemyślana. Czasem trzeba zwyczajnie zaryzykować. Ja ryzykowałam właśnie teraz, leżąc nago, pod nagim, dwanaście lat starszym mężczyzną. Kompletnie zwariowałam, ale... byłam szczęśliwa.

-Przestań znęcać się nade mną dłużej i po prostu to zrób. - objęłam jego twarz dłońmi i przyciągnęłam nad swoją. Na jego ustach znów zagościł ten słynny uśmiech. Teraz nie odwracałam już wzroku. Kiedy rozchylił lekko moje nogi i umiejscowił się pomiędzy nimi, patrzyłam prosto w jego oczy, ponieważ nie bałam się go. - Teraz... - dodałam szeptem, dając Justinowi znak, że jestem już gotowa.

Poczułam, jak zaczął wsuwać się we mnie niezwykle ostrożnie, delikatnie i powoli. Zaczęło towarzyszyć mi zupełnie nieznane uczucie. Widząc mały grymas na mojej twarzy, Justin wszedł we mnie tylko do połowy i zatrzymał się, aby dać mi czas na przyzwyczajenie się do jego męskości we mnie. Chociaż z początku było to dość niewygodne, naprawdę nie czułam bólu. Minimalne ukłucie pojawiło się dopiero wtedy, kiedy wsunął się we mnie do samego końca i położył się na mnie ostrożnie. Nadal jednak nie był to ból. Odczuwałam to bardziej, jak zapłata za oddanie dziewictwa i znak, że naprawdę to zrobiłam.

-Moja mała dziewczynka przestała być już dzieciaczkiem. - wymruczał mi do ucha, a ja zachichotałam. Wszystkie jego słowa były tak słodkie. Dosłownie rozpływałam się w jego silnych ramionach, w których trzymał mnie mocno i stanowczo. Czułam się tak wyjątkowo, jak jeszcze nigdy, a wszystko za sprawą odrobiny czułości, jaką mi okazywał.

Wtedy zaczęliśmy się kochać. Bardzo szybko zaczęłam odczuwać niewyobrażalną przyjemność, którą obiecał mi Justin. Przyznajmy to sobie szczerze, dzięki swojemu doświadczeniu, doskonale wiedział, jak mnie zadowolić. Mój nieprzyzwyczajony organizm nawet z najdrobniejszych pieszczot czerpał ogromnie wiele radości. Dlatego delikatne pchnięcia, które z początku wykonywał Justin, były dla mnie drogą do nieba.

-Jak ty to robisz, że jest mi tak dobrze? - wyjęczałam cichutko do jego ucha. Moje ciało chciało dosłownie zwijać się z przyjemności. Nigdy nie sądziłam, że mogę wynieść z tego tyle korzyści.
-Staram się, malutka. - zachichotał, kilka razy muskając moje usta i odrobinę przyspieszając. Nadal robił wszystko tak, abym nie poczuła nawet najmniejszego bólu. I znakomicie mu to wychodziło.

Dzięki temu, ile czułości w to wkładał, czułam, jakbyśmy robili to z miłości, naprawdę. Czułam małe motylki w dole brzucha, które pobudziły we mnie jakieś silne uczucia względem Justina. Chciałam mu to powiedzieć. Chciałam, aby wiedział, że to przestało być dla mnie obowiązkiem i nie żałuję, ani odrobinę. W takim stanie jednak nie mogłam się odezwać. Mój oddech był zbyt przyspieszony i z pewnością ciężko byłoby mi sklecić choć jedno, krótkie zdanie. Nie potrafiłam wręcz uwierzyć, do jakiego stanu potrafił mnie doprowadzić. I cholernie mi się to podobało.

Myślę, że Justin czuł dokładnie to samo, gdyż, aby zbliżyć się do mnie, wsunął dłonie pod moje plecy i schował twarz w zagłębieniu mojej szyi. Razem ze swoim gestem, wszedł we mnie głębiej. Tego nie czułam jeszcze wcześniej i, choć nie sądziłam, że to możliwe, było mi jeszcze lepiej. Do tego wręcz stopnia, że aby zatrzymać Justina w dalszym ciągu tak blisko siebie, położyłam dłonie na jego umięśnionych plecach i zaczęłam je gładzić, wciąż odczuwając niezmierną rozkosz.

