wtorek, 23 września 2014

Rozdział 8 - Please, believe me for once...


Moja szczęka w zawrotnym tempie uderzyła o podłogę i, chociaż się starałam, nie potrafiłam jej podnieść. Jak on mógł? Jak on, kurwa, mógł!? Najpierw próbuje mnie zgwałcić, a teraz całą winą obarcza mnie? To chore i nienormalne, a ja zaczęłam się go bać jeszcze bardziej.

-Lily, to prawda? - i znów, moja szczęka opadła, aż coś w niej przeskoczyło i zaczęło boleć. Przesłyszałam się, czy moja matka wzięła jego wersję za chociażby odrobinę prawdopodobną?
-Oczywiście, że nie! On próbował mnie zgwałcić! Gdybyś nie wróciła wcześniej, wolę nawet nie myśleć, co robiłby teraz. - specjalnie załkałam, aby dodać moim słowom więcej wiarygodności.
-Proszę cię, gówniaro, skończ wreszcie kłamać i powiedz, jak było naprawdę. - Justin wyrzucił ręce w powietrze. Wyglądał cholernie poważnie. Jeszcze nie widziałam go w takiej odsłonie i, przysięgam, nie chcę widzieć, ponieważ po moim kręgosłupie przeleciała kolejna fala nieprzyjemnych dreszczy. Oprócz tego, bałam się go okropnie, przez zajście, które miało miejsce między nami, kilka chwil temu. - Lily zawołała mnie, więc wszedłem do jej pokoju i zastałem ją w samej bieliźnie, na łóżku. - tym razem zwrócił się do mojej mamy, a ja słuchałam jego słów, lecz nie potrafiłam w nie uwierzyć.
-Co ty pieprzysz!? - krzyknęłam, nie potrafiąc już dłużej się kontrolować. - Więc skąd niby wzięły się te wszystkie łzy, co!?
-Zaczęłaś płakać, kiedy powiedziałem, że nie jestem tobą zainteresowany nawet w najmniejszym stopniu. Kocham twoją mamę i nigdy w życiu bym jej nie zdradził. - tak po prostu podszedł do kobiety, objął ją w pasie i pocałował w policzek, a ona... Ona odwzajemniła jego gest, wywołując kolejną falę moich łez.
-Zawiodłam się na tobie, Lily. Ile ty masz lat? Jedynie piętnaście, a co ci po głowie chodzi? Masz zakaz wychodzenia z domu i nie chcę cię już dzisiaj więcej widzieć. - powiedziała twardo i ostro, po czym wyszła z mojego pokoju i zatrzasnęła za sobą drzwi.

Po raz kolejny zaniosłam się głośnym płaczem, przykładając sobie poduszkę do twarzy, aby chociaż trochę zagłuszyć łkanie. Jak mogła uwierzyć jemu, praktycznie obcemu facetowi, a nie mnie, swojej rodzonej córce? Jak mogła pomyśleć, że byłabym zdolna uwieść jej faceta i zniszczyć cały jej związek? To chore i nienormalne, a ja nie jestem dziwką, która rozebrałaby się przed takim zboczeńcem, jakim jest Justin.

Drżącą ręką wyciągnęłam z szafki telefon i wybrałam numer do Davida. Przez moment zastanawiałam się, czy powinnam zadzwonić do brata, czy może do przyjaciela, jednak w tym momencie wybrałam brata. David powiedział, abym dzwoniła do niego zawsze, jeśli coś się stanie. A próba gałtu myślę, że zalicza się do "tego czegoś".

-Co jest, siostra? - spytał od razu, kiedy tylko odebrał połączenie, a jego głos wydawał się rozbawiony.
-Ja... Muszę z tobą porozmawiać. - wychlipałam, starając się opanować trzęsący głos, lecz jakiekolwiek próby uspokojenia się nie dawały zamierzonego efektu. Zbyt dokładnie pamiętałam to, co wydarzyło się kilka chwil temu.
-Płaczesz? Co się stało? - chociaż nigdy przesadnie nie interesował się moim prywatnym życiem, zawsze potrafił wyczuć, kiedy płaczę lub jestem smutna.
-To nie jest rozmowa na telefon. Mógłbyś się ze mną spotkać? - wolną reką otarłam łzy z policzków, aby nie przysłaniały mi pola widzenia.
-Jasne. Gdzie i kiedy? - lubiłam w nim to, że był bezpośredni i od razu przeszedł do rzeczy. Cieszyłam się, ponieważ nie miałam ochoty na długie rozmowy, a przynajmniej nie teraz, nie przez telefon.
-Powiedz, gdzie jesteś, a ja tam przyjdę. Nie mam zamiaru siedzieć dłużej w domu. - po paru chwilach uspokoiłam oddech i niemal całkowicie pozbyłam się łez. Zrozumiałam, że i tak na nikim nie zrobią one wrażenia.
-W parku, na obrzeżach miasta. Będę czekał. - odparł na moje pytanie, a ja zakodowałam w głowie miejsce jego pobytu i rozłączyłam się, po czym zaczęłam przygotowywać się do wyjścia.

***

Gdy zobaczyłam w oddali Davida, siedzącego na ławce w towarzystwie kilku kumpli, przyspieszyłam kroku, aby jak najszybciej znaleźć się obok niego i opowiedzieć mu o wszystkim. Kiedy on mnie dostrzegł, wstał z ławki i wyrzucił na ziemię niedopałek papierosa.

-Co się stało, mała? - spytał od razu, gdy zbliżyłam się do niego i musnęłam jego policzek na przywitanie. - I nie płacz, proszę. - nie wiedziałam nawet, że z moich oczu znów wypłynęło kilka łez, które mężczyzna otarł delikatnie.
-To... To delikatna sprawa... - wyjąkałam, łapiąc go dyskretnie za kraniec bluzki i odciągając dalej od jego kumpli. Nie chciałam rozmawiać przy obcych facetach, nie teraz i nie o tym.

David zrozumiał moją aluzję i odszedł na bok, a kiedy nikt nie mógł nas już usłyszeć, posłał mi znaczące spojrzenie, abym zaczęła mówić.
-Justin... - zaczęłam, a jego mięśnie od razu się spięły. - On... On próbował mnie zgwałcić... - wydusiłam z siebie, kolejny raz zaczynając płakać. W mojej głowie znowu pojawiły się obrazu szatyna, gdy leżał na mnie, dotykał moje ciało, całował moje piersi. Było to okropne uczucie, którego chciałam się pozbyć i zapomnieć o nim.

David przez parę chwil wpatrywał się we mnie. Zaczął oddychać coraz szybciej i coraz bardziej nierówno, aż w końcu zaklął głośno, zaciskając pięści.
-Zabiję tego gnoja. Przysięgam, zabiję go. - warknął wściekle, na tyle głośno, żeby zwrócić uwagę swoich kolegów.
-Co jest, Dav? - spytał jeden z nich, marszcząc brwi i przypatrując nam się w skupieniu.
-Ten skurwiel chciał ją zgwałcić. Bieber chciał zgwałcić moją siostrę, kurwa. - splunął na ziemię, a moje oczy momentalnie się rozszerzyły. Jak mógł powiedzieć to na głos? Przecież widzi, że to wszystko bardzo mnie boli i wiedział na pewno, że nie chciałam, aby dowiedzieli się o tym jego kumple.
-Dlaczego? - wyszeptałam w jego kierunku, potrząsając powoli głową. On jednak zignorował mnie w tym momencie, walcząc z rozsadzającą go złością.

Teraz żałowałam, że przyszłam do Davida i powiedziałam mu o wszystkim. Nie przewidziałam, że szatyn zdobędzie się na to, aby mój sekret wypowiedzieć na głos, w otoczeniu swoich przyjaciół, którzy byli dla mnie całkowicie obcymi ludźmi.

Byłam na niego wściekła i dlatego postanowilam stąd odejść. Nie wiedziałam, dokąd teraz pójdę, a nie zamierzałam wrócić do domu, ponieważ zwyczajnie się bałam.

-Lily, gdzie ty idziesz!? - dopiero gdy oddaliłam się od Davida i jego znajomych na kilkadziesiąt metrów, mężczyzna zorientował się, że nie ma mnie obok niego. Nie zamierzałam się jednak zatrzymać. Nie zamierzałam, a może nie potrafiłam. Czułam ogarniający mnie wstyd, przez to, co się stało, chociaż nie było w tym mojej winy, a przynajmniej ja jej nie wyczuwałam.
-Siostra, gdzie idziesz? - ponowił, najwyraźniej zbliżając się do mnie, ponieważ jego głos był bardziej wyraźny i zdecydowanie głośniejszy.
-Nie wiem, gdzieś. - mruknęłam, ani na moment nie zwalniając.

Nagle zatrzymałam się, jakby moje stopy wryły się w ziemię. Mianowicie, kilkanaście metrów przede mną, na jednej z ławek, siedział Justin, z grupą swoich kolegów. Wystarczyło, że zobaczyłam go, a od razu poczułam łzy, zbierające się pod moimi powiekami. Wystarczyło, że przez moment spojrzałam na jego twarz, a znów poczułam się, jakby w tym momencie mnie krzywdził, jakby w tym momencie mnie rozbierał, jakby w tym momencie śmiał się z mojego cierpienia.

-Kogo ja tu widzę? - szatyn zagwizdał, schodząc z ławki i rzucając na trawę niedopałek papierosa. Jego głos również wywołał u mnie dreszcze, nieprzyjemne dreszcze. Naprawdę się go bałam.
-Ty skurwielu... - niczym wiatr, przeszedł obok mnie David. Jego postawa była pewna, a krok szybki i stanowczy. Kierował się w stronę Justina z wyraźnym zamiarem rzucenia się na niego. A ja nie miałam siły, nie miałam szans i nie miałam nawet ochoty odwlec go od tego pomysłu.
Już parę sekund później, David wymierzył pierwsze uderzenie w szczękę Justina. Trafił go i na moment otumanił mężczyznę, lecz kiedy tylko szatyn doszedł do siebie, ze wściekłością rzucił się na mojego brata i zaczął go szarpać.

A ja stałam tam, w dalszym ciągu w tym samym miejscu, i nie wiedziałam, co mam zrobić. Liczyłam na to, że ktoś rozdzieli ich, zanim zrobią sobie poważną krzywdę, jednak wiedziałam, że ja nie będę w stanie.
-To za moją siostrę, zboczeńcu! - ryknął Dav, unosząc prawe kolano i uderzając nim Justina w podbrzusze.
-Twoja siostrzyczka wręcz błagała, żebym się do niej dobrał. - czułam mdłości, kiedy tylko słyszałam głos Justina, a tym bardziej, kiedy mówił tak okropne rzeczy.

Mężczyźni dalej toczyli ze sobą walkę, jakby jeden chciał zabić drugiego. Nie wiem, ile to trwało, ale wiem, że w międzyczasie wylało się już zbyt dużo krwi i czas najwyższy, aby w końcu przestali się bić.
-Przestańcie... - wyjąkałam, lecz mój głos był tak cichy i słaby, ze nikt nie był w stanie go usłyszeć. - Przestańcie, proszę...

Starałam się powtórzyć to jeszcze kilka razy, ale cały czas z mojego gardła wydostawał się marny szept. I prawdopodobnie próbowałabym nadal, jednakże w tym momencie z jednej z alejek wybiegło trzech policjantów. Od razu złapali Davida i Justina za ramiona, starając się ich od siebie odciągnąć. Nie było to jednak proste, ponieważ mężczyźni cały czas skakali sobie do gardeł. W końcu jednak udało się przerwać bójkę. Następnie policjanci założyli kajdanki na ręce chłopaków, a wtedy ja przyłożyłam obie dłonie do ust.
-Gdzie... Gdzie go zabieracie? - spojrzałam ze smutkiem na brata, lecz kiedy on posłał mi uśmiech, uspokoiłam się odrobinę. Jego spokój pomógł mi opanować emocje.
-Na najbliższy komisariat. - odparł ostro policjant, starając się utrzymać szarpiącego się Justina.
-Puść mnie, kundlu. - splunął wściekle, wyrywając się dwóm mężczyznom. Z trudem dawali radę go ujarzmić, ponieważ szatyn zachowywał sie w tym momencie, jak rozwścieczone zwierzę. Wolałabym umrzeć, niż zostać z nim teraz sama.

Policjanci szarpnęli Davida i Justina i zaprowadzili ich w stronę, zaparkowanego kawalek dalej, radiowozu. Gdy zniknęli z mojego punktu widzenia czułam dwie, sprzeczne emocje.
Z jednej strony strach. Nie wiedziałam, co teraz będzie z Davidem i bałam się, że za wszczęcie bójki mogą go zamknąć. Z drugiej jednak czułam niewyobrażalną ulgę. Justina nie ma obok mnie, a ja w końcu, chociaż przez parę chwil, mogłam czuć się bezpiecznie...

***

Na twardym krześle na komisariacie spędziłam już dobre kilkanaście minut, a i tak w dalszym ciągu nie otrzymałam żadnych informacji, dotyczących mojego brata. Nie widziałam go nawet od czasu, kiedy zabrali go z parku, razem z Justinem. Denerwowałam się, że za tę bójkę grozi mu coś poważniejszego, a teraz potrzebowałam brata, jak nigdy wcześniej. Może jest to wyrazem egoizmu z mojej strony, że zwracam się do niego tylko wtedy, kiedy porządek w moim życiu nagle zostaje zaburzony, jednak taka byłam, a właściwie tacy byliśmy oboje.

Wtedy, wolne krzesło obok mnie, zajął wysoki brunet, z licznymi tatuażami na rękach. Zmarszczyłam brwi i przez chwilę wpatrywałam się w niego. Nie potrafiłam skojarzyć, czy jest to jeden ze znajomych Davida, czy może Justina. Nie wiedziałam więc, czy mogę z nim rozmawiać, czy powinnam lepiej przesiąść się na dalsze krzesło.

-Justin znów pokazał, że David nie ma z nim szans. - odezwał się w końcu, a swoimi słowami przekreślił jakiekolwiek szanse, abym była dla niego miła.
Chciałam od razu razu zmienić krzesło, jak już wspominałam, lecz chłopak ze śmiechem posadził mnie z powrotem na tym samym.
-Nie uciekaj, tylko przyznaj mi rację. - oparł ramię na oparciu mojego krzesła, a gdy chciałam odsunąć się od niego, po drugiej mojej stronie usiadł inny mężczyzna, a po uśmieszku, jaki wymienił z tym pierwszym od razu poznałam, że stoją po jednej stronie, po stronie Justina.
-Chcecie wiedzieć, jak naprawdę Justin wygrał walkę, wtedy, w magazynie? - uniosłam brwi, spoglądając to na jednego, to na drugiego. - Wmówił Davidowi, że przespałam się z nim. A dzisiaj mało brakowało, a by mnie po prostu zgwałcił, ale zapewne jesteście przyzwyczajeni, że wasz kumpel robi takie rzeczy. To dla niego normalne, prawda? - byłam pewna siebie, lecz gdy zaczęłam wspominać wydarzenie sprzed paru godzin, znów czułam się okropnie i niepewnie, ponieważ wciąż bałam się, że będzie starał się to powtórzyć.
-On naprawdę chciał ci to zrbić, czy to twój sposób zwrócenia na siebie uwagi? - pierwszy z mężczyzn potarł dłonie o kolana, a mnie jego słowa po prostu wkurzyły.
-Gdybym chciała zwrócić na siebie uwagę, pocięłabym się, albo wzięła kilka tabletek nasennych, a nie oskarżała Justina o próbę gwałtu. - warknęłam. - Niestety, moja matka jest na tyle głupia, że wierzy w każde słowo tego skurwysyna. - dodałam, po czym gwałtownie wstałam z krzesełka i zaczęłam przechadzać się po korytarzu.

Najwidoczniej, koledzy Justina byli równie denerwujący i irytujący, co sam Justin. Nie wytrzymałabym dłużej, siedząc razem z nimi, zwłaszcza, że dzisiaj wszystko podwójnie mnie wkurzało.

Wtedy z jednego z pomieszczeń wyszedł Justin. Wystraszyłam się na jego widok, nawet bardzo, dlatego odsunęłam się pod ścianę, aby zbędnie nie przykuwać uwagi. On jednak miał wyraźny zamiar podejścia do mnie, ponieważ już po chwili stał przede mną, a jego ciało znów stykało się z moim, tak jak wtedy, w moim pokoju.

Zamykając oczy, miałam nadzieję, że moment konfrontacji z nim minie szybciej. Stałam więc przed nim, z opuszczonymi powiekami, lecz nie czułam strachu, przynajmniej nie teraz. Nie skrzywdziłby mnie przecież na komisariacie, ponieważ wtedy uznałabym go za jeszcze głupszego, niż w rzeczywistości jest.

-Nie powiesz im o niczym, prawda, słonko? - teoretycznie mogłabym uznać to za zastraszanie, lecz jego głos był szczerze spokojny i opanowany.
-A jeśli powiem? Jeśli powiem, że chciałeś mnie zgwałcić? - założyłam ręce na piersi, tym samym tworząc między nami niewielką przestrzeń.
-Wiem, że tego nie zrobisz. Nikt ci nie uwierzy, ponieważ przede wszystkim powinna uwierzyć ci twoja matka, a ona tego nie zrobi. Jest zbyt zaślepiona, żeby mogła w końcu otworzyć oczy. - jedyne, z czego byłam w tym momencie zadowolona, to to, że Justin nie był bipolarny. Kiedy był zły, nie zmieniał nastroju w ciągu paru sekund. Tak samo, kiedy jest radosny. U niego zmiany trwają dłużej.

-Co zrobiłeś, że ona jest na każde twoje skinienie? - spytałam, marszcząc brwi, a na ustach Justina pojawił się uśmiech.
-Najwidoczniej mój urok osobisty tak ją oczarował, że nie potrafi zauważyć, jaki jestem naprawdę. - wzruszył ramionami. Doceniałam to, że przynajmniej był względem mnie szczery i nie śmiał mi się prosto w twarz.
-A zależałoby ci, aby poznała prawdziwego Justina? - wyszeptałam, patrząc mu głęboko w oczy.
-Ani trochę. Nie chcę, aby ktokolwiek poznał prawdziwego Justina. - poczułam, że w tym momencie odrobinę otworzył się przede mną, ponieważ wypowiedział to zdanie zupełnie szczerze. A ja zaczęłam się zastanawiać, co sprawiło, że Justin taki jest. I teraz, stojąc z nim twarzą w twarz, nie bałam się go i nie miało to nawet związku z naszym miejscem pobytu. Po prostu tamten Justin, ten, który chciał mnie skrzywdzić, nie był normalny, jakby opętały go złe duchy.

Wtedy z kolejnego pomieszczenia wyszedł David. Kiedy tylko zobaczył, jak blisko mnie znajduje się Justin, znów ruszył w moim kierunku i niemal w ostatniej chwili zatrzymał go policjant, który wyszedł zaraz za nim.
-Naprawdę chcesz mieć poważne kłopoty? Bo jeśli nie, zachowuj się normalnie. - upomniał go, potrząsając nim lekko za ramię.
-To prawda, Dav. Uspokój się. - mruknęłam, odpychając od siebie Justina i ignorując go w tym momencie.
-Więc już zapomniałaś, co chciał ci zrobić? A może podobało ci się to i tylko przede mną robiłaś z siebie ofiarę? - naprawdę zabolały mnie słowa brata i przez chwilę patrzyłam na niego w szoku, a kiedy w końcu doszłam do siebie i chciałam odpowiedzieć, odezwał się Justin.
-Zamknij się, dzieciaku i słuchaj tego faceta. - szatyn spojrzał na mnie przelotnie, a żeby nie wzbudzać podejrzeń, które ja i tak już odczułam, chwilę później odwrócił wzrok i odkaszlnął niezręcznie.

Jego zachowanie było conajmniej dziwne. Jakby zapomniał, co chciał mi zrobić. Jakby nie pamiętał moich krzyków i próśb. Czułam się teraz jeszcze bardziej zmieszana i zdezorientowana.

Nagle drzwi komisariatu otworzyły się, a do środka weszła osoba, której nie spodziewałabym się tutaj, a, co więcej, nie chciałam jej tutaj widzieć. Moja matka, pewnym krokiem ruszyła w naszym kierunku, kurczowo trzymając przy sobie torebkę. Gdy przeszła obok mnie, jakbym była niewidzialna, i pocałowała Justina w policzek na przywitanie, poczułam się jak zwykły śmieć, którego można wyrzucić do śmietnika, gdy tylko zacznie przeszkadzać i zawadzać.

David zobaczył, jak potraktowała mnie kobieta i, posyłając jej spojrzenie pełne pogardy, podszedł do mnie. Z nim jednak również nie chciałam rozmawiać, przez to, co powiedział parę chwil temu. Owszem, było to w nerwach, lecz już raz zranił mnie w ten sposób i obiecał, że najpierw będzie myślał nad swoimi słowami, a dopiero później wypowiadał je na głos. Nie zrobił tego, zadając mi ból. Kolejna osoba, kolejny już raz. Nie wiedziałam, z kim mogę normalnie porozmawiać, ponieważ wszyscy widzieli we mnie winę.

Wyszłam więc przed budynek, nie chcąc dłużej patrzeć na kogokolwiek, kto zamieszany jest w tę sprawę. Marzyłam o tym, aby najzwyczajniej w świecie odpocząć. Wyjechać gdzieś i pobyć zupełnie sama. Ostatnio nie służy mi przebywanie wśród ludzie i, chociaż nie lubiłam samotności, byłaby ona najlepszym rozwiązaniem.

-Lily, zaczekaj. - w pierwszym momencie odniosłam wrażenie, że mam omamy, jednakże kiedy odwróciłam się na pięcie, ujrzałam swoją rodzicielkę, która zbliżała się do mnie.
Nie byłam przekonana, czy powinnam poczekać i dać jej powiedzieć wszystko to, co chciała, czy może odejść i mieć w dupie ją oraz wszystkich dookoła.
-Posłuchaj mnie. - zaczęła, o dziwo łagodnie. - Ja wiem, że jesteś młoda. Każdemu zdarzają się błędy, zwłaszcza w takim wieku. Zauroczyłaś się, dobrze, postaram się to zrozumieć, dlatego chcę dać ci szansę. Zapomnijmy o wszystkim, co dzisiaj miało miejsce.
-Ale... - chciałam jej przerwać, lecz kobieta nie dała mi nawet dojść do słowa.
-Wybaczam ci to, Lily, pod warunkiem, że przestaniesz w końcu kłamać. I nie zbliżaj się do Justina, a wszystko wróci do normy...

~*~

Szablon jest jedynie tymczasowy, do czasu aż nie pojawi się ten, który zamówiłam parę dni temu :)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
ask.fm/Paulaaa962

14 komentarzy:

  1. Jak jej matka mogła uwierzyć Justinowi?! Cholera jasna! Powinna stać murem za swoją córką a nie słuchać jakiegoś kolesia, w którym się zakochała ;/ Ugh mam ochotę udusić Jus'a... Na miejscu Lily wprowadziłabym się do brata. Jestem strasznie ciekawa jak to się dalej rozwinie ;) Nie natknęłam się nigdy na opowiadanie o podobnej fabule, a już wisienką na torcie jest Twój styl pisania<3 Czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaka debilna matka, serio. Nie wiem co ja bym swojej zrobiła, jakby mnie tak traktowała. Justin to taki... taki dupek! Boże, nawet nie ma na niego słów xD do następnego <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Nareszcie !! ZAJEBISTYY !! Matka jest tak zaślepiona Justinem i myśli ,że on ją kocha tak jak ona jego , ale to nie prawda . Powinna wierzyć swojej córce ... Ja też na miejscu Lily wyprowadziłabym się do brata ... Już ci to mówiłam ,ale powtórzę JESTEŚ ZAJEBISTA !!!! KOCHAMMMM <3 I czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże jak mnie jej matka wnerwia -,-. Rozdział świetny!

    OdpowiedzUsuń
  5. To nie matka o.O To jakaś wyrodna franca!
    Informuj mnie @TinyDrug

    OdpowiedzUsuń
  6. idealny, kocham to

    OdpowiedzUsuń
  7. boze..co za dziwna matka....szkoda mi Lily:((

    OdpowiedzUsuń
  8. cudowne *.* w sam raz na cudowny sen <3 Kocham te Twoje opowiadania, ale Ty to już wiesz bo pisałam Ci to już z milion razy <3 !!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Boze nie lubię ani Justina ani mamy Lily. Boże biedna ;((

    OdpowiedzUsuń
  10. SUPER ! ! ! CZEKAM NA NEXT ! ! ! :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. WOAH. Przepraszam, za to co napiszę, ale nie spodziewałam się, że matka Lily jest aż tak głupia. Jak ona mogła tego w ogóle nie zauważyć, że to Justin zbliża się do niej? Że to Justin za wszelką cenę, chce być jak najbliżej jej córki? Nie rozumiem i nie potrafię tego zrozumieć, bo każdy normalny człowiek zauważył by to od razu. Wiem, że jest zakochana, ale to nie oznacza, że może wyłączyć mózg. Przyznam szczerze, że wolałabym chyba się wyprowadzić do brata w tej sytuacji, nawet jeśli powiedział takie głupstwa na komisariacie. Tam przynajmniej byłaby Lily bezpieczna.
    A Justin mnie denerwuje. I zaczynam go nie lubić.. -.-
    Mam nadzieję, iż to się zmieni. ;D Czekam na nn. :3
    ~ Drew.
    http://glow-in-your-eyes-enlighten-my-world.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Super ! <3 ejjj, na prawde zaczynam nie lubic Justina, a jej matka to taaaka suka! Bede wyczekiwac na jakieś zmiany ze strony Jussa. Czekam na nn ;D

    OdpowiedzUsuń