niedziela, 14 września 2014

Rozdział 5... - I hate you, remember this...

Więc chodziło mu wyłącznie o to. Dlatego zabrał mnie ze sobą, dlatego udawał miłego, aby w rzeczywistości pokazać, po raz kolejny z resztą, jakim dupkiem jest.
Nawet w najgorszych snach nie przypuszczałabym, że jego przeciwnikiem może okazać się mój brat. Nie wiedziałam nawet, że David bierze udział w takich walkach.
Stałam nadal w jednym miejscu, nie potrafiąc się ruszyć, ani odezwać. Patrzyłam na swojego brata, zbliżającego się do ringu, a także na Justina, który odwrócił się na moment i puścił do mnie oczko. Nagle zrozumiałam, jak głupia i naiwna byłam, myśląc, że szatyn faktycznie chce nawiązać ze mną jakiekolwiek relacje.
-Brzydzę się tobą! - krzyknęłam, zanim oddalił się na taką odległość, z której nie byłby w stanie mnie usłyszeć.
-Też cię kocham, słońce! - parsknął ironicznym śmiechem, poprawiając zapięcia rękawic. Dochodząc do ringu podskoczył jeszcze kilka razy, aby wprowadzić w ruch wszystkie swoje mięście i pobudzić je do działania.
Niechętnie i z zaciśniętś szczęką ruszyłam przed siebie, aby mieć jedno z lepszych miejsc. Prawdę mówiąc, bałam się, co się za chwilę wydarzy. Miałam okazję zobaczyć w szatni, z jaką siłą Justin kopał w worek. Na pewno nie zawaha się zrobić tego samego tutaj, na ringu, jednakże miejsce worka treningowego zajął mój brat. Wzdłuż mojego kręgosłupa przeszedł nieprzyjemny dreszcz, na wyobrażenie Davida, leżącego w szpitalu, z połamanymi kośćmi. Okropne uczucie.
-Justin musi wygrać, co? - nie zobaczyłam nawet, kiedy koło mojego boku pojawił się jeden z chłopaków, którego poznałam w szatni. Usmiechał się do mnie dość życzliwie, jednak szatyn skutecznie wyprowadził mnie przed chwilą z równowagi, a moje emocje nie zdołały jeszcze opaść.
-Nigdy w życiu. - warknęłam oschle. - David wygra, nie ma innej opcji. - nie wiedziałam nawet, czy mój brat ma jakiekolwiek szanse, lecz za nic w świecie nie zamierzałam dopingować Justina.
Kolega dwudziestosiedmiolatka spojrzał na mnie zaskoczony. Najwidoczniej nie spodziewał się, że będę kibicować wrogowi Biebera.
-Znasz ich? Oboje? - uniósł brwi, co chwila zerkając na ring, jednak przez większość czasu jego wzrok nie opuszczał mojej twarzy.
-Tak. Justin bzyka moją matkę, a David jest moim bratem. - założyłam ręce na piersi, czując pewien rodzaj satysfakcji na myśl, że znam główne gwiazdy wieczoru i zapewne wiele osób zazdrości mi tego.
-Czekaj, czekaj, bo nie rozumiem. Chcesz mi powiedzieć, że David jest twoim bratem, a Bieber spotyka się z twoją matką, tak?
-Właśnie to powiedziałam. - z irytacją przewróciłam oczami. Prawdę mówiąc, nie wiem, skąd w ciągu tak krótkiego czasu wzięło się we mnie tyle arogancji.
-Czyli innymi słowy, Justina możnaby nazwać ojczymem Davida, tak? - faktycznie, brzmiało to dość logicznie, chociaż nigdy wcześniej nie pomyślałam o tym z ten sposób. W zasadzie, brzmiało to groteskowo. Dwóch facetów, skaczących sobie do gardeł i w podobnym wieku, połączonych było tą dziwną więzią, ze względu na mamę. Zabawne. Cholernie zabawne, jednak w tym momencie chyba nic nie potrafiłoby wywołać u mnie śmiechu.
-Niby tak. - mruknęłam, już nie tak wrednie, jak przed paroma chwilami. Zrozumiałam, że wyładowanie swojej złości na jakimś przypadkowym, i swoją drogą bardzo przystojnym kolesiu, nie miało większego sensu. Musiałam pogodzić się z faktem, że Justin jest zwykłym dupkiem, który prawdopodobnie za parę chwil skopie tyłek mojemu bratu.

***Oczami Justina***

Mina tej małej, kiedy dowiedziała się, z kim stoczę dzisiejsza walkę była bezcenna. To oczywiste, że zabrałem ją ze sobą jedynie z tego powodu. Jednakże, muszę przyznać, nie rozmawiało mi się z nią tak źle, jak mogłem się tego spodziewać. Przez chwilę nawet udało nam się znaleźć wspólny język. Tak, przez chwilę, ponieważ uciekł on tak szybko, jak się pojawił.
Na jej krzyki i wyzwiska odpowiedziałem oczywiście ze śmiechem. Dzisiaj wszystko wyjątkowo mocno mnie bawiło.
Kiedy przekroczyłem ring, stanąłem w lewym rogu i jeszcze przez kilka chwil poprawiałem rękawice. Kiedy upewniłem się, że nie zsuną się z moich dłoni podczas walki, wykonałem kilka najprostszych ćwiczeń, pozwalających mi w pełni rozgrzać mięśnie. Czekając na rozpoczęcie walki, zerknąłem jeszcze poza ring i odszukałem wzrokiem drobną postać Lily. Wysłałem jej w powietrzu buziaka, a kiedy szatynka zorientowała się, co zrobiłem, udała odruch wymiotny. Dodatkowo rozbawił mnie jej gest, zwłaszcza, że przez cały dzień obserwowała mnie, podczas wykonywania najprostszych czynności. Chociaż starała się to ukryć, jej niewinna twarzyczka zdradzała wszelkie emocje. Podobałem jej się i doskonale o tym wiedziałem.
Wtedy na ringu pojawił się David. Na jego twarzy malowała się czysta wściekłość. Każdy inny bałby się chociaż na niego spojrzeć. Ja jednak nazywam się Justin Bieber i nie mam żadnego powodu, aby bać się jakiegoś gówniarz, który po jednej wygranej walce żyje z przekonaniem, że nie zdoła odnieść porażki. Przyrzekłem sobie jednak, że cokolwiek by się działo, nie pozwolę mu cieszyć się wygraną i odbiorę mu ją w najmniej spodziewanym momencie.
Po paru kolejnych chwilach, usłyszałem dźwięk, informujący o rozpoczęciu walki. Włożyłem więc do ust gumową szczękę bokserską i ułożyłem odpowiednio, na koniec zagryzając zębami. Ustawiłem się mniej więcej na środku ringu, na przeciwko Davida. Przez parę chwil patrzyliśmy sobie w oczy, aż postanowilem rozpocząć pojedynek. W momencie, kiedy zrobiłem pół kroku do przodu i zaatakowałem go pierwszym uderzeniem, po magazynie rozniósł się aplaus, jak zawsze, podczas rozpoczynającej się walki. Brunet nie był mi dłużny i niemal od razu wykonał kontratak, dwoma uderzeniami, jednak ja, w przeciwieństwie do niego, oba zdołałem obronić. Wykorzystując jego chwilowe rozproszenie, stanąłem w prawidłowej pozycji, aby wykonać kopnięcie prawą nogą. Celowałem w jego lewe udo, aby osłabić chłopaka już na początku. Nie trafiłem, ponieważ brunet zablokować mój cios. Oznaczało to, że aby wygrać, faktycznie muszę się postarać. Tym razem nie wystarczy samo doświadczenie. Potrzebny jest również podstęp.

Minuty mijały, a ja i David "przetańczyliśmy" już kilka rund. Powoli czułem, jak dopada mnie zmęczenie. Nie miałem jednak najmniejszego zamiaru się poddać. To nie w moim stylu. Wręcz przeciwnie, kiedy opadałem z sił, potrafiłem znaleźć w sobie jeszcze więcej silnej woli, aby zacisnąć zęby i dać z siebie wszystko.
Nadszedł czas na ostatnią, decydującą rundę, ponieważ dotychczas szliśmy ramie w ramię i żaden z nas nie zamierzał ustąpić drugiemu. Po raz dwunasty już, do naszych uszu doszedł dźwięk dzwonka, który poinformował nas o ostatnim etapie walki. Wyszedłem minimalnie na prowadzenie, po zadaniu jednego uderzenia w jego szczękę, na co chłopak odpowiedział mi ciosem w łuk brwiowy, którego nie zdążyłem obronić.
Wiedziałem, że jeżeli teraz nie użyję podstepu, walka, która miała być moim jubileuszowym zwycięstwem, mogłaby okazać się największą porażką. Przybliżyłem się więc do niego, z kpiącym uśmieszkiem na ustach.
-Coś ci powiem, drogi przyjacielu... - dwa ostanie słowa wysyczałem z ironią i pogardą do jego osoby. - Zastanawiałem się dzisiaj... - po tych słowach spróbowałem kopnąć go w dół brzucha, skutecznie. - Kto jest lepszy w łóżku. Czy twoja matka... - znów zrobiłem przerwę, unikając ciosu. - Czy twoja była dziewczyna... - zaśmiałem się, widząc ogarniającą go złość. - Czy może siostrzyczka, z którą było mi dzisiejszej nocy wspaniale. - wiedziałem, jak perfidnie go okłamuję i, szczerze? Nie czułem nawet najmniejszych wyrzutów sumienia. Dzięki temu uzyskałem efekt, o jakim marzyłem. David nagle zatrzymał się, patrząc na mnie z szeroko otwartymi oczami. Właśnie na taki obrót sprawy czekałem. Bez większego problemu uderzyłem bruneta w szczęke, nie raz i nie dwa, lecz więcej, a także wykonałem jedno, najmocniejsze kopnięcie, które ostatecznie zwaliło przeciwnika z nóg.
Wiedziałem już, że tym sposobem wygrałem, nokautując go. Może i nie grałem w stu procentach zgodnie z zasadami, ale w końcu, kto zabronił mi odrobinę nagiąć prawdę?
-Mamy zwycięzcę! - po raz kolejny, z głośników doszedł do mnie głos prowadzącego. - Justin Bieber! - na środek ringu wyszedł sędzia, który nas obu złapał za nadgarstki, jednakże to moja ręka powędrowała w górę. Zresztą, jak zawsze. Jestem najlepszy i nikt nie może temu zaprzeczyć.

***Oczami Lily***

Podczas kiedy kolega Justina cieszył się z jego zwycięstwa, ja przeklinałam go w duchu. Pieprzony dupek musiał wygrać, musiał pokazać, że zawsze dostaje to, czego chcesz.
Założyłam ręce na piersi i mierzyłam wzrokiem halę. Nie bardzo wiedziałam, co mam teraz zrobić. Byłam jednak pewna, że nie zostanę z Justinem. Nie po tym, jaką szopkę odstawił. Gdy traciłam już nadzieję, że znajdę jakiekolwiek wyjście z tej beznadziejnej sytuacji, ujżałam w oddali jednego z kolegów mojego brata. Znałam go praktycznie tylko z widzenia, chociaż czasem zamienialiśmy ze sobą parę słów. Postanowiłam więc iść w jego stronę. Mając do wyboru jego i kolegę Justin, zdecydowanie wybierałam przyjaciela Davida.
-Przekaż Bieberowi, żeby się pieprzył. - splunęłam w kierunku chłopaka i odeszłam.
Przeszłam cały ring dookoła, aby po drugiej stronie stanąć obok, jeśli dobrze zapamiętałam jego imię, Mike'a. Ciemnoskóry spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem, ale uśmiechnął się przyjaźnie, obejmując mnie ramieniem.
-David nie mówił, że tu będziesz, młoda. - co oni wszyscy mają z tą manią wielkości? Raz mała, raz młoda, a nie mogłoby być po prostu Lily? Tak trudno zapamiętać moje imię?
-Bo nie wiedział. Sama o tym nie wiedziałam. Nie wiedziałam, że David w ogóle bierze udział w jakiś walkach, a przede wszystkim, nie wiedziałam, że jego przeciwnikiem będzie Bieber. - nazwisko szatyna wymówiłam z wyraźną odrazą i niechęcią.
Widziałam, jak Mike otworzył już usta, aby się pdezwać, aby mi odpowiedzieć, lecz wtedy z ringu zeskoczył mój brat. Na jego twarzy malowała się wściekłość, kiedy podszedł do mnie i gwałtownie złapał za ramiona. Nie wiedziałam, co się dzieje. Nigdy wcześniej nie widziałam u niego tyle agresji, a zwłasza skierowanej do mnie.
-Spałaś z nim!? - warknął, potrząsając mną dość mocno. Moje oczy gwałtownie rozszerzyły się i mimo że nie wiedziałam do końca, o kim on mówił, nagle poczułam przypływ wściekłości.
-O kim ty mówisz!? - uniosłam głos, łapiąc dłońmi jego nadgarstki i zdjemując ręce bruneta ze swojego ciała.
-Puściłaś się z Bieberem!? - zamurowało mnie. Jak mógł w ogóle tak pomyśleć? Czy ja wyglądam jak łatwa dziewczynka, którą może zabawiać się każdy pieprzony dupek?
-Zwariowałeś!? Za kogo ty mnie masz!? Za jakąś dziwkę!? - nadal nie wierzyłam, że mój brat może mieć o mnie tak niskie zdanie.
-Tak? Wybacz, ale on twierdzi inaczej. - warknął przez zacisnięte zęby. W dalszym ciągu nie wierzył w moje słowa, a ja nie wiedziałam już, czy zależy mi na tym, aby mi uwierzył, czy mam to głęboko w dupie. Ja wiem, że nie zbliżyłam się do Justina bardziej, niż było to konieczne.
-Nie interesuje mnie, kurwa, co on twierdzi, za to boli mnie to, że wierzysz jakiemuś idiocie, a nie swojej siostrze, wiesz!? - nie miałam najmniejszej ochoty dłużej przebywać w towarzystwie Davida i jego kolegów. Miałam za to do załatwienia inną, ważniejszą sprawę. Omijając brata, ściągnęłam z siebie czarną bluzę Justina, ukazując przy tym swój brzuch i ramiona, odkryte spod krótkiego topu. Nie zważając praktycznie na nic, weszłam na ring, ani na moment nie zwalniając.
-Słonko, co... - nie dałam Justinowi dokończyć zdania, ponieważ zamachnęłam się i wymierzyłam mu policzek. Pierwszy raz uderzyłam faceta, ale czułam z tego powodu niesamowitą satysfakcję.
-Nie odzywaj się do mnie. - warknęłam wściekle, rzucając mu pod nogi bluzę. Niemal od razu usłyszałam gwizdy i brawa. W końcu, uderzyłam dzisiejszego zwycięzcę. Taki czyn powinien zostać doceniony.
Ja jednak machnęłam tylko ręką i przeszłam najpierw przez relingi, a potem zeskoczyłam z ringu. Nie zatrzymałam się na wołania brata. Nie zatrzymałam się również, kiedy jeden z jego kumpli złapał mnie za ramię i próbował zatrzymac. Byłam "głucha", na wszystkie krzyki. Szłam jedynie przed siebie, w stronę wyjścia, aby jak najszybciej opuścić to miejsce i pobyć w samotności.
-Lily, mówię do ciebie! - kiedy krzyki Davida stały się nie do zniesienia, przyspieszyłam, aby zgubić go po drodze. Nie wiedziałam, gdzie idę, nie wiedziałam po co. Chciałam jedynie odejść stąd i starać się naprawić swój spieprzony humor.
Nagle poczułam, jak moje stopy odrywają się od ziemi, a ciało zostalo przerzucone przez umięśnione ramię Davida. Wiedziałam, że chłopak się nie podda, dlatego nie walczyłam i nie starałam się nawet o to, by mnie puścił i z powrotem postawił na ziemi.
Chwilę poźniej brunet otworzył drzwi od swojego samochodu i posadził mnie na miejscu pasażera, a następnie przypiął pasem, aby w razie konieczności więcej czasu zajęło mi opuszczenie auta. Sam usiadł na fotelu kierowcy, jednak nie ruszył, tylko odwrócił się twarzą do mnie i przez parę sekund wpatrywał się w moją postać.
-Opowiedz mi na spokojnie, jak to było i jak się tutaj znalazłaś. - mruknął w końcu, a po chwili westchnął głęboko, opierając się plecami o oparcie fotela i pocierając twarz obiema dłońmi.
-Nie mogłam w nocy spać, więc zaczęłam oglądać telewizję w salonie, ponieważ mama poszła do pracy. Wtedy zjawił się on i powiedział, że ma za dwie godziny walkę i jeśli chcę, mogę jechać z nim. Cholernie mi się nudziło i miałam po prostu dość siedzenia w domu, dlatego zgodziłam się. Nie miałam jednak pojecia, że to z tobą będzie się bił. Zrobił mi to wszystko na złość. A to, co wymyślił później, że niby poszłam z nim do łóżka... - energicznie pokrecilam głową, aby pozbyć się z niej nawet myśli o tym. - To niedorzeczność. Za kogo ty mnie masz? Po pierwsze, nigdy nie zrobiłabym czegoś takiego mamie, a po drugie, nigdy nie zrobiłabym czegoś takiego samej sobie. Musisz mi uwierzyć.
-Przepraszam, Lily. - wymamrotał, odpalając w tym samym czasie silnik. - Przepraszam, wierzę ci. Wiem, że byś tego nie zrobiła. Przepraszam cię za mój wybuch, po prostu byłem w szoku.
-W porządku, nie gniewam się na ciebie. Tylko następnym razem pomyśl, zanim mnie o coś oskarżysz. - pogładziłam go lekko po ramieniu, a chłopak uśmiechnął się i ruszył spod magazynu.
-Mamy nie ma w domu? - spytał, zmieniając bieg. Drzewa zaczęły się powoli rozrzedzać, a my wyjeżdżaliśmy na główną drogę wylotową z miasta, całkowicie pustą o tej godzinie.
-Nie ma. - potwierdziłam, krzywiąc się lekko na samą myśl o tym, że będę musiała resztę nocy spędzić w domu, z Justinem.
-Zabiorę cię do siebie. - z jednej strony ucieszyłam się, a z drugiej wprost przeciwnie. Nie chciałam przez własną głupotę sprawiać problemu Davidowi
-Nie wiem, czy to dobry pomysł. Masz swoje życie, a ja nie chcę siedzieć ci na głowie. Najlepiej będzie, jak po prostu odwieziesz mnie do domu. - potarłam dłonią swoje ramię, czując lekkie zakłopotanie.
-Nie ma mowy, siostra. Nie zostawię cię z tym gnojem. Nie pozwolę, żeby zrobił ci krzywdę, a teraz, kiedy wie, że jestem twoim bratem, jesteś na to jeszcze bardziej narażona.
-Co masz na myśli, Dav? - zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, jaki sens ukrywa się za jego słowami.
-Jesteś młodziutka, śliczna, a Bieber nie ominie żadnej. Dodatkowo, nie przepadamy za sobą, łagodnie mówiąc, i w ten sposób mógłby chcieć pokazać, że gówno mu zrobię. A obiecuję, jeszcze przekona się, z kim zadarł.
-Najważniejsze, to żebyś się uspokoił. Kiedy będziesz taki nerwowy, on nadal będzie śmiał ci się prosto w twarz, więc czasem lepiej odpuścić, żeby nie dawać mu chorej satysfakcji, iż udało mu się wyprowadzić cię z równowagi. - spojrzałam na niego, z głębokim przekonaniem, że posłucha chociaż części moich słów. I faktycznie, już po chwili wziął głęboki oddech, policzył w głowie do dziesięciu i wypuścił go. Miałam wrażenie, że ten oklepany rytuał naprawdę podziałał, a David powoli zaczął się uspokajać.

Brunet zatrzymał się przed moim domem, abym mogła zabrać z niego najpotrzebniejsze rzeczy. Wysiadłam szybko z samochodu i podbiegłam do drzwi, otwierając je. Na moje nieszczęście, nie były zamknięte na klucz, co oznaczało, że Justin przyjechał tutaj przed nami. Cholera.
-Moja myszka wróciła. - nim zdążyłam unieść wzrok, do moich uszu dotarł pijany głos Justina. To śmieszne. Jeszcze w samochodzie mówił, że rzadko kiedy sięga po alkohol i nie upja się na dodatek. Obrazek przede mną mówił jednak zupełnie co innego.
-Zabieraj te łapy. - warknęłam, kiedy zbliżył się do mnie i ułożył dłonie na moich biodrach.
-Niunia, słoneczko, kochanie... - zaczął wymieniać, uśmiechając się przy tym idiotycznie. Oczywistym było, że szatyn był kompletnie nachlany. I dziękowałam w tym momencie Davidowi, że zdecydował się zabrać mnie do siebie. Siedzenie w jednym domu z kompletnie nachlanymi kolesiami, oprócz Justina w salonie przesiadywało jeszcze kilku innych facetów, nie było dobrym pomysłem i faktycznie mogłoby źle się skończyć.
-Przestań nazywać mnie w ten sposób. Przyszłam tylko zabrać kilka rzeczy. Nie zostaję tu dzisiaj na noc. - chciałam przejść obok niego, ale zagrodził mi drogę swoim ciałem. Cudownie. Zawsze marzyłam o tym, aby w środku nocy użerać się z pijanym, przerośniętym gówniarzem, w którym nie kryje się za grosz odpowiedzialności.
Po paru chwilach starania udało mi się uwolnić od niego. Czym prędzej wbiegłam schodami na górę i zatrzasnęłam drzwi od swojej sypialni. Do torby szkolnej upchnęłam czystą bieliznę, a także ubrania na zmianę i kilka innych, niezbędnych drobiazgów.
Chciałam jak najszybciej wyjść z tego domu i siedzieć już w samochodzie Davida, przy którym czułam się po prostu bezpiecznie. Tutaj nie wiedziałam, co może mnie spotkać. Nie wiedziałam, jak Justin zachowuje się pod wpływem alkoholu, ani nie wiedziałam, do czego zdolni są jego kumple, których widziałam pierwszy raz na oczy. Nie miałam zamiaru zostawać sama, w otoczeniu kilku naprutych kolesi.
-Lily, przyłącz się do nas. Na moich kolanach zawsze znajdzie się dla ciebie miejsce. - Justin machnął ręką w moim kierunku, nieudolnie starając się otworzyć kolejną puszkę z piwem.
-Moja matka cię za to zabije. - mruknęłam tylko, po czym wyszłam z domu, umyślnie trzaskając drzwiami z całej swojej siły.
Parę sekund później siedziałam już w samochodzie brata, na fotelu pasażera, przypięta pasem. Teraz w końcu czułam, że nic mi już nie grozi i mogę spokojnie odetchnąć. Może ja i David nie byliśmy ze sobą tak blisko, jak inne rodzeństwa i tak naprawdę niewiele wiedzieliśmy o sobie, nigdy się na nim nie zawiodłam i zawsze mogłam liczyć na jego pomoc. Tak, jak teraz. Wiedziałam, że nie zostawiłby mnie samej z Bieberem i jego znajomymi. Mimo wszystko był dobrym bratem. Naprawdę dobrym.
Przez następne kilkanaście minut jechaliśmy w ciszy do domu Davida, który, jak zdążyłam się dowiedzieć, dzielił razem z dwójką swoich kolegów. Normalnie pewnie byłabym spięta, jednak dzisiaj nic nie miało już dla mnie znaczenia. Ten dzień zaczął się dla mnie zdecydowanie beznadziejnie i chciałam zmrużyć oczy chociaż na kilka godzin, aby rano wstać w odrobinę lepszym humorze i móc normalnie funkcjonować w szkole.
Kiedy David zaparkował na podjeździe, wysiadłam z samochodu i spojrzałam na dom. Mimo że był środek nocy, mogłam zobaczyć jego ogólny zarys. Nie był duży, lecz idealnie wystarczał trójce chłopakom. W oknach paliły się światła, co oznaczało, że współlokatorzy Davida nie spali. Co za tym idzie, będę miała możliwość, a może raczej będę musiała, poznać ich teraz.
-Nie bój się, oni nie gryzą. - zaśmiał się brunet, otwierając przede mną drzwi. - No, chyba że będziesz tego chciała. - puścił do mnie oczko, a ja momentalnie przewrócilam oczami. Nawet w takiej sytuacji, w której mi nie było do śmiechu, potrafił zachować poczucie humoru i na moment mnie rozbawić.
-Chłopaki, to moja siostra, Lily. Przenocuje dzisiaj u nas. - ułożył dłoń w dole moich pleców, wprowadzając mnie do salonu.
-Dla pieknych pań zawsze mamy miejsce. - pierwszy z mężczyzn, który siedział akurat na kanapie, zrobił na mnie dobre pierwsze wrażenie, mimo że uznałam go za typ kobieciarza. Nie zamierzałam przecież zbliżać się do niego, a liczył się fakt, iż był dla mnie miły. Drugi z chłopaków natomiast stał tyłem do mnie, kiedy weszłam do pomieszczenia, a kiedy odwrócił się, doskonale rozpoznałam jego twarz. Był to Taylor, starszy brat Jake'a, mojego przyjaciela, z którym niedawno przeżyłam swój pierwszy w życiu pocałunek.
-Kogo ja tu widzę, wybranka mojego braciszka. - nie zwróciłam uwagi na jego żart, tylko na sens słów. Oznacza to, że Jake wspominał, a może nawet opowiadał o mnie Taylorowi. Poczułam dziwne ukłucie w dole brzucha. Dziwne, ale przyjemne, a sama musiałam użyć swojej silnej woli, aby powstrzymać uśmiech, powoli kształtujący się na moich ustach.
-Cześć, Tay. - przywitałam się z nim, jak wypadało. - I żadna tam wybranka, po prostu pzyjaciółka. - wzruszyłam ramionami, chcąc udawać mało zainteresowaną jego słowami. W rzeczywistości jednak, miałam nadzieję, iż skomentuje jeszcze moją odpowiedź.
-Mam wrażenie, że Jake się w tobie zakochał, ponieważ kiedy do niego wpadam, za każdym razem opowiada o tobie. - spojrzał na mnie znacząco, a następnie przeniósł wzrok na Davida. - Możliwe nawet, że wiem o Lily więcej, niż ty, Dav.
-Mam ogromna nadzieję, że Jake nie opowiada ci o wszystkim, co mowię jemu, bo wtedy urządzę mu prawdziwą awanturę. - zaśmiałam się, a Taylor odwzajemnił to. - A teraz przepraszam was, ale idę się położyć i przespać chociaż chwilę. Dobranoc.

~*~

Cóż, w rym rozdziale dość mało Justina, za to w następnym COŚ zacznie się między nimi dziać :)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Ps. Cholera, przez przypadek skasowałam cały rozdział, który miałam napisane na to opowiadanie i będę musiała napisać od nowa :/
ask.fm/Paulaaa962
Zapraszam również na moje drugie opowiadanie :)
whatever-people-say-jb.blgspot.com

15 komentarzy:

  1. Mój Boże, ŚWIETNY rozdział, zresztą jak każdy! <3 Coś domyślałam się, że Justin wygra.. Nie mogę się doczekać tego, co zdarzy się pomiędzy nimi w następnym rozdziale <3
    Czekam na nn :D
    labrer.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobało mi się, jak Lily uderzyła Justina :D to było fajne ;D uuu coś zacznie się dziać, już nie mogę się doczekać ^^ <3

    OdpowiedzUsuń
  3. jeja to już się zaczyna powoli rozkręcac *-* czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  4. super ! <3 Jak każdy :D

    OdpowiedzUsuń
  5. No i kolejny Twój blog, który mogę zaliczyć do ulubionych już teraz. :D Nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie się rozwinie między nimi coś.. namiętnego. :3
    Podoba mi się strasznie fabuła, ponieważ jest inna, ale w sumie oryginalność to Twoje drugie imię, więc mogłam się spodziewać czegoś niespodziewanego. :D Tak, to ma sens, hahahaha. :)
    Bieber jest taką świnią, Boże. Jak mógł pobić jej brata na jej własnych oczach?! On jest taki chamski... Pomimo tego, że mnie denerwuje, czuję do niego również coś.. innego. Wydaje się, że coś skrywa za tą całą maską okrutnika. Nie wiem, może się mylę, ale mam nadzieję, że nie. :D Nie mogę się doczekać co będzie w kolejnym rozdziale!
    ~ Drew.
    http://glow-in-your-eyes-enlighten-my-world.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialny rozdział!
    Jednak Justin wygrał i jak widać nawet nie przejął się, że Lily uderzyła go na oczach wielu ludzi. Miałam cichą nadzieje, że wygra David, ale cóż przecież musi urosnąć Justinowi jeszcze większe ego no nie?
    Twój opis sytuacji jest taki asjgdfjkasfhasbhdjk
    Jake prawdopodobnie zakochał się w Lily? W sumie mogłam się tego spodziewać po tym jak długo są już przyjaciółmi. Jestem ciekawa co będzie dalej z nimi.
    Życzę weny i czekam na następny.
    kocham cię xx

    OdpowiedzUsuń
  7. Jaki kochany braciszek hihihi<3 jejciu tan Jake jest taki sloodki <3

    OdpowiedzUsuń
  8. genialny , czekam na nn <3 :) xx

    OdpowiedzUsuń
  9. Cześć :) Zauważyłam, że Twoje fanfiction nie ma zwiastunu, a ogółem piszesz świetnie i strasznie podoba mi się to ff. Pewne dziewczyny założyły nową zwiastunownie - Magic Trailers [4zaczarowane-zwiastuny.blogspot.com] i robią świetne zwiastuny. Jeśli będziesz miała ochotę możesz złożyć u którejś zamowienie, ale z tego co się orientuje tylko JilyInFire nie wzięła urlopu z powodu szkoły etc. Chętnie obejrzałabym zwiastun tego opowiadania ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za polecenie, ale zrobiłam zwiastun tego opowiadania, tylko po prostu nie dodałam go tutaj :)

      Usuń
  10. Jejku jejku cudowny

    OdpowiedzUsuń