Justin zsunął jedną dłoń wzdłuż mojego ciała. Dokładnie badał opuszkami palców moją skórę, a ja chciałam, żeby robił to przez cały czas. W końcu zatrzymał ją pod moim kolanem i uniósł moją nogę na wysokość swoich bioder. Boże, znów wprowadził mnie na zupełnie nowy, wyższy poziom przyjemności. Nie byłam w stanie pojąć, skąd do cholery wiedział, jak sprawić, abym nie potrafiła się kontrolować. Otóż, moje, do tej pory, ciche jęki, stawały się coraz głośniejsze, zwłaszcza wtedy, kiedy wszedł we mnie tak głęboko i wypełniał mnie od środka. Czułam się spełniona fizycznie, ale psychicznie również. Nie dość, że sprawiam przyjemność sobie, to jeszcze robiłam na złość matce. Byłam zwyczajnie szczęśliwa.

Wtedy przestało być już tak słodko i delikatnie. Oboje z Justinem potrzebowaliśmy czegoś więcej, czegoś, co zaspokoiłoby nasze potrzeby. Mężczyzna zaczął przyspieszać, dość gwałtownie, ale chciałam tego, potrzebowałam. Nie poznawałam samej siebie. Nigdy nie byłam tak śmiała, zwłaszcza w stosunku do mężczyzn, a teraz nagle zwolniłam wszystkie, wewnętrzne hamulce i oddałam mu się w pełni.

Moje biodra zaczęły wychodzić mu na spotkanie. Dzięki temu, oboje czerpaliśmy jeszcze więcej przyjemności. Sama nie wiem, ile to wszystko trwało, jednak jestem przekonana, że mogłabym kochać się z nim do śmierci. Czułam, że byłam dla niego ważna. Jako jedyny poświecał mi tyle uwagi, której ja zwyczajnie potrzebowałam. On zrobił ze mnie kobietę, a dodatkowo sprawiał, że czułam się, jak ona.

-W porządku, aniołku? - to niesamowite, że nawet teraz pamiętał, że, bądź co bądź, jestem jeszcze dzieckiem.
-Lepiej być nie może, Justin. - wydyszałam, unosząc lekko swoje ciało, ponieważ, choć to fizycznie niemożliwe, marzyłam, aby był jeszcze bliżej mnie. Tak bardzo go pragnęłam. - Chociaż, mam jedną prośbę. Błagam, szybciej. - przytuliłam twarz do jego ramienia po to, by zagłuszyć krzyk, który tak bardzo chciał uciec z moich ust.
-Z przyjemnością, kochanie. - i wtedy przestaliśmy się kochać, a zaczęliśmy zwyczajnie pieprzyć. Byłam cała rozpalona, a na czole Justina pojawiły się pojedyncze kropelki potu, kiedy złapał się jedną ręką bocznego oparcia kanapy i zaczął wchodzić we mnie i wychodzić znacznie szybciej i mocniej.

Nagle poczułam, jak całe moje ciało jakby się zaciska. Każdy mięsień stał się napięty, aby po kolejnych dwóch pchnięciach całkowicie się rozluźnić. Prawdę powiedziawszy, nie miałam pojęcia, co dzieje się z moim ciałem. Nie byłam na to przygotowana. Nie miałam pojęcia, że ogromna rozkosz, którą odczuwałam wcześniej, była praktycznie niczym, w porównaniu do uczucia, jakie towarzyszyło mi teraz. Justin wykonał jeszcze parę krótkich pchnięć, a później opadł na moje drobne ciało i zamarł, odczuwając to samo, co ja.

-Boże, nie wiedziałam, że to będzie tak cudowne. Mogłeś mnie w jakiś sposób uprzedzić, Justin. - wymruczałam, odchylając głowę lekko w tył. Wtedy on wsparł się na łokciach po moich bokach i złożył kilka krótkich pocałunków na mojej twarzy.
-Misia, kochałaś się ze mną. Czego się spodziewałaś? Musiało być zajebiście.
-Widzisz, nie doceniłam cię przedtem. - przyłożyłam dłoń do jego policzka i zaczęłam go delikatnie gładzić. - Dziękuję, Justin. Dziękuję za wszystko. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby nie ty.
-Nie masz za co. To była dla mnie czysta przyjemność. I mówię teraz dosłownie. Było mi cholernie dobrze.

Zaśmiałam się cicho, otaczając opuszkiem palca jeden z jego tatuaży. Nie pamiętam, kiedy ostatnio uśmiechałam się tak szeroko i szczerze, bez żadnego konkretnego powodu. To, co zrobiłam z Justinem niesamowicie pooprawiło mi humor. Poprawiło również moją samoocenę, ale o tym Justin nie musiał na razie wiedzieć.
-Wiesz, musimy to oblać. W końcu, dziewictwo traci się raz, prawda?

~*~

No, wyszedł mi dość długi ten rozdział. I w końcu to zrobili, myślę, że wielu z Was na to czekało :)

CZYTASZ=KOMENTUJESZ
ask.fm/Paulaaa962