wtorek, 30 września 2014
Niespodzianka!
poniedziałek, 29 września 2014
Rozdział 10 - You did it on purpose...
***Oczami Lily***
-Lily, znasz tego kolesia, który podczas ostatniego w-fu rozmawiał z trenerem? Wiesz, taki przystojny, dobrze zbudowany... - na początku w ogóle nie zrozumiałam, że ów słowa kierowane były do mnie. W końcu, nigdy nie rozmawiałam z dziewczynami z mojej klasy. Lecz kiedy olśniło mnie, że jako jedyna noszę imię Lily, odwróciłam się twarzą do brunetki z falowanymi włosami, która zadała mi pytanie.
-Niestety tak. - wymamrotałam, ściągając bluzkę i zastępując ją koszulka, w której będę ćwiczyć. Chciałam szybko uciąć temat Justina, jednak widząc podekscytowanie na twarzach koleżanek, wiedziałam, że nie bedzie to tak proste, jakbym mogła sobie wyobrażać.
-Opowiedz nam coś o nim. Jest zajebisty. - rozmarzyła się druga, a wszystkie zachichotały. Poczułam nieodpartą chęć przewrócenia na to wszystko oczami, jednak nie chciałam wdawać się z nimi w jakieś kłótnie, więc powstrzymałam to w sobie.
-Jest dupkiem i największym chamem, jakiego znam. Oddałabym wszystko, aby nigdy w życiu go nie spotkać. - warknęłam, jednakże łamiącym się głosem. Wiedziałam, że moje słowa wzbudzą w dziewczynach jeszcze więcej podejrzeń, lecz nie potrafiłam kłamać. Poza tym, nie miałam zamiaru dopuszczać do niego żadnej dziewczyny. Był z moją matką, a zdaje mi się, że wcale o tym nie pamiętał.
Aby nie kontynuować tej niezręcznej rozmowy, wyszłam z szatni na boisko szkolne. Trener uniósł w powietrze dwa palce, co oznaczało, że mamy do przebiegnięcia dwa kólka na rozgrzewkę. Swoim tępem zaczęłam więc biec. Nie zależało mi na tym, aby skończyć jako pierwsza. Nie chciałam sie zbytnio zmęczyć, aby mieć siłe na kolejne ćwiczenia.
Kiedy dobiegłam na miejsce zbiórki, mniej więcej w połowie grupy, stanęłam i zaczęłam spokojnie oddychać, aby unormować oddech. Tak, jak planowałam, nie zmęczył mnie ten bieg i miałam jeszcze mnustwo energii, którą planowałam spożytkować w dalszej części lekcji.
-Dobrze, a teraz posłuchajcie mnie uważnie. Za tydzień odbędzie się wycieczka szkolna, obowiązkowa wycieczka, połączona z integracją miedzy klasami. Będzie ona trwała kilka dni, od poniedziałku do piątku. Oprócz nauczycieli mamy zamiar zabrać kilkoro dodatkowych opiekunów, najlepiej młodych, abyście złapali z nimi lepszy kontakt, więc jeśli znacie kogoś, kto oczywiście ukończył pełnoletność, zgłaszajcie go do...
-Ja mogę zgłosić się od razu. Jestem bardziej niż chętny. - moja szczęka uderzyła o ziemię, kiedy usłyszałam za plecami ten dobrze znany mi głos, którego tak bardzo się bałam. Na początku myślałam wręcz, że mam omamy i słyszę to jedynie w swojej głowie, lecz nadzieje te zniknęły, gdy dziewczyny zaczęły idiotycznie chichotać, a koło trenera stanął Justin. Przywitał się z nim mocnym uściśnięciem dłoni, a potem odwrócił się twarzą do nas, tak samo jak jego kolega, mój nauczyciel.
-A wiec mamy już pierwszego chętnego. Tak więc poznajcie go. To jest Justin i, jak same słyszałyście, jedzie z nami. - przez cały czas kręciłam powoli głową, w zupełnym niedowierzaniu, a kiedy Justin spojrzał na mnie z perfidnym uśmieszkiem, po prostu rozpłakałam się i pobiegłam prosto do szatni.
-Lily, co ty wyprawiasz!? Wracaj na lekcję! - mimo że trener krzyczał za mną, nie zatrzymałam się, a jedynie jeszcze bardziej przyspieszyłam, wpadając do pomieszczenia i zatrzaskując za sobą drzwi.
Nie zwracając uwagi na nic, wydałam z siebie głośny krzyk, spowodowany bezsilnością i zirytowaniem. Nie mogłam zrobić nic, zupełnie nic, ponieważ ten dupek był bardziej złośliwy, niż mogłam przypuszczać. Nie wiedziałam, dlaczego uwziął się akurat na mnie. Przecież nic mu nie zrobiłam, zupełnie nic.
-Wszystko w porządku? - dopiero po paru chwilach zorientowałam się, że nie jestem w szatni sama. Na jednej z ławek gimnastycznych siedział jakiś chłopak. Nie znałam jego imienia, jedynie parę razy spotkałam go na szkolnym korytarzu.
-Nic nie jest w porządku, a życie jest do dupy. - warknęłam. Był osobą, najbliżej mnie, więc automatycznie swoją pierwszą złość wyładowałam na nim, chociaż nie był niczemu winny.
-Przepraszam, chciałem tylko spytać. Wyglądasz, jakbyś czymś się przestraszyła. - wzruszył ramionami, ale widziałam, że zabolało go trochę, że tak na niego naskoczyłam. Ja również żałowałam, dlatego usiadłam obok niego na ławce i ułożyłam dłoń na jego ramieniu.
-To ja przepraszam, nie powinnam. Po prostu jestem zdenerwowana, a ty chciałeś mi pomóc. Nie gniewaj się. - posłałam mu delikatny uśmiech, a następnie wrzuciłam swoje rzeczy do torby i wyszłam z szatni.
Obrałam sobie najkrótszą drogę do domu. W pewien dziwny sposób denerwowało mnie wszystko, co działo się dookoła. Drażnił mnie nawet najmniejszy podmuch wiatru i każde słowo, wypowiedziane przez pochodniów. Nie umiałam odrzucić twgo wszystkiego na sam tył umysłu i zająć się naprawianiem swojego życia. Na każdej drodze napotykałam nowe i coraz to poważniejsze przeszkody. Chociaż brałam rozbieg, nie potrafiłam ich przeskoczyć, lub uniknąć. Nie byłam przyzwyczajona, że życie rzuca kłody pod moje nogi. Przez cały czas mój swiat był prostą ścieżką, bez jakichkolwiek zakrętów. Justin zmienił wszystko, jednocześnie dając mi ogromną lekcję życia.
-Czyżby księżniczka znów się obraziła? - przez rozmyślenia nie spostrzegłam nawet samochodu, który toczył się powoli, zaraz obok mnie. Gdy spojrzałam w lewo ujrzałam Justina, siedzącego na miejscu kierowcy i otwarte okno jego auta, przez które krzyczał do mnie.
-Być może. - mruknęłam, energicznie odwracając głowę w przeciwną stronę. Teraz, kiedy znów był obok mnie, wszystko inne przestało mnie drażnić, a zaczęło interesować. Złość w stosunku do Justina przyćmiła wszystko inne, każde pozostałe uczucie.
-Nie musisz być o mnie zazdrosna, malutka. Jestem teraz cały twój, spokojnie.
Zdenerwowana, odwróciłam się w jego stronę i stanęłam na środku chodnika, po czym podeszłam do otwartego okna od strony pasażera i oparłam się o opuszczoną szybę.
-Posłuchaj mnie. Jesteś z moją matką, a ja nigdy w życiu nie zainteresuję się kimś takim, jak ty. Zapamiętaj to i nigdy więcej nie wspominaj przy mnie o tak niedorzecznych rzeczach.
-Z twoją matką, powiadasz? Odniosłem wrażenie, że nasz związek nie przypadł ci do gustu. Dlaczego więc teraz go bronisz? - uniósł brwi, patrząc wprost na przednią szybę i obiekty za nią. - A poza tym wsiadaj, zawiozę cię do domu.
-Ponieważ nie chcę, abyś kiedykolwiek więcej zbliżał się do mnie. - warknęłam ostro. - I nie, nie wsiądę. Nie mam zamiaru spędzać z tobą chociażby kilku minut.
Justin zachichotał na dźwięk moich słów, kolejny już z resztą raz, a ja zacisnęłam w dłoniach rękawy kurtki, aby w ten sposób rozładować napięcie, które rozrywało mnie od środka. Potrzebowałam wyrzyć się na czymś, lecz nie wiedziałam, jak to zrobić, ponieważ nigdy wcześniej nie byłam do tego zmuszona.
-Kotku, mieszkamy w jednym domu. Nie zbawi cię kilka minut, spedzonych w samochodzie. W przeciwnym razie będziesz musiała iść na piechotę. A więc? - poklepał miejsce pasażera, a ja, chociaż bardzo tego nie chciałam, musiałam sama przed sobą przyznać mu racje.
Dlatego więc otworzyłam drzwi i usiadłam na fotelu, wbijając wzrok w przednią szybę. Z ust Justina wydobył się pomruk zadowolenia, lecz ja nie odezwałam się, ponieważ nie chciałam kolejny raz rozpoczynać między nami rozmowy. Wręcz przeciwnie, chciałam jej unikać tak długo, jak będzie to możliwe.
-Zrobiłeś mi to specjalnie. - w końcu jednak zabrałam głos i niemal natychmiast skarciłam się za to w myślach. Nie mogłam jednak nic poradzić na to, że sprawa sprzed kilkunastu minut nie dawała mi spokoju.
-O czym mówisz? - zmieniając bieg w samochodzie, spojrzał na mnie przelotnie i zwilżył językiem dolną wargę.
-Specjalnie zgłosiłeś się jako opiekun podczas wycieczki. Specjalnie, aby znów mnie tym zdenerwować.
-Nie przesadzaj. Po prostu chcę mieć cię na oku, żebyś przypadkiem nie zrobiła czegoś głupiego. Robię to tylko i wyłącznie z troski o ciebie. W końcu, jakby na to nie patrzeć, jestem twoim nowym tatusiem.
-Tak, nowym tatusiem który mnie molestuje. - wyszeptałam, spuszczając wzrok. Wbiłam go w ciemną wycieraczkę i nie mrugałam do czasu, aż po paru chwilach Justin odpowiedział.
-Niunia, ja chciałem się tylko przytulić. - kątem oka zauważyłam, jak pogładził dłonią moje nagie kolano, a potem zabrał rękę i ułożył ją z powrotem na kierownicy.
-Chciałeś się przytulić, a obmacywałeś mnie zupełnie przez przypadek, tak? - wychlipałam, nawet nie wiem kiedy znów zaczynając płakać.
Całe szczęście, znaleźliśmy się już pod samym domem, więc gdy tylko Justin zatrzymał się, mogłam wysiąść z samochodu. Zdążyłam dojść do drzwi i dostać się do przedpokoju, natomiast wtedy poczułam, jak para silnych ramion oplata się wokół mojego pasa i przyciąga mnie do swojego torsu. Justin zaczął głaskać jedną dłonią moje włosy, delikatnie, jakby z uczuciem. Nie wiem, co zadziałało na mnie w tym momencie, ale ja również owinęłam go dookoła ramionami. Przytuliłam się do człowieka, którego szczerze i prawdziwie nienawidziłam. Przytuliłam się do człowieka, który mnie krzywdził, krzywdzi i będzie krzywdził, o czym jestem przekonana. Przytuliłam sie do człowieka, który zmienił moje poukładane życie w horror, istne piekło na ziemi. Przytuliłam się do człowieka, którego uważałam za wroga. Zrobiłam to, ponieważ najzwyczajniej w świecie, jak każdy, normalny człowiek, potrzebowałam uczuć. Potrzebowałam ciepła, które biło od drugiej osoby, i w tym momencie nie miało dla mnie znaczenia, kim ów osoba była. Nie miało znaczenia, ponieważ był to impuls, który zrodził się nagle.
-Widzisz, ja nie gryzę. - wyszeptał mi do ucha.
Byłam przekonana, że jego słowa wyrwą mnie z transu, otrzeźwią i obudzą, jednak nic takiego się nie stało, a ja nadal stałam na środku przedpokoju, wtulona w jego umięśnione ciało. Czułam ciepło jego skóry i równomierne bicie jego serca, które jakby chciało opowiedzieć mi historię. Historię, dotyczącą jego, Justina. Niemal słyszałam, jak krzyczy do mnie, abym jej wysłuchała, lecz byłam głucha na jego wołania.
I był to mój największy, życiowy błąd.
Bardzo często ludzie, zapatrzeni w siebie i swoje problemy, nie widzą innych potrzebujących, odtrącają ich i nie zwracają uwagi na ich nieme prośby. Ja właśnie zignorowałam taką niemą prośbę, bijącą od Justina. I z perspektywy czasu wiem, że żałuję tego, jak niczego innego.
Czułam, że mężczyzna nie do końca wie, jak powinien się zachować, dlatego zaczął delikatnie gładzić moje plecy pod koszulką. Tym razem jednak nie zareagowałam w żaden sposób na fakt, że jego dłonie znów dotykały mojego nagiego ciała. Teraz odebrałam to zupełnie inaczej. Chciałam tego. Chciałam, aby przytulił mnie do siebie jeszcze mocniej, ponieważ kiedy byłam w jego ramionach, czułam się zupełnie inaczej, jakbym nie stała na podłodze w swoim domu. Miałam wrażenie, że przeniosłam się gdzie indziej, lecz nie potrafiłam tego wytłumaczyć.
-Przepraszam. - wymamrotałam nieśmiało, gdy odsunełam się mały kroczek w tył od Justina. Nie sądziłam, że kiedykolwiek nadejdzie moment w którym ja będę przepraszać Justina. Gdyby ktoś powiedział mi o tym jeszcze parę chwil temu, uznałabym to za niedorzeczność i zwykłą kpinę. Teraz jednak było to jedyne słowo, które zdołało przejść przez moje gardło. - Przepraszam, nie powinnam.
-Wręcz przeciwnie. - odparł, a jego spojrzenie było inne, niż dotychczas. Oczy Justina były po prostu puste, jak oczy lalki, która nie posiadała uczuć, chociaż ja doskonale wiedziałam, że Justin ma uczucia i to bardzo silne, lecz kryje je głęboko w sobie i nie chce ukazać ich światu. - Chcę cię lepiej poznać, Lily.
-Nie, Justin. To ja chciałabym chociaż odrobinę poznać ciebie. Jedyne co znam, to twoje imię, nazwisko i zawód, jeśli mogę tak to nazwać. Nie wiem o tobie nic więcej.
-Twoja matka również nic o mnie nie wie, a ja czuję, że tak jest najlepiej, zarówno dla mnie, dla niej, jak i dla ciebie. Każdy ma jakieś tajemnice. I mroczne, i zwyczajne, z codziennego życia.
-Im więcej mówisz, tym bardziej tajemniczy jesteś. Chciałabym wiedzieć o tobie chociaż minimum. Zagrajmy w pytania. - zaproponowałam w końcu. Cała tajemnicza aura, jaką rozsiewał dookoła sprawiała, że zainteresowałam się nim. Oczywiście, nie, jako mężczyzną, tylko jako człowiekiem. Czułam, że pod maską złośliwości, chamstwa i bezczelności kryje w sobie cholernie pociągającą osobowość, jednak poznanie jej byłoby prawdziwym wyzwaniem.
Nie czekając na odpowiedź szatyna, podeszłam bliżej niego i ujęłam jego dłoń w swoją. Chciałam to zrobić delikatnie, ponieważ czułam, że wtedy może zaufa mi chociaż odrobinę. Może otworzy się przede mną w minimalnej części i przez sekundę będę miała możliwość ujrzeć jego prawdziwą twarz, bez żadnych osłonek.
-Chodź. - poprowadziłam go do salonu i usiadłam na kanapie, chwytając w dłonie poduszkę. Wtuliłam się w nią, siadając po turecku na jednym z krańców mebla. Po przeciwnej stronie usiadł Justin. Nie był zadowolony, że wręcz zmusiłam go do tego, ale wiedziałam, że była to moja jedyna szansa.
-Więc o co tak dokładnie chodzi? Na czym ma to polegać? - spytał, drapiąc się po karku.
-Ja zadaję tobie pytanie, a ty mi. Możemy pytać o co chcemy, a odpowiedzi mają być szczere. To wszystko, koniec zasad.
-Dobrze, więc ja zacznę. - oparł się o oparcie kanapy, a nogi położył na szklanym stoliku przed sobą. - Jesteś dziewicą? - spytał, o dziwo bez złośliwego uśmieszku na ustach. Zachowywał pełną powagę, z czego bardzo się cieszyłam, ponieważ jedynie w takim stanie mogłam z nim normalnie porozmawiać.
Z drugiej jednak strony, jego pytanie zawstydziło mnie, chociaż mogłam się tego spodziewać. Justina interesowały we mnie inne rzeczy, niż mnie w jego wnętrzu. A ja musiałam tym razem zgodzić się na wszystko i szczerze odpowiadać, aby zyskać jego zaufanie. Szczere zaufanie, którego nie chciałam bezsensownie wykorzystać, a później stracić, ponieważ ponowne odbudowanie go graniczyłoby z cudem.
-Tak, jestem dziewicą. - odparłam w końcu i odetchnęłam, ponieważ pozbyłam się tego pytania, a jednocześnie zdobyłam swoją kolejkę na odkrycie jednej z części układanki, zwanej Justin. - Jaki masz kontakt z rodzicami? - myślę, że od tego pytania powinnam zacząć, aby zrozumieć go.
-Nie utrzymuję kontaktów z rodzicami. W ogóle. - odparł, sentymentalnym głosem. Nie potrafiłam stwierdzić, czy brak rodziców w jego życiu wpływał na niego negatywnie, czy pozytywnie. Nadal był zbyt skryty, abym mogła cokolwiek ustalić.
-Dlaczego?
-Przeszłość. - odkaszlnął niezręcznie, po czym spojrzał na mnie. - Ale jeśli dobrze pamiętam, teraz moja kolej, aby zadać ci pytanie, prawda? -znów miał rację i tym razem musiałm przyznać to przed nim.
-Tak, przepraszam. - mruknęłam i chciałam dodać, że to ciekawość tak na mnie zadziałała, jednak powstrzymałam się od komentarza.
-Tak więc, masz chłopaka? - popatrzył na mnie wyczekująco, a ja od razu pokiwałam przecząco głową.
-Nie, nie mam. Nie trafiłam jeszcze na tego jedynego, a, w przeciwieństwie do niektórych... - tu spojrzałam na mężczyznę znacząco. - Ja wierzę w miłość i mam zamiar na nią poczekać.
-Skąd wiesz, że ja nie wierzę w miłość, Lily? W końcu sama powiedziałaś parę chwil temu, że zupełnie mnie nie znasz. Skąd więc tak silne przekonanie? - uśmiechnął się lekko i zagiął mnie jednocześnie swoim pytaniem. Po raz kolejny musiałam przyznać, że to, co powiedziałam, nie miało większego sensu.
-A wierzysz w miłość? - spytałam w końcu. Skoro zaczęliśmy ten temat, chciałam uzyskać od sztyna odpowiedź.
-Oczywiście, że tak. Założę się, że ty uważasz mnie za faceta bez uczuć, który byłby w niebie, gdyby każdego dnia przygarniał do swojego łóżka inną kobietę, prawda? - spojrzał na mnie wyczekująco, a ja skinęłam głową. Właśnie takie miałam zdanie o Justinie i nie zamierzałam ukrywać tego przed nim. - Mylisz się Lily. Może nie jestem w stu procentach wierny twojej matce, ale nie jestem też męską dziwką, tak? Zdradziłem ją raz. Oczywiście nie twierdzę, że nigdy tego nie zrobię, ponieważ zachowanie wierności nie ma dla mnie większego znaczenia, ale chcę ci uświadomić, że nie jestem takim potworem, za jakiego mnie uważasz.
W tym momencie wydarzyło się coś, co pobudziło moje szare komórki do myślenia. Gdy wypowiedział słowo potwór, spuścił głowę i na parę chwil zamyślił się, a dopiero później kontynuował. Oczywiście, nie miałam pojęcia, skąd takie zachowanie, jednakże czułam, że Justin zaczął się w minimalnym stopniu przede mną otwierać.
Nagle, kiedy Justin chciał otworzyć usta i zadać mi kolejne pytanie, usłyszeliśmy pukanie do drzwi, więc szatyn z westchnieniem wstał z kanapy i podszedł do nich. Ja natomiast czekałam w salonie, aż wróci i aż będę mogła odsłonić kolejny rombek jego tajemnic, tak ściśle skrywanych.
-To jest Lily. - musiałam kilka razy zamrugać oczami, aby dotarło do mnie, co się dzieje. W salonie, razem z Justinem, pojawiło się dwóch innych mężczyzn. Nie wiedziałam, kim byli i co tutaj robili, dlatego liczyłam na jakiekolwiek słowo wytłumaczenia ze strony szatyna. - Lily, to Mike i Denny. Załatwiają mi każdą walkę, tak, jak dzisiaj. - skinęłam lekko głową, ponieważ nie wiedziałam, co innego mogłabym zrobić. - Mam jutro walkę w Los Angeles, dlatego dzisiaj muszę wyjechać. - przygryzł dolną wargę i podrapał się po karku, patrząc na mnie. - A ty pojedziesz ze mną. - dodał w końcu, a ja dopiero teraz zrozumiałam jego niepewny wzrok i ton głosu.
-O nie, Justin. Niby po co? Ja nie jestem tam do niczego potrzebna, naprawdę. - starałam się wymigać w jakiś sposób od jego propozycji, lecz mój głos zaczął drżać, co tylko utrudniało mi obronę.
-Oj nie daj się prosić, mała. To tylko kilka dni. Musisz ze mną pojechać i nie przyjmuję odmowy, bo inaczej będę cię gnębił przez cały czas. - ostrzegł, niby żartobliwie, ale zdążyłam się przekonać, że Justin miał specyficzne poczucie humoru.
-Dobrze, Justin. Wygrałeś...
~*~
Cóż, dotarła do mnie opinia wielu osób, że opowiadanie to, a przynajmniej postać Justina jest podobna do postaci Justina z innego mojego opowiadania - black tears. Chciałam wyjaśnić, że oba opowiadania nie mają ze sobą żadnego związku, nie martwcie się :)
Natomiast mam nadzieję, że dostrzegacie tajemnice w postaci Justina...
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
ask.fm/Paulaaa962
Ps. Zapraszam na wspaniałe opowiadanie, które świetnie się rozpoczyna:
http://gra-w-uczucia-jb.blogspot.com
piątek, 26 września 2014
Rozdział 9 - Your touch hurts me the most...
Macie pojęcie, jak się czułam, siedząc na tylnych siedzeniach w samochodzie mamy, podczas kiedy fotel pasażera zajmował Justin?
Jak śmieć. Jak zwykły, na dodatek przerażony śmieć. I coraz bardziej zaczynałam wierzyć, że naprawdę nim byłam.
Nic nie wartym, przerażonym, bezbronnym śmieciem, na dodatek z poczuciem winy, chociaż nie zrobiłam nic nieodpowiedniego.
Cały czas wpatrywałam sie w przednie lusterko, w którym odbijała się twarz Justina, lecz kiedy tylko on na nie zerknął i nasze spojrzenia spotkały się, spuściłam wzrok i przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej. Oparłam głowę o boczną szybę i w takiej pozycji spędziłam dalszą drogę do domu, która minęła nam w piętnaście minut.
Nie odezwałam się ani słowem przez cały czas. Oni również mało rozmawiali. Co prawda, moja mama starała się nawiązać z Justinem jakąkolwiek rozmowę, jednak on był dziwnie zamyślony i skupiony na własnych myślach. Był inny, niż zazwyczaj. Nie uśmiechał się, nie miał kpiącego wyrazu twarzy. Nie wiedziałam, co działo się z szatynem, ale dużo bardziej wolałam, aby milczał, ponieważ jego głosu również się bałam.
-Lily, weź moją torebkę i idź już do domu. - gdy mama zaparkowała na podjeździe, obróciła się do mnie i podała mi torbę.
Pociągając nosem i rzucając jedno, wystraszone spojrzenie Justinowi, wysiadłam z samochodu. Otworzyłam drzwi od domu kluczem, który uprzednio wyciągnęłam z kieszeni, i weszłam do środka.
Już chciałam zamknąć drzwi wejściowe, jednak wtedy usłyszałam fragment rozmowy Justina i mamy, która bardzo mnie zainteresowała. Wiedziałam, że nie powinnam podsłuchiwać i że źle robię, jednakże ciekawość wygrała i przejęła nade mną kontrolę.
-Posłuchaj, Justin. - zaczęła łagodnie mama, kiedy ja stanęłam zaraz za drzwiami. Wytężyłam słuch, aby usłyszeć dokładnie każde ich słowo. - Podoba ci się Lily? - musiałam powtórzyć w głowie jej słowa, aby dotarł do mnie ich sens. Po co moja matka pytała Justina o coś takiego?
-Jest bardzo ładna, ale ma piętnaście lat, to jeszcze dziecko. - normalnie, każda dziewczyna na moim miejscu cieszyłaby się z komplementu na początku zdania, lecz ja zdecydowanie wolałam, abym była dla szatyna brzydka i nieatrakcyjna. Wtedy czułabym się bardziej bezpiecznie. - Nie zamierzam zbliżać się do Lily w ten sposób, jeśli to masz na myśl.
-Tak, mniej więcej o to mi chodziło. Wiesz, ona jest młoda, zauroczyła się i nie widzi, co tak naprawdę robi. Mam nadzieję, że nie będziesz na nią zły i wybaczysz jej ten nierozsądny pomysł.
W moich oczach zebrały się łzy bezsilności. Nie wiedziałam już, co powinnam zrobić, aby ona w końcu mi uwierzyła. Była tak zaślepiona miłością, że nawet gdyby zastała Justina na mnie, dalej wierzyłaby we wszystkie jego bajeczki. Justin miał dar do kłamania i przekonywania innych. Ja tego daru nie miałam, jednakże ja mówiłam jedynie prawdę. Nic więcej i jednocześnie o wiele za mało.
Odkładając cicho torebkę mamy na podłogę, powstrzymywałam łzy, które usilnie starały się wypłynąć spod moich powiek. Powstrzymywałam je do czasu, aż znalazłam się u góry, w swoim pokoju i w miejscu, w którym dotychczas czułam się bezpiecznie. Teraz jednak, kiedy tylko spojrzałam na swoje łóżko, oczyma wyobraźni widziałam na nim Justina, leżącego na mnie. Nawet to miejsce przypominało mi jego, postawionego w najgorszym, aczkolwiek prawdziwym świetle.
Był już wieczór, dlatego po wejściu do sypialni, wyjęłam z szafki piżamę. Weszłam do łazienki, uprzednio zapalając w pomieszczeniu światło, i zamknęłam drzwi. Rozbierając się do naga, miałam wrażenie, jakby dłonie Justina nadal błądziły po moim ciele. Zakończyłam więc tę czynność szybko, a potem weszłam pod prysznic i odkręciłam wodę. Chciałam spłukać z siebie wszystkie brudy i wspomnienia. Pod gorącym strumieniem czułam się bezpieczniej, jakby woda stanowiła barierę, oddzielającą mnie od reszty świata.
Po skończonym prysznicu wyszłam spod niego i owinęłam się szczelnie ręcznikiem. Wzięłam do ręki szczotkę i zaczęłam przeczesywać mokre kosmyki włosów. Ze względu na to, że było już dość późno, wyjęłam z szafki suszarkę i zaczęłam suszyć nią włosy. Zajęło mi to dobre kilka minut, ponieważ miałam długie i gęste włosy, a i tak nie wysuszyłam ich zupełnie.
Nagle doznałam szoku. W momencie, w którym chciałam zsunąć z siebie ręcznik i ubrać na siebie piżamę, ujrzałam, że w progu łazienki, oparty o futrynę, stał Justin. Gwałtownie wstrzymałam powietrze. Nie wiedziałam, co powinnam teraz zrobić, ponieważ każdy, nawet najmniejszy mięsień w moim ciele, jakby zesztywniał.
-Twoja mama wyjechała i wróci za kilka dni. - mruknął i, z założonymi na piersi rękami, podszedł bliżej mnie.
Dla wyjaśnienia, moja matka jest stewardessą i co jakiś czas wylatuje na dłużej, zazwyczaj kilka dni. Prawdę mówiąc, zapomniałam o tym zupełnie, wyleciało mi to z głowy. Teraz jednak wpadłam w panikę. Zostałam sama z Justinem na niemal tydzień.
-Co ty tutaj robisz...? - wyjąkałam, kiedy podszedł blisko mnie i ułożył dłonie na moich ramionach. Chciałam krzyczeć i płakać w jednym momencie. Tak bardzo się bałam, ponieważ byłam niemal pewna, że będzie chciał dokończyć to, co zaczął po południu. Drżałam pod jego dotykiem i nie potrafiłam się opanować. Może gdybym zacisnęła zęby i chociaż raz staneła na przeciwko niego, twarzą w twarz z Justinem, pokazałabym mu, że nie jestem małą, wystraszoną dziewczynką, którą może zastraszać, chociaż w głębi duszy wiedziałam, że nią byłam.
-Spokojnie, malutka. Rozluźnij się. - przesunął opuszkami palców po moich nagich obojczykach, potem po ramionach i wzdłuż rąk.
-Justin, zrobię wszystko, tylko nie rób tego, proszę. Boję się ciebie. - wyszeptałam, zaciskając mocno powieki.
Nie potrafiłam opisać tak ogromnego przerażenia, które zawładnęło moim ciałem. Mimo że Justin jedynie stał, ja tak cholernie się go bałam. Tak, jak nigdy wcześniej. Nie mogłam wytrzymać już tego napięcia. Było zdecydowanie zbyt duże.
-Nie zrobię. - wyszeptał do mojego ucha, a potem zaczął całować moje nagie ramiona. - Nie zrobię ci krzywdy, ale zobaczysz, że niedługo nadejdzie taki dzień, w którym przyjdziesz do mnie i będziesz wręcz błagała, żeby cię przeleciał.
-W twoich snach. - odparłam, nadal niepewnie, lecz już głośniej.
-W moich snach robisz to już od dawna. - nienawidziłam tego, jak bardzo wulgarny był.
Wtedy szatyn odwrócił mnie przodem do siebie i zmierzył mnie dokładnie głodnym i zaborczym spojrzeniem. Chociaż chciałam coś zrobić, nie potrafiłam. Nie mogłam się nawet poruszyć.
-Jesteś przepiękna. Nie wstydź się swojego ciała. - znów chciał mnie dotknąć, lecz wtedy zdobyłam się na odwagę i cofnęłam się. Niestety, zaraz za plecami poczułam chłodne kafelki na ścianie. Byłam w pułapce, ponieważ Justin oparł się po obu stronach mojej głowy. Prawdę mówiąc, byłam zdana na jego łaskę. Wiedziałam, że jest w stanie zrobić ze mną wszystko, co tylko będzie chciał.
-Wyjdź stąd. - wskazałam Justinowi drzwi, jednak drugą ręką cały czas podtrzymywałam ręcznik.
-Kotku, ja...
-Powiedziałam, wyjdź stąd! - krzyknęłam i odepchnęłam go od siebie.
-Czekam na ciebie na zewnątrz. - uśmiechnął się do mnie szeroko, gdy wyrzuciłam go za drzwi.
Ja natomiast niemal od razu zaczęłam płakać. Oparłam się plecami o drzwi i osunęłam się po nich na podłogę. Byłam całkowicie załamana i przybita. Świadomość, że mam spędzić niemal tydzień, sam na sam z Justinem sprawiała, że nie chciało mi się żyć, naprawdę
Wiedziałam jednak, że muszę wstać i z uniesioną głową wyjść mu na przeciw. Cokolwiek by się wydarzyło, przyrzekłam sobie, że nie załamię się. Cokolwiek zrobiłby mi Justin, zacisnę zęby i postaram się zapomnieć o tym rozdziale w swoim życiu. Nie mogę pokazywać mu słabości, jednakże najgorsze jest to, że kiedy tylko wyjdę z łazienki i znów spojrzę na niego, stanę się małą, wystraszoną dziewczynką, która zapomni o wszystkich swoich przyrzeczeniach.
Wstałam z podłogi i, upewniając się, że zamknęłam drzwi, opuściłam ręcznik, który bezgłośnie opadł na kafelki. Następnie założyłam na siebie bieliznę i lekką piżamę, czyli krótkie spodenki i koszulkę na ramiączka. Następnie, biorąc ostatni głęboki oddech, wyszłam z łazienki.
Zastałam w pokoju Justina, rozłożonego na moim łóżku. W dłoni trzymał moją komórkę i przeglądał ją, lecz nie potrafiłam teraz wkurzyć się na niego. Jak podejrzewałam, wystarczył mi sam jego widok, abym zaczęła wewnętrznie drżeć.
-Idź stąd. - powiedziałam, wpatrując się w podłogę.
-Nie zamierzam. - odparł, cały czas z uśmiechem, który wręcz dało się słyszeć w jego głosie. I to mnie najbardziej bolało. On się uśmiechał, a jednocześnie sprawił, że ja płakałam.
-W takim razie ja pójdę. - postanowiłam i ruszyłam w stronę drzwi. Nawet w najgorszych koszmarach nie zamierzałam zostać z Justinem w jednym pomieszczeniu, dlatego wolałam spać nawet w salonie, na kanapie, co właśnie planowałam uczynić.
Niestety, kiedy chwyciłam za klamkę, okazało się, że Justin zamknął pokój na klucz. Od razu wpadłam w panikę, a moje serce zaczęło bić dwa razy mocniej i szybciej.
Dlaczego on cały czas sprawia, że moje życie wygląda coraz gorzej? Dlaczego sprawia mu przyjemność patrzenie na mój ból? Dlaczego on taki jest? Dlaczego nie mógłby być bormalnym facetem, z którym mogłabym porozmawiać, bądź pożartować. Dlaczego on ukrywa pod niewidzialną maską osobę, która siedzi w jego wnętrzu i krzyczy, aby Justin wypuścił ją na zewnątrz?
-Dlaczego to robisz? Dlaczego za wszelką cenę chcesz sprawić, abym bała się ciebie? Sprawia ci przyjemność patrzenie na moje łzy? - wychlipałam, odwracając się do niego przodem. Odważyłam się nawet podejść do swojego łóżka i usiąść na nim.
-Wręcz przeciwnie, nie lubię kiedy płaczesz. - powiedział poważnie, a jego uśmiech zniknął. - Więc nie rób tego więcej.
-Nie dawaj mi do tego powodów, a wtedy nie będę płakać. Wiesz, że robię to przez ciebie. To ty mnie krzywdzisz i niszczysz moje życie. Z każdą chwilą jestem coraz słabsza i coraz bardziej się boję. Przez ciebie.
Nie mam pojęcia, co podkusiło mnie do tego, aby powiedzieć mu o wszystkim, co czuję. Nie mam pojęcia, dlaczego to zrobiłam i teraz żałowałam tego, lecz nie zdołam cofnąć czasu.
Justin przez chwilę wpatrywał się we mnie, a po jego wzroku poznałam, że mężczyzna nie ma zamiaru odpowiedzieć i skomentować tego w jakikolwiek sposób. Milczał i milczeć zamierzał przez cały czas.
-Kładź się, skarbie. Już późno. - mężczyzna złapał mnie za biodra i pociągnął na prawą część łóżka. Wiedziałam, że bezsensownym byłoby się wyrywać. To nie zmieniłoby zupełnie nic.
Dodatkowo, jakby zignorował moje słowa, które ogromnie wiele mnie kosztowały. Wiedziałam jednak, że myślał nad tym, tylko nie zamierzał się dzielić ze mną swoimi przemyśleniami.
-A ty stąd wyjdź. - ponowiłam, przykrywając się kołdrą pod samą szyję. Oprócz tego, że czułam się przy nim niezręcznie, dodatkowo nadal się bałam. I było to naturalnym odruchem w mojej sytuacji.
-Powiedziałem ci już, nie zamierzam. - mężczyzna zdjął z siebie koszulkę i zanim zdążyłam się zorientować, to samo zrobił ze spodniami.
Gwałtownie złapałam kołdrę i odsunęłam się w najdalszy kraniec łóżka. Cała się trzęsłam, widząc jego niemal nagie ciało, tak blisko mojego. Obiecał. Obiecał, że mnie nie skrzywdzi i znów kłamie. Znów zrobił mi nadzieje, że zostawi mnie w spokoju, a teraz tak po prostu przekreślił je wszystkie.
-Co ci jest? - spytał, jak gdyby nigdy nic.
-Proszę, nie rób tego. - wychlipałam, mocniej okrywając się materiałem. Jednocześnie wierzyłam, że jeszcze nie wszystko stracone, że to sen, lub że Justin przez cały czas żartował sobie ze mnie.
-Spokojnie, nie zamierzam ci nic zrobić. - wzruszył ramionami, w ogóle nie rozumiejąc powagi sytuacji. Czy on nie widział, jak bardzo przerażona byłam? Nie widział, jak boli mnie świadomość, że jest tak blisko mnie? - Po prostu zostaję u ciebie na noc. Nie lubię spać sam. - przez moment przez jego usta przeleciał nikły, łobuzerski uśmieszek, a potem szatyn znów przyciągnął mnie na środek łóżka i położył się obok mnie.
W jednej chwili odsunęłam się od niego gwałtownie, na sam koniec łóżka, i skulilam się w kłębek. Zaczęłam cicho płakać, ale tak, aby on tego nie usłyszał. Niby powiedział, że nie lubi, kiedy płaczę, jednak ja czułam, że sprawiało mu to wewnętrzną, chorą satysfakcję, której nie potrafiłam zrozumieć.
Niestety, Justin znów zrobił coś, na przekór mnie. Jego umięśnione ramię objęło mnie w pasie. Z łatwością przyciągnął mnie bardzo blisko siebie, a nasze ciała zaczęły się ze sobą stykać. Poczułam jeszcze więcej łez, wypływających z moich oczu i ciurkiem spływających po policzku. Tak bardzo się go bałam, a on, chociaż o tym wiedział, nie robił nic, aby mi w tym pomóc. Wręcz przeciwnie, jedynie wszystko utrudniał.
Najgorszy był jednak dotyk Justina, który nie opuszczał mojego ciała. To, co robił, było po prostu chore. Przez cały czas mnie dotykał, a ja, mimo że starałam się uwolnić z jego uścisku, byłam zbyt słaba.
-Jesteś za bardzo nieśmiała, kochanie. - mruknął mi do ucha, a w tym samym czasie jego duża dłoń wylądowała na moim biodrze. Zaczął wsuwać ją pod moją koszulkę i gładzić nią nagi brzuch. Nie mogłam się stąd wydostać i zostało mi jedynie znosić to, co robił Justin, z zaciśniętymi zębami i powiekami, spod których cały czas wypływały słone łzy i moczyły moją pościel. Moje ciało mimowolnie drżało przez płacz i niemożliwym było, aby Justin tego nie wyczuł. Więc mimo moich łez, nie przestawał, tylko posuwał się jeszcze dalej. Opuszki palców jednej z jego rąk sunęły po moim nagim udzie, od zewnętrzej strony, do środka, a drugiej, sunęły pod moimi piersiami.
Justin molestował mnie, a ja potrafiłam jedynie płakać...
***Oczami Justina***
Obudziłem się wczesnym rankiem, lecz słońce wzeszło już znad horyzontu i wpadało przez okno, w sypialni Lily. Dziewczyna nadal spała, oddychając spokojnie i miarowo. Na początku naszej znajomości była dość wredna i pewna siebie. Teraz jednak zmieniła się w cichą i przede wszystkim delikatną owieczkę, która bała się każdego spojrzenia.
Kiedy leżała tak blisko mnie, a ja czułem ciepło jej kruchego ciałka, nie byłem w stanie się powstrzymać, aby nie pogładzić jej policzka. I zrobiłem to, jednocześnie zakładając jeden z jej kosmyków włosów za ucho.
Naraz usłyszałem pukanie do drzwi od pokoju. W pierwszej chwili stałem się zdezorientowany i, nie ukrywam, lekko wystraszony. W końcu, to, co dzieje się między mną, a Lily to nasz mały, słodki sekrecik i nie byłoby mi na rękę, aby ktokolwiek dowiedział się o tym.
-Lily, otwórz. Chcę z tobą porozmawiać. - uspokoiłem się jednak, a wręcz uśmiechnąłem zwycięsko, gdy usłyszałem po drugiej stronie drzwi głos Davida, jej brata i mojego odwiecznego wroga.
Zaśmiałem się cicho i wstałem z łóżka, aby podejść do drzwi. Byłem przekonany, że Davidowi nie spodoba się, że spałem z jego siostrą w jednym łóżku. Wścieknie się, to pewne, a ja znów będę mógł założyć na twarz niewidzialną maskę zwycięstwa i posłać mu kpiący uśmieszek.
Przelotnie chwyciłem w dłoń klucz od pokoju, który wcześniej schowany miałem w kieszeni spodni. Następnie włożyłem go w zamek i przekręciłem, a wtedy szatyn mógł wejść do pokoju.
W tym samym momencie piętnastolatka zaczęła podnosić zaspane powieki i przelotnie zmierzyła pokój wzrokiem. David natomiast zamarł, widząc, że drzwi nie otworzyła mu jego siostra, tylko ja, w dodatku niemal nagi, a kiedy zobaczył, że Lily dopiero co obudziła się, od razu dorysował do tego odpowiednią bajeczkę w swojej głowie.
-Kurwa, przyszedłem tutaj, żeby z tobą porozmawiać, żeby wyjaśnić wszystko i przeprosić cię za wczorajsze słowa, a ty co!? Sypiasz z nim!? Po tym wszystkim, co ci zrobił, ty tak po prostu puściłaś się z nim!?
-David, ale ja... - szatynka, z przerażeniem w oczach, chciała przerwać bratu, lecz on w tym momencie był tak wściekły, że nie potrafiła powstrzymać go żadna, nawet nadprzyrodzona, siła. Mimo to, dziewczyna wstała z łóżka i podeszła do niego, aby uspokoić szatyna, a on wtedy uniósł rękę i uderzył Lily w twarz.
Dziewczyna była przerażona, jak i zszokowana, lecz najbardziej zaskoczony byłem chyba ja. Nie sądziłem i nigdy nie pomyślałbym, że David będzie w stanie uderzyć tak kruchą osóbkę, jaką była Lily. Owszem, byłem, jaki byłem, lecz nie akceptowałem bicia kobiet.
-Jesteś zwykłą dziwką, Lily! Nie chcę cię znać, rozumiesz!? Nie jesteś już moją siostrą! - wrzasnął, a następnie wyszedł z pokoju i trzasnął za sobą drzwiami.
Jeszcze przez chwilę wpatrywałem się w miejsce, w którym stał przed paroma chwilami, a następnie przeniosłem wzrok na Lily. Oczy dziewczyny zaczęły się przymykać, a ona sama traciła przytomność. Dosłownie w ostatnim momencie złapałem ją, kiedy mdlała, upadając na podłogę. Wziąłem ją na ręce i położyłem na łóżku, kucając obok niego.
-Lily? Lily, słyszysz mnie? - przyznam szczerze, zaniepokoiłem się jej chwilową utratą przytomności i, mimo że teraz było już lepiej, nie wyglądało to zbyt dobrze.
-Tak, tak słyszę. - mruknęła, podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Może powinnaś jeszcze trochę poleżeć? - pogłaskałem ją po głowie, lecz ona szybko odsunęła się ode mnie.
Cholera, bolało ją to, że ją dotykałem? Robiłem jej tym krzywdę? Oczywiście, że nie, więc nie rozumiałem, dlaczego cały czas ode mnie uciekała. Chociaż, z drugiej strony, dzięki temu mogłem się bardziej postarać, aby ją zdobyć, bo o jednym byłem przekonany. Lily będzie moja. Po prostu.
-Nie mam zamiaru słuchać twoich rad. To wszystko przez ciebie. - wyszeptała, przyciągając kolana do klatki piersiowej i schowała w nich twarz. Nie wiedziałem teraz, czy jest obrażona, czy płacze, a dziewczyna i tak nie powie mi nic.
-Uspokój się. Może powinienem zawieźć cię do lekarza?
-I co jeszcze? Może od razu do szpitala? - odgryzła mi się, po czym wstała z łóżka, a ja przewróciłem oczami. Wolałem, aby była tą biedną, przerażoną dziewczynką, niż wredną nastolatką. - Przez ciebie straciłam brata. Wściekł się na mnie i nie będzie chciał mnie nawet wysłuchać. - załkała, otwierając szafę i wyrzucając z niej ubrania, które latały po pokoju i lądowały na ziemi. W pewnym momencie zobaczyłem, jak w moim kierunku leci koronkowy stanik dziewczyny. Złapałem go i przez chwilę oglądałem, jednak Lily bardzo szybko wyrwała go z moich rąk i weszła do łazienki, zamykając za sobą drzwi, tym razem na klucz. Prawdopodobnie, po moim wczorajszym wtargnięciu do jej łazienki i naruszeniu jej osobistej strefy, będzie tego pilnować dużo bardziej.
-Czekam w samochodzie, zawiozę cię do szkoły. - machnąłem ręką, wiedząc, że nie będę mógł z nią teraz porozmawiać, po czym wyszedłem z pokoju.
***
Przeskoczyłem przez płot, otaczający cmentarz na obrzeżach miasta, a potem wsadziłem ręce do pustych kieszeni jeansów. Nie podnosiłem wzroku, tylko utrzymywałem go, wbity w jedną z alejek, po której właśnie kroczyłem. Po prostu szedłem przed siebie. Czułem się jednak bardziej niezręcznie, niż zazwyczaj, kiedy odwiedzałem to miejsce.
Powoli szedłem po chodniku na przód, co jakiś czas rozglądając się na boki. Zerkałem na pojedyncze, opuszczone groby i przelotnie czytałem nazwiska osób, które leżą pod nimi. W pewnym momencie spojrzałem na znicz i jego środek, który zgasł, przez dość silny wiatr. Podszedłem więc do niego, wyciągnąłem z kieszeni zapalniczkę i ponownie podpaliłem knot.
Ruszyłem dalej, przed siebie, znów chowając dłonie w kieszeniach, aż nagle, w oddali, ujrzałem dwoje ludzi, kobietę i mężczyznę. Stali przed jednym z nagrobków, pochyleni nad nim. Nie musiałem podchodzić bliżej, aby rozpoznać, kim oni są. Doskonale pamiętałem tych dwoje ludzi. Doskonale zapamiętałem każdy szczegół i rys ich twarzy. Jestem również pewien, że oni równie szczegółowo zapamiętali mnie. Nie mogłem dopuścić do tego, abyśmy się spotkali, dlatego czym prędzej wszedłem w jedną z alejek.
Nie zatrzymywałem się, tylko cały czas szedłem przed siebie. W końcu jednak przystanąłem, gdy moim oczom ukazał się biały, wyczyszczony nagrobek, z wygrawerowanymi, złotymi literkami. Przez chwilę stałem przed nim, aż w końcu postanowiłem usiąść na ławce i oprzeć się na łokciach o swoje kolana. Cisza, panująca dookoła krępowała mnie, dlatego chciałem ją przerwać, ale nie byłem pewien, czy powinienem się odzywać.
-Siema, malutka. - zacząłem, drapiąc się z zakłopotaniem po karku. Chociaż rozmawiałem z trupem, denerwowałem się. - Pamiętasz mnie jeszcze? Ach, byłbym zapomniał, nie zapomnisz mnie nawet po śmierci. - właściwie, sam nie wiedziałem, co mówię i było to trudniejsze, niż przypuszczałem. - Miałabyś dzisiaj urodziny, słonko, prawda? Pamiętam dokładnie, co dostałaś ode mnie na ostatnie urodziny, oczywiście jako dodatkowy prezent, oprócz tego głównego. Dałem ci paczkę prezerwatyw. - zachichotałem pod nosem na to wspomnienie. - To wtedy przeżyłaś swój pierwszy raz. - w moich oczach nieświadomie zapłonął ogień, gdy cofnąłem się myślami wiele lat wstecz. - Było mi z tobą cudownie, kochanie. Każda noc była wspaniała. - westchnąłem z rozmarzeniem, przejeżdżając językiem po wargach. - Cóż, za dużo wspomnień, jak na jeden dzień. - mruknąłem, po czym wstałem z ławki i ruszyłem alejką przed siebie. - Do zobaczeni niebawem, skarbie...
~*~
Jeju, jak ja kocham takie tajemnice haha. Niby proste, a w rzeczywistości zupełnie przeciwne...
A poza tym, co sądzicie o tym, co Justin robi Lily?
Proszę Was o komentowanie rozdziałów, to bardzo mi pomaga ;*
ask.fm/Paulaaa962
Ps. Zapraszam Was na początek wspaniałego opowiadania. Zobaczycie, że nie pożałujecie ;*
http://broken16heart.blogspot.com
wtorek, 23 września 2014
Rozdział 8 - Please, believe me for once...
Moja szczęka w zawrotnym tempie uderzyła o podłogę i, chociaż się starałam, nie potrafiłam jej podnieść. Jak on mógł? Jak on, kurwa, mógł!? Najpierw próbuje mnie zgwałcić, a teraz całą winą obarcza mnie? To chore i nienormalne, a ja zaczęłam się go bać jeszcze bardziej.
-Lily, to prawda? - i znów, moja szczęka opadła, aż coś w niej przeskoczyło i zaczęło boleć. Przesłyszałam się, czy moja matka wzięła jego wersję za chociażby odrobinę prawdopodobną?
-Oczywiście, że nie! On próbował mnie zgwałcić! Gdybyś nie wróciła wcześniej, wolę nawet nie myśleć, co robiłby teraz. - specjalnie załkałam, aby dodać moim słowom więcej wiarygodności.
-Proszę cię, gówniaro, skończ wreszcie kłamać i powiedz, jak było naprawdę. - Justin wyrzucił ręce w powietrze. Wyglądał cholernie poważnie. Jeszcze nie widziałam go w takiej odsłonie i, przysięgam, nie chcę widzieć, ponieważ po moim kręgosłupie przeleciała kolejna fala nieprzyjemnych dreszczy. Oprócz tego, bałam się go okropnie, przez zajście, które miało miejsce między nami, kilka chwil temu. - Lily zawołała mnie, więc wszedłem do jej pokoju i zastałem ją w samej bieliźnie, na łóżku. - tym razem zwrócił się do mojej mamy, a ja słuchałam jego słów, lecz nie potrafiłam w nie uwierzyć.
-Co ty pieprzysz!? - krzyknęłam, nie potrafiąc już dłużej się kontrolować. - Więc skąd niby wzięły się te wszystkie łzy, co!?
-Zaczęłaś płakać, kiedy powiedziałem, że nie jestem tobą zainteresowany nawet w najmniejszym stopniu. Kocham twoją mamę i nigdy w życiu bym jej nie zdradził. - tak po prostu podszedł do kobiety, objął ją w pasie i pocałował w policzek, a ona... Ona odwzajemniła jego gest, wywołując kolejną falę moich łez.
-Zawiodłam się na tobie, Lily. Ile ty masz lat? Jedynie piętnaście, a co ci po głowie chodzi? Masz zakaz wychodzenia z domu i nie chcę cię już dzisiaj więcej widzieć. - powiedziała twardo i ostro, po czym wyszła z mojego pokoju i zatrzasnęła za sobą drzwi.
Po raz kolejny zaniosłam się głośnym płaczem, przykładając sobie poduszkę do twarzy, aby chociaż trochę zagłuszyć łkanie. Jak mogła uwierzyć jemu, praktycznie obcemu facetowi, a nie mnie, swojej rodzonej córce? Jak mogła pomyśleć, że byłabym zdolna uwieść jej faceta i zniszczyć cały jej związek? To chore i nienormalne, a ja nie jestem dziwką, która rozebrałaby się przed takim zboczeńcem, jakim jest Justin.
Drżącą ręką wyciągnęłam z szafki telefon i wybrałam numer do Davida. Przez moment zastanawiałam się, czy powinnam zadzwonić do brata, czy może do przyjaciela, jednak w tym momencie wybrałam brata. David powiedział, abym dzwoniła do niego zawsze, jeśli coś się stanie. A próba gałtu myślę, że zalicza się do "tego czegoś".
-Co jest, siostra? - spytał od razu, kiedy tylko odebrał połączenie, a jego głos wydawał się rozbawiony.
-Ja... Muszę z tobą porozmawiać. - wychlipałam, starając się opanować trzęsący głos, lecz jakiekolwiek próby uspokojenia się nie dawały zamierzonego efektu. Zbyt dokładnie pamiętałam to, co wydarzyło się kilka chwil temu.
-Płaczesz? Co się stało? - chociaż nigdy przesadnie nie interesował się moim prywatnym życiem, zawsze potrafił wyczuć, kiedy płaczę lub jestem smutna.
-To nie jest rozmowa na telefon. Mógłbyś się ze mną spotkać? - wolną reką otarłam łzy z policzków, aby nie przysłaniały mi pola widzenia.
-Jasne. Gdzie i kiedy? - lubiłam w nim to, że był bezpośredni i od razu przeszedł do rzeczy. Cieszyłam się, ponieważ nie miałam ochoty na długie rozmowy, a przynajmniej nie teraz, nie przez telefon.
-Powiedz, gdzie jesteś, a ja tam przyjdę. Nie mam zamiaru siedzieć dłużej w domu. - po paru chwilach uspokoiłam oddech i niemal całkowicie pozbyłam się łez. Zrozumiałam, że i tak na nikim nie zrobią one wrażenia.
-W parku, na obrzeżach miasta. Będę czekał. - odparł na moje pytanie, a ja zakodowałam w głowie miejsce jego pobytu i rozłączyłam się, po czym zaczęłam przygotowywać się do wyjścia.
***
Gdy zobaczyłam w oddali Davida, siedzącego na ławce w towarzystwie kilku kumpli, przyspieszyłam kroku, aby jak najszybciej znaleźć się obok niego i opowiedzieć mu o wszystkim. Kiedy on mnie dostrzegł, wstał z ławki i wyrzucił na ziemię niedopałek papierosa.
-Co się stało, mała? - spytał od razu, gdy zbliżyłam się do niego i musnęłam jego policzek na przywitanie. - I nie płacz, proszę. - nie wiedziałam nawet, że z moich oczu znów wypłynęło kilka łez, które mężczyzna otarł delikatnie.
-To... To delikatna sprawa... - wyjąkałam, łapiąc go dyskretnie za kraniec bluzki i odciągając dalej od jego kumpli. Nie chciałam rozmawiać przy obcych facetach, nie teraz i nie o tym.
David zrozumiał moją aluzję i odszedł na bok, a kiedy nikt nie mógł nas już usłyszeć, posłał mi znaczące spojrzenie, abym zaczęła mówić.
-Justin... - zaczęłam, a jego mięśnie od razu się spięły. - On... On próbował mnie zgwałcić... - wydusiłam z siebie, kolejny raz zaczynając płakać. W mojej głowie znowu pojawiły się obrazu szatyna, gdy leżał na mnie, dotykał moje ciało, całował moje piersi. Było to okropne uczucie, którego chciałam się pozbyć i zapomnieć o nim.
David przez parę chwil wpatrywał się we mnie. Zaczął oddychać coraz szybciej i coraz bardziej nierówno, aż w końcu zaklął głośno, zaciskając pięści.
-Zabiję tego gnoja. Przysięgam, zabiję go. - warknął wściekle, na tyle głośno, żeby zwrócić uwagę swoich kolegów.
-Co jest, Dav? - spytał jeden z nich, marszcząc brwi i przypatrując nam się w skupieniu.
-Ten skurwiel chciał ją zgwałcić. Bieber chciał zgwałcić moją siostrę, kurwa. - splunął na ziemię, a moje oczy momentalnie się rozszerzyły. Jak mógł powiedzieć to na głos? Przecież widzi, że to wszystko bardzo mnie boli i wiedział na pewno, że nie chciałam, aby dowiedzieli się o tym jego kumple.
-Dlaczego? - wyszeptałam w jego kierunku, potrząsając powoli głową. On jednak zignorował mnie w tym momencie, walcząc z rozsadzającą go złością.
Teraz żałowałam, że przyszłam do Davida i powiedziałam mu o wszystkim. Nie przewidziałam, że szatyn zdobędzie się na to, aby mój sekret wypowiedzieć na głos, w otoczeniu swoich przyjaciół, którzy byli dla mnie całkowicie obcymi ludźmi.
Byłam na niego wściekła i dlatego postanowilam stąd odejść. Nie wiedziałam, dokąd teraz pójdę, a nie zamierzałam wrócić do domu, ponieważ zwyczajnie się bałam.
-Lily, gdzie ty idziesz!? - dopiero gdy oddaliłam się od Davida i jego znajomych na kilkadziesiąt metrów, mężczyzna zorientował się, że nie ma mnie obok niego. Nie zamierzałam się jednak zatrzymać. Nie zamierzałam, a może nie potrafiłam. Czułam ogarniający mnie wstyd, przez to, co się stało, chociaż nie było w tym mojej winy, a przynajmniej ja jej nie wyczuwałam.
-Siostra, gdzie idziesz? - ponowił, najwyraźniej zbliżając się do mnie, ponieważ jego głos był bardziej wyraźny i zdecydowanie głośniejszy.
-Nie wiem, gdzieś. - mruknęłam, ani na moment nie zwalniając.
Nagle zatrzymałam się, jakby moje stopy wryły się w ziemię. Mianowicie, kilkanaście metrów przede mną, na jednej z ławek, siedział Justin, z grupą swoich kolegów. Wystarczyło, że zobaczyłam go, a od razu poczułam łzy, zbierające się pod moimi powiekami. Wystarczyło, że przez moment spojrzałam na jego twarz, a znów poczułam się, jakby w tym momencie mnie krzywdził, jakby w tym momencie mnie rozbierał, jakby w tym momencie śmiał się z mojego cierpienia.
-Kogo ja tu widzę? - szatyn zagwizdał, schodząc z ławki i rzucając na trawę niedopałek papierosa. Jego głos również wywołał u mnie dreszcze, nieprzyjemne dreszcze. Naprawdę się go bałam.
-Ty skurwielu... - niczym wiatr, przeszedł obok mnie David. Jego postawa była pewna, a krok szybki i stanowczy. Kierował się w stronę Justina z wyraźnym zamiarem rzucenia się na niego. A ja nie miałam siły, nie miałam szans i nie miałam nawet ochoty odwlec go od tego pomysłu.
Już parę sekund później, David wymierzył pierwsze uderzenie w szczękę Justina. Trafił go i na moment otumanił mężczyznę, lecz kiedy tylko szatyn doszedł do siebie, ze wściekłością rzucił się na mojego brata i zaczął go szarpać.
A ja stałam tam, w dalszym ciągu w tym samym miejscu, i nie wiedziałam, co mam zrobić. Liczyłam na to, że ktoś rozdzieli ich, zanim zrobią sobie poważną krzywdę, jednak wiedziałam, że ja nie będę w stanie.
-To za moją siostrę, zboczeńcu! - ryknął Dav, unosząc prawe kolano i uderzając nim Justina w podbrzusze.
-Twoja siostrzyczka wręcz błagała, żebym się do niej dobrał. - czułam mdłości, kiedy tylko słyszałam głos Justina, a tym bardziej, kiedy mówił tak okropne rzeczy.
Mężczyźni dalej toczyli ze sobą walkę, jakby jeden chciał zabić drugiego. Nie wiem, ile to trwało, ale wiem, że w międzyczasie wylało się już zbyt dużo krwi i czas najwyższy, aby w końcu przestali się bić.
-Przestańcie... - wyjąkałam, lecz mój głos był tak cichy i słaby, ze nikt nie był w stanie go usłyszeć. - Przestańcie, proszę...
Starałam się powtórzyć to jeszcze kilka razy, ale cały czas z mojego gardła wydostawał się marny szept. I prawdopodobnie próbowałabym nadal, jednakże w tym momencie z jednej z alejek wybiegło trzech policjantów. Od razu złapali Davida i Justina za ramiona, starając się ich od siebie odciągnąć. Nie było to jednak proste, ponieważ mężczyźni cały czas skakali sobie do gardeł. W końcu jednak udało się przerwać bójkę. Następnie policjanci założyli kajdanki na ręce chłopaków, a wtedy ja przyłożyłam obie dłonie do ust.
-Gdzie... Gdzie go zabieracie? - spojrzałam ze smutkiem na brata, lecz kiedy on posłał mi uśmiech, uspokoiłam się odrobinę. Jego spokój pomógł mi opanować emocje.
-Na najbliższy komisariat. - odparł ostro policjant, starając się utrzymać szarpiącego się Justina.
-Puść mnie, kundlu. - splunął wściekle, wyrywając się dwóm mężczyznom. Z trudem dawali radę go ujarzmić, ponieważ szatyn zachowywał sie w tym momencie, jak rozwścieczone zwierzę. Wolałabym umrzeć, niż zostać z nim teraz sama.
Policjanci szarpnęli Davida i Justina i zaprowadzili ich w stronę, zaparkowanego kawalek dalej, radiowozu. Gdy zniknęli z mojego punktu widzenia czułam dwie, sprzeczne emocje.
Z jednej strony strach. Nie wiedziałam, co teraz będzie z Davidem i bałam się, że za wszczęcie bójki mogą go zamknąć. Z drugiej jednak czułam niewyobrażalną ulgę. Justina nie ma obok mnie, a ja w końcu, chociaż przez parę chwil, mogłam czuć się bezpiecznie...
***
Na twardym krześle na komisariacie spędziłam już dobre kilkanaście minut, a i tak w dalszym ciągu nie otrzymałam żadnych informacji, dotyczących mojego brata. Nie widziałam go nawet od czasu, kiedy zabrali go z parku, razem z Justinem. Denerwowałam się, że za tę bójkę grozi mu coś poważniejszego, a teraz potrzebowałam brata, jak nigdy wcześniej. Może jest to wyrazem egoizmu z mojej strony, że zwracam się do niego tylko wtedy, kiedy porządek w moim życiu nagle zostaje zaburzony, jednak taka byłam, a właściwie tacy byliśmy oboje.
Wtedy, wolne krzesło obok mnie, zajął wysoki brunet, z licznymi tatuażami na rękach. Zmarszczyłam brwi i przez chwilę wpatrywałam się w niego. Nie potrafiłam skojarzyć, czy jest to jeden ze znajomych Davida, czy może Justina. Nie wiedziałam więc, czy mogę z nim rozmawiać, czy powinnam lepiej przesiąść się na dalsze krzesło.
-Justin znów pokazał, że David nie ma z nim szans. - odezwał się w końcu, a swoimi słowami przekreślił jakiekolwiek szanse, abym była dla niego miła.
Chciałam od razu razu zmienić krzesło, jak już wspominałam, lecz chłopak ze śmiechem posadził mnie z powrotem na tym samym.
-Nie uciekaj, tylko przyznaj mi rację. - oparł ramię na oparciu mojego krzesła, a gdy chciałam odsunąć się od niego, po drugiej mojej stronie usiadł inny mężczyzna, a po uśmieszku, jaki wymienił z tym pierwszym od razu poznałam, że stoją po jednej stronie, po stronie Justina.
-Chcecie wiedzieć, jak naprawdę Justin wygrał walkę, wtedy, w magazynie? - uniosłam brwi, spoglądając to na jednego, to na drugiego. - Wmówił Davidowi, że przespałam się z nim. A dzisiaj mało brakowało, a by mnie po prostu zgwałcił, ale zapewne jesteście przyzwyczajeni, że wasz kumpel robi takie rzeczy. To dla niego normalne, prawda? - byłam pewna siebie, lecz gdy zaczęłam wspominać wydarzenie sprzed paru godzin, znów czułam się okropnie i niepewnie, ponieważ wciąż bałam się, że będzie starał się to powtórzyć.
-On naprawdę chciał ci to zrbić, czy to twój sposób zwrócenia na siebie uwagi? - pierwszy z mężczyzn potarł dłonie o kolana, a mnie jego słowa po prostu wkurzyły.
-Gdybym chciała zwrócić na siebie uwagę, pocięłabym się, albo wzięła kilka tabletek nasennych, a nie oskarżała Justina o próbę gwałtu. - warknęłam. - Niestety, moja matka jest na tyle głupia, że wierzy w każde słowo tego skurwysyna. - dodałam, po czym gwałtownie wstałam z krzesełka i zaczęłam przechadzać się po korytarzu.
Najwidoczniej, koledzy Justina byli równie denerwujący i irytujący, co sam Justin. Nie wytrzymałabym dłużej, siedząc razem z nimi, zwłaszcza, że dzisiaj wszystko podwójnie mnie wkurzało.
Wtedy z jednego z pomieszczeń wyszedł Justin. Wystraszyłam się na jego widok, nawet bardzo, dlatego odsunęłam się pod ścianę, aby zbędnie nie przykuwać uwagi. On jednak miał wyraźny zamiar podejścia do mnie, ponieważ już po chwili stał przede mną, a jego ciało znów stykało się z moim, tak jak wtedy, w moim pokoju.
Zamykając oczy, miałam nadzieję, że moment konfrontacji z nim minie szybciej. Stałam więc przed nim, z opuszczonymi powiekami, lecz nie czułam strachu, przynajmniej nie teraz. Nie skrzywdziłby mnie przecież na komisariacie, ponieważ wtedy uznałabym go za jeszcze głupszego, niż w rzeczywistości jest.
-Nie powiesz im o niczym, prawda, słonko? - teoretycznie mogłabym uznać to za zastraszanie, lecz jego głos był szczerze spokojny i opanowany.
-A jeśli powiem? Jeśli powiem, że chciałeś mnie zgwałcić? - założyłam ręce na piersi, tym samym tworząc między nami niewielką przestrzeń.
-Wiem, że tego nie zrobisz. Nikt ci nie uwierzy, ponieważ przede wszystkim powinna uwierzyć ci twoja matka, a ona tego nie zrobi. Jest zbyt zaślepiona, żeby mogła w końcu otworzyć oczy. - jedyne, z czego byłam w tym momencie zadowolona, to to, że Justin nie był bipolarny. Kiedy był zły, nie zmieniał nastroju w ciągu paru sekund. Tak samo, kiedy jest radosny. U niego zmiany trwają dłużej.
-Co zrobiłeś, że ona jest na każde twoje skinienie? - spytałam, marszcząc brwi, a na ustach Justina pojawił się uśmiech.
-Najwidoczniej mój urok osobisty tak ją oczarował, że nie potrafi zauważyć, jaki jestem naprawdę. - wzruszył ramionami. Doceniałam to, że przynajmniej był względem mnie szczery i nie śmiał mi się prosto w twarz.
-A zależałoby ci, aby poznała prawdziwego Justina? - wyszeptałam, patrząc mu głęboko w oczy.
-Ani trochę. Nie chcę, aby ktokolwiek poznał prawdziwego Justina. - poczułam, że w tym momencie odrobinę otworzył się przede mną, ponieważ wypowiedział to zdanie zupełnie szczerze. A ja zaczęłam się zastanawiać, co sprawiło, że Justin taki jest. I teraz, stojąc z nim twarzą w twarz, nie bałam się go i nie miało to nawet związku z naszym miejscem pobytu. Po prostu tamten Justin, ten, który chciał mnie skrzywdzić, nie był normalny, jakby opętały go złe duchy.
Wtedy z kolejnego pomieszczenia wyszedł David. Kiedy tylko zobaczył, jak blisko mnie znajduje się Justin, znów ruszył w moim kierunku i niemal w ostatniej chwili zatrzymał go policjant, który wyszedł zaraz za nim.
-Naprawdę chcesz mieć poważne kłopoty? Bo jeśli nie, zachowuj się normalnie. - upomniał go, potrząsając nim lekko za ramię.
-To prawda, Dav. Uspokój się. - mruknęłam, odpychając od siebie Justina i ignorując go w tym momencie.
-Więc już zapomniałaś, co chciał ci zrobić? A może podobało ci się to i tylko przede mną robiłaś z siebie ofiarę? - naprawdę zabolały mnie słowa brata i przez chwilę patrzyłam na niego w szoku, a kiedy w końcu doszłam do siebie i chciałam odpowiedzieć, odezwał się Justin.
-Zamknij się, dzieciaku i słuchaj tego faceta. - szatyn spojrzał na mnie przelotnie, a żeby nie wzbudzać podejrzeń, które ja i tak już odczułam, chwilę później odwrócił wzrok i odkaszlnął niezręcznie.
Jego zachowanie było conajmniej dziwne. Jakby zapomniał, co chciał mi zrobić. Jakby nie pamiętał moich krzyków i próśb. Czułam się teraz jeszcze bardziej zmieszana i zdezorientowana.
Nagle drzwi komisariatu otworzyły się, a do środka weszła osoba, której nie spodziewałabym się tutaj, a, co więcej, nie chciałam jej tutaj widzieć. Moja matka, pewnym krokiem ruszyła w naszym kierunku, kurczowo trzymając przy sobie torebkę. Gdy przeszła obok mnie, jakbym była niewidzialna, i pocałowała Justina w policzek na przywitanie, poczułam się jak zwykły śmieć, którego można wyrzucić do śmietnika, gdy tylko zacznie przeszkadzać i zawadzać.
David zobaczył, jak potraktowała mnie kobieta i, posyłając jej spojrzenie pełne pogardy, podszedł do mnie. Z nim jednak również nie chciałam rozmawiać, przez to, co powiedział parę chwil temu. Owszem, było to w nerwach, lecz już raz zranił mnie w ten sposób i obiecał, że najpierw będzie myślał nad swoimi słowami, a dopiero później wypowiadał je na głos. Nie zrobił tego, zadając mi ból. Kolejna osoba, kolejny już raz. Nie wiedziałam, z kim mogę normalnie porozmawiać, ponieważ wszyscy widzieli we mnie winę.
Wyszłam więc przed budynek, nie chcąc dłużej patrzeć na kogokolwiek, kto zamieszany jest w tę sprawę. Marzyłam o tym, aby najzwyczajniej w świecie odpocząć. Wyjechać gdzieś i pobyć zupełnie sama. Ostatnio nie służy mi przebywanie wśród ludzie i, chociaż nie lubiłam samotności, byłaby ona najlepszym rozwiązaniem.
-Lily, zaczekaj. - w pierwszym momencie odniosłam wrażenie, że mam omamy, jednakże kiedy odwróciłam się na pięcie, ujrzałam swoją rodzicielkę, która zbliżała się do mnie.
Nie byłam przekonana, czy powinnam poczekać i dać jej powiedzieć wszystko to, co chciała, czy może odejść i mieć w dupie ją oraz wszystkich dookoła.
-Posłuchaj mnie. - zaczęła, o dziwo łagodnie. - Ja wiem, że jesteś młoda. Każdemu zdarzają się błędy, zwłaszcza w takim wieku. Zauroczyłaś się, dobrze, postaram się to zrozumieć, dlatego chcę dać ci szansę. Zapomnijmy o wszystkim, co dzisiaj miało miejsce.
-Ale... - chciałam jej przerwać, lecz kobieta nie dała mi nawet dojść do słowa.
-Wybaczam ci to, Lily, pod warunkiem, że przestaniesz w końcu kłamać. I nie zbliżaj się do Justina, a wszystko wróci do normy...
~*~
Szablon jest jedynie tymczasowy, do czasu aż nie pojawi się ten, który zamówiłam parę dni temu :)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
ask.fm/Paulaaa962
sobota, 20 września 2014
Rozdział 7... - I'm afraid you and nothing can change that...
Siedząc razem z Justinem w jednym samochodzie, czułam się cholernie niezręcznie, zwłaszcza po tym, co zaszło między nami w szatni, po lekcji wychowania fizycznego. Nie potrafiłam spojrzeć mu prosto w oczy, unikałam jego spojrzenia, ponieważ wiedziałam, że to, do czego dopuściłam, nigdy nie powinno się wydarzyć. Justin jest partnerem mojej matki, a ja go przecież nienawidzę. Muszę o tym pamiętać, zwłaszcza w momencie, w którym szatyn zaczyna mnie dotykać, ponieważ wtedy jakbym traciła nad sobą kontrolę i za to jestem na siebie wściekła.
-Dlaczego nic nie mówisz? - mężczyzna zerknął na mnie przelotnie, lecz po chwili znów zatrzymał wzrok na przedniej szybie.
-Dlatego, że ty nic nie mówisz. - odparłam, z rękoma założonymi na piersi, ale nie byłam na tyle odważna, aby na niego spojrzeć.
-Czekam, aż ty się odezwiesz. Mogłabyś, hmm... - udał, że przez chwilę się nad tym zastanawia. - Skomentować to, co zaszło między nami w szatni. - spuściłam głowę, znów czując, że szatyn mnie zawstydził. Starałam się nie peszyć w jego otoczeniu, lecz kiedy tylko zaczynał mówić, od razu na moich policzkach pojawiały się delikatne rumieńce.
-Możesz do tego nie wracać? Skoro masz zamiar rozmawiać o tym, najlepiej nic nie mów i po prostu milicz. - warknęłam. Chciałam odpowiedzieć, a nawet odpyskować, dużo bardziej bezczelnie, jednak w jego otoczeniu jakby brakowało mi słów.
-Nie denerwuj się, księżniczko. Złość piękności szkodzi, nie słyszałaś o tym? - zachichotał, przyspieszając jednocześnie, a ja ponownie westchnęłam, zagłębiłam się w fotelu i modliłam się, aby nie odzywał się już do końca drogi.
Kiedy tylko mężczyzna zaparkował na podjeździe przed moim domem, chciałam jak najszybciej wysiąść z samochodu, iść do domu i po prostu zamknąć się w swoich czterech ścianach, lecz on pokrzyżował moje plany, zamykając drzwi od samochodu.
-Możesz mnie stąd łaskawie wypuścić? Nie zamierzam spędzić z tobą całego popołudnia. - na dźwięk moich słów, Justin jedynie prychnął śmiechem i pokręcił głową.
W tym momencie moim marzeniem było, aby zetrzeć z jego twarzy ten pieprzony uśmieszek, wszelkimi możliwymi sposobami. Cholernie mnie irytował sam jego widok, nie wspominając nawet o śmiechu.
-Przyznam szczerze, że bardzo chętnie spędziłbym z tobą całe popołudnie w tym ciasnym, ale jakże przytulnym samochodzie. - gdy zobaczyłam znaczący błysk w jego oku zrozumiałam, co ma na myśli, lecz nadal nie potrafiłam pojąć, jak można być tak chamskim i bezczelnym człowiekiem. U niego jest to wręcz chorobliwe. Ma manię wyższości i nie wiem, co musiałoby się stać, aby jego ego opadło chociaż odrobinę.
-Jesteś obrzydliwy. - skrzywiłam się, zniesmaczona, i ponownie chciałam wyjść z samochodu, a przynajmniej spróbować to zrobić, jednak wtedy poczułam dużą, silną dłoń, ułożoną na moim kolanie.
-Gdzie ci się tak spieszy, słoneczko? Bardzo mi smutno, gdy tak ode mnie uciekasz. - kiedy szatyn wydął dolną wargę, mogłabym powiedzieć, że wyglądał nawet słodko, lecz szybko pozbyłam się takiej myśli, która uporczywie pulsowała w mojej głowie.
Cholera, kogo ja chcę oszukać? Justin podoba mi się, czy tego chcę, czy nie.
-Znam to spojrzenie, maleńka. - więc jednak przyłapał mnie na obserwowaniu go. Pieprzyć to.
W międzyczasie jego dłoń kierowała się coraz wyżej, po moim nagim udzie, a praktycznie rzecz biorąc pomiędzy moimi udami. Celowo go nie zatrzymałam. Chciałam zobaczyć, jak daleko zdoła się posunąć. Jak na razie nic nie wskazywało na to, aby miał to przerwać, a ja z każdą chwilą stawałam się coraz bardziej poddenerwowana i spięta.
Wtedy zobaczyłam, stojącą w oknie w salonie, moją rodzicielkę. Wpatrywała się w nas, a ja poczułam ogromne wyrzuty sumienia, dlatego postanowiłam natychmiast przerwać całą tę szopkę.
-Justin, moja mama. - mruknęłam szybko, zabierając ze swojego ciała jego dłoń i przenosząc ją na jego kolano. Mężczyzna westchnął głośno, lecz nie starał się już dotykać mnie w żaden sposób.
Kolejny raz czułam się niezręcznie. Kolejny już dzisiaj raz dopuściłam i pozwoliłam mu na coś co nigdy nie powinno mieć miejsca, lecz jednocześnie skłamałabym, mówiąc, że nie podobało mi się to charakterystyczne uczucie w dole brzucha, kiedy mnie dotykał.
Razem wyszliśmy z samochodu, aby po chwili znaleźć się w domu. Nie patrzyłam już na Justina i nie starałam się nawet spojrzeć na niego ukradkiem. W ciszy zdjęliśmy buty i kurtki, a ciszę w przedpokoju przywała dopiero mama, która pojawiła się w pomieszczeniu, jakby z nikąd. Przywitała się z mężczyzną krótkim pocałunkiem w policzek, a kiedy Justin wyszedł z przedpokoju, zatrzymała wzrok na mnie.
Nie wiedziałam, czy powinnam obawiać się tego spojrzenia, czy też nie. Wiedziałam jednak, że mama chce ze mną o czymś porozmawiać. Widziałam to w jej oczach.
-Z twgo, co widzę, jesteście ze sobą dość blisko. - zaczęła, niby z uśmiechem, lecz pod tą maską kryła się powaga. Zawsze, gdy zaczynała temat o Justinie, grała, niczym aktorka z teatrze dramatycznym.
-Wydaje ci się. - mruknęłam, chcąc jak najszybciej zakończyć tę niezręczną wymianę zdań.
-Nie kłam, kochanie. - chociaż starała się to opanować, w jej głosie usłyszałam sporo jadu. Zabolało mnie to, nie powiem, lecz wiedziałam, że zasłużyłam na to. Chciałabym o wszystkim jej powiedzieć, ale to złamałoby jej serce, dlatego, mimo wszystko, wolałam milczeć.
-Nie kłamię, mamo. To, że zamieniłam z nim kilka zdań, nie oznacza od razu, że zostaliśmy przyjaciółmi. Z takim dupkiem nie da się zaprzyjaźnić. Nie mam pojęcia, jak mogłaś pokochać kogoś takiego. - dwa ostatnie zdania powiedziałam znacznie ciszej i chociaż chciałam zatrzymać je w sobie, mimowolnie wyleciały z moich ust, razem z potokiem słów.
-Nie zapominaj się. - kobieta ostrzegła mnie groźnie, a ja wiedziałam już, że rozzłościłam ją swoimi słowami.
-Kazałaś mi nie kłamać, więc mówię prawdę. - wzruszyłam ramionami i chciałam odejść w stronę schodów, lecz kobieta złapała mnie za ramię, nie pozwalając mi odejść.
-Zrobiłaś się ostatnio bardzo bezczelna. Masz zmienić swoje zachowanie.
-Najpierw przydałaby ci się zmiana faceta. - złość przejęła nade mną kontrolę, zawładnęła moim umysłem oraz z ciałem.
-Lily! - szatynka uniosła głos. Zdecydowanie wyprowadziłam ją z równowagi, chociaż wcale tego nie planowałam. Nie lubiłam kłócić się z matką i zawsze miałyśmy ze sobą bardzo dobry kontakt, lecz odkąd w jej, a właściwie w naszym życiu pojawił się Justin, wszystko zaczęło się pieprzyć. - Jak ty się zachowujesz!? Idź na górę i przemyśl sobie to wszystko!
Nie miałam siły, a tym bardziej ochoty, dalej się z nią kłócić, dlatego z obrażoną miną pobieglam na górę i zatrzasnęłam się w swoim pokoju.
Miałam dość ciągłych sprzeczek i nieporozumień. Justin mieszka tutaj zaledwie od dwóch dni, a już zamienił moje życie w piekło. Miałam dość zamieszania, jakie sprawił, przeprowadzając się do nas. Wywrócił wszystko do góry nogami i śmiał się z tego prpsto w moją twarz. Odnosiłam wrażenie, że ma on poważne zaburzenia psychiczne. Normalni ludzie nie zachowują się w ten sposób.
I wtedy zaczęłam myśleć o całej tej sytuacji w zupełnie inny sposób. Skoro, według mnie, Justin miał zaburzenia psychiczne, może oznaczało to, że przeszedł w swoim życiu przez wydarzenia, które zmieniły go i jego sposób patrzenia na świat. Może nie powinnam oceniać go jedynie po okładce, która, swoją drogą, była bardzo atrakcyjna. Może jeśli dam mu szansę, on zmieni swoje nastawienie do mnie.
Gdy zeszłam do salonu na obiad, zastałam mamę i Justina, siedzących przy stole. Nie wiedziałam, czy kobieta nadal jest na mnie zła, lecz musiałam brać taką okoliczność pod uwagę.
W ciszy więc usiadłam przy stole i spojrzałam na mamę, lecz ona nie obdarzyła mnie nawet jednym spojrzeniem.
Czyli zabierza mnie teraz ignorować? Zajebiście.
-Mamo, możesz podać mi sok? - spytałam kulturalnie, lecz ona nadal z uwielbieniem wpatrywała się w tego swojego kochasia. - Mamo, mówiłam coś do ciebie. - ponowiłam, znów bez jakiegokolwiek odzewu. Musiałam więc użyć bardziej radykalnych środków, aby zwrócić na siebie uwagę. - Mamo, David miał wypadek. - wiedziałam, że ostro przesadziłam, ale był to jedyny sposób, aby przestała mnie ignorować.
Możecie sobie jedynie wyobrazić, w jakim szoku byłam, kiedy ona nawet na mnie, kurwa, nie spojrzała.
-Justin, kochanie, przejdziesz się ze mną po obiedzie do sklepu? Muszę kupić parę rzeczy na kolację. - nie wierzę. Podczas kiedy, może i kłamiąc, lecz nie miało to teraz dużego znaczenia, mówię jej o naprawdę poważnych rzeczach, ona, jak gdyby nigdy nic, ślini się do tego faceta i nawet nie stara się słuchać moich słów.
-Przepraszam, jestem zmęczony i chciałbym się położyć. Mam nadzieję, że nie będziesz na mnie zła. - szatyn, zerkając na mnie ukradkiem, założył kosmyk włosów za ucho mojej mamy.
-Oczywiście, że nie. - cmoknęła jego policzek, sprawiając tym samym, że moja złość osiągnęła poziom kulminacyjny.
-Sprzedałam swoje dziedzictwo przypadkowemu facetowi po czterdziestce, którego poznałam przez internet! - wrzasnęłam na całe gardło. Nie sądziłam nawet, że będę stanie wypowiedzieć coś takiego. Justin zaczął się trząść ze śmiechu, jednocześnie starając się, aby nie wybuchnąć śmiechem, podczas kiedy moja matka nawet nie drgnęła.
O nie. Miarka się przebrała...
Gwałtownie wstałam od stołu i chwyciłam w dłoń szklankę, którą z impetem rzuciłam o ścianę. Szkło rozbiło się o nią i spadło na podłogę w postaci wielu, może nawet kilkuset, odłamków. Dopiero wtedy matka oderwała wyrok od Justina i spojrzała na mnie.
-Mi zawracasz uwagę, że źle się zachowuję, a zobacz, co sama robisz! Zachowujesz się, jak jakaś pieprzona małolata! Ignorujesz mnie, nie dajesz mi dojść do słowa! To nie jest normalne! Zanim zaczniesz zwracać uwagę mi, popatrz najpierw na siebie! - wrzasnęłam i, ze łzami w oczach, pobiegłam na górę, ignorując nawet burczący brzuch, który wyraźnie domagał się jedzenia.
Teraz nie miało to już znaczenia. Chciałam wypłakać się w spokoju i przemyśleć, co zmienić w swoim życiu, aby najzwyczajniej w świecie nie zwariować.
Siedziałam na parapecie w swoim pokoju, patrząc tępo przez okno. Co chwila po ulicy przechadzali się szczęśliwi, uśmiechnięci ludzie. Wyglądali, jakby ich dusze nie rozpraszały żadne problemy. Ja również wyglądałam tak jeszcze dwa dni temu. Teraz zazdrościłam tym wszystkim ludziom. Ciężko było mi uśmiechnąć się bez powodu.
Zauważyłam, jak moja matka, na którą byłam w tym momencie wściekła, wyszła z domu i zaczęła kierować się w stronę sklepu, w którym zawsze robiła zakupy. Oznacza to, że zostałam z Justinem sama w domu. Nie wiedziałam, jak mam na to zareagować. Obiecałam sobie, że dam mu szansę, ponieważ może wtedy zacznie zachowywać się inaczej. Wierzyłam w to.
Nim jednak zdążyłam głębiej przemyśleć tę sprawę, drzwi od mojego pokoju otworzyły się, a do środka wszedł ten, który od dwóch dni niemal nieprzerwanie zajmuje moje myśli. Byłam zdziwiona, gdy mężczyzna zaczął zbliżać się do mnie, w dalszym ciągu nic nie mówiąc.
-Justin, co... - nie dane było mi dokończyć. Szatyn stanął przede mną, układając dłoń na moim nagim udzie i gładząc je delikatnie. Zmarszczyłam brwi, powoli zeskakując z parapetu.
O co mu chodzi?
-Nic nie mów, niunia. Dobrze wiem, że chcesz tego tak samo, jak ja. - wyszeptał mi do ucha, stając tak blisko, że nasze ciała dociśnięte były do siebie.
Z początku nie zrozumiałam jego słów, lecz gdy zaczął wsuwać dłonie pod moją koszulkę, doskonale zrozumiałam i, niestety, mogłam odczuć je na własnej skórze.
-Zabieraj łapy. - uniosłam się gwałtownie i chciałam odepchnąć go od siebie, lecz był zbyt postawny, zbyt umięśniony i po prostu zbyt silny.
Mężczyzna uśmiechnął się z sposób, w który jeszcze nigdy nie uśmiechał się do mnie. Nie był to uśmiech ironiczny, nie był kpiący, nie był bezczelny i nie był złośliwy. Nie było również szczery, miły, bądź sympatyczny. Ten uśmiech był straszny, a ja przeraziłam się nie na żarty.
-Nie bój się skarbie. Nie chcę zrobić ci krzywdy, tylko sprawić zajebistą przyjemność. - mruknął niskim, zachrypniętym głosem.
Popchnął mnie lekko na ścianę, więc zmuszona byłam oprzeć się o nią. Sam znów stanął tak blisko mnie, że między nasze ciała nie dałoby się wsunąć nawet najcieńszej kartki papieru. W pewnym momencie poczułam wybrzuszenie w jego spodniach, które dociskał do mojego ciała. Było to okropne uczucie, którego chciałam się pozbyć.
-Odsuń się ode mnie, zostaw mnie! - pisnęłam i próbowałam się szarpać, jednak wtedy szatyn złapał moje wąskie nadgarstki jedną dłonią i docisnął je do ściany nad moją głową. Zaczął całować mój dekolt i szyję, a ja z każdym jego pocałunkiem coraz bardziej wypadałam w panikę. Moje marne próby nic nie wskórały, aż w końcu doprowadziły do tego, że Justin zdjął ze mnie bluzkę i odrzucił ją na łóżko.
Wtedy zaczęłam płakać, od razu bardzo mocno. Przed moimi oczami stanęły wszystkie podobne ceny, jakie widziałam w filmach i serialach. Chociaż okoliczności wskazywały na to samo, tamci mężczyźni byli brutalni w stosunku do swoich ofiar. Justin natomiast zachowywał się tak, jakby był święcie przekonany, że ja również tego chcę.
-Proszę, przestań, ja nie chcę, słyszysz? - wydukałam przez łzy, cały czas powtarzając te same słowa.
-Kotku, nie płacz. Zobaczysz, spodoba ci się. - gdy spojrzałam w jego oczy, przeraziłam się tak, jak jeszcze nigdy. Wszystko to, co działo się dookoła, było niczym, w porównaniu do jego spojrzenia. Nie żartuję, wolałabym zostać pochowana żywcem, niż ponownie spojrzeć w jego przerażające oczy. Patrzył się na mnie z teoską i miłością, rozumiecie? Z troską i, kurwa, miłością! Był to zdecydowanie najgorszy moment w całym moim życiu.
Justin wpadł jakby w trans. Nie wiedział, co robi, a przynajmniej ja miałam takie przeczucie, po dosłownie dwóch sekundach wpatrywania się w jego oczy. Był spokojny i opanowany, a ja byłam już niemal pewna, że psychika tego człowieka nie działa prawidłowo.
W tym momencie mężczyzna odsunął się ode mnie, lecz zanim zdążyłam wykonać jakikolwiek ruch, szatyn popchnął mnie na łóżko. Ocierając przelotnie załzawione oczy, chciałam przejść po materacu na kolanach i uciec stąd, jak najdalej od niego, jednak kiedy tylko zrobiłam pierwszy krok, szatyn złapał mnie za biodra, jednocześnie ściągając ze mnie krótkie, dresowe spodenki. Popchnął mnie na poduszki, a ja mimowolnie opadłam na nie, będąc w samej bieliźnie. Justin, cały czas z tym samym błyskiem w oczach, naparł swoim ciałem na moje, uprzednio zdejmując z siebie koszulkę i odrzucając ją na podłogę.
-Proszę, przystań! Justin, błagam! - znów pisnęłam, gdy mężczyzna zaczął całować wiierzch moich piersi, odkrytych spod stanika.
-Już teraz mnie błagasz, aniołku? - zachichotał, ale, znów, nie bezczelnie, czy wulgarnie. Gdyby nie obecna sytuacja, w której chce mnie skrzywdzić, uznałabym jego śmiech za sympatyczny.
To chore...
Siadając okrakiem na mojej dolnej połowie, błądził dłońmi po moim niemal nagim ciele, delikatnie, jakby faktycznie chciał sprawić mi przyjemność. Nie potrafił jednak zrozumieć, że ja nie chcę, nie mam najmniejszego zamiru zrobić to z nim. I to jeszcze bardziej utwierdzało mnie w przekonaniu, że Justin ma problemy psychiczne.
Nagle usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwi wejściowych. Na moment, zamarłam, a chwilę później poczułam tak ogromną ulgę, jak jeszcze nigdy. Oznaczało to, że moja rodzicielka wróciła. I nie miało teraz znaczenia, że byłam na nią wściekła. Uratuje mnie od tego, co chce zrobić szatyn, a to było przecież najważniejsze.
Mężczyzna gwałtownie zsunął się ze mnie i zszedł z łóżka, szybko wsuwając na siebie koszulkę, którą podniósł z podłogi. Przeczesał włosy palcami, aby nie były tak bardzo potargane, jednocześnie starając się unormować przyspieszony oddech.
Na moich ustach, pomimo łez, pojawił się delikatny uśmiech. Nie zostanę skrzwydzona, Justin już więcej mnie nie dotknie. Była to najpiękniejsza myśl, jaka mogła pojawić sie w tym momencie w mojej głowie.
Wtedy, drzwi od mojego pokoju otworzyły się, a do środka weszła mama. Stanęła, jak wryta, kiedy zobaczyła Justina, stojącego przed moim łóżkiem, a gdy jej wzrok wylądował na mnie, zamarła. Przez chwilę tępo wpatrywała się we mnie, prawdopodobnie starając się zrozumieć tę sytuację, ale, cóż, było to niezmiernie trudne.
-Co... Co tu się dzieje? - wyjąkała, przełykając głośno ślinę. Równocześnie zacisnęła pięści, co wskazywało na to, że była zła.
A ja ciszyłam się, mimo wszystko, ponieważ teraz mama zrozumie, jakim człowiekiem jest Justin i raz na zawsze wykreśli go ze swojego, z naszego życia. Każe mu się wyprowadzić, a ja na nowo odzyskam spokój, którego tak bardzo mi brakowało.
-Alison... - zaczął mężczyznam więc i ja na niego spojrzałam, podpierając się na jednym łokciu i ocierając z policzków łzy. - Twoja córka chciała mnie uwieść...
~*~
Witam. Cóż, taka nagła zmiana akcji :)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
ask.fm/Paulaaa